Rozdział XVIII

7.1K 284 10
                                    

Emily P.O.V.

Widziałam, że Sam nie wie, od czego zacząć. Stałam naprzeciwko niego i czekałam, aż wreszcie się odezwie. Kiedy powiedziałam mu, że nie wiem, komu mogę ufać, a komu nie, byłam absolutnie szczera. Miałam teraz taki mętlik w głowie, że nie potrafiłam sobie z tym poradzić sama.

- Zapewniam cię, że jestem z tobą całkowicie szczery. – zaczął, patrząc mi w oczy – Emily, zrozum, wtedy, trzy lata popełniłem największy błąd życia. Już wcześniej chciałem wrócić do ciebie i postarać się wszystko wytłumaczyć, ale za każdym razem tchórzyłem. Bo wiedziałem, że jedyne, co od ciebie otrzymam to cios w pysk, a nie przebaczenie. Dlatego cierpliwie czekałem. Ale gdy dowiedziałem się, że wychodzisz za Michaela, uświadomiłem sobie, że to ostatni dzwonek. Że jeśli czegoś nie zrobię, i to szybko, to stracę cię na zawsze. Z tego powodu wróciłem. Kiedy poznałem cię ponad cztery lata temu, miałem wrażenie, że widzę anioła. Nigdy nie poznałem takiej kobiety jak ty i im lepiej cię poznawałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że jesteś najlepszym, co mogło mi się przytrafić. Wiesz, jak żyłem, póki cię nie poznałem: byłem dupkiem, nie przywiązywałem wagi do uczuć innych i nigdy nie angażowałem się na poważnie. Ale ty coś we mnie zmieniłaś. Sprawiłaś, że się zmieniłem, że zaczęło mi zależeć. Chciałem się stać lepszy dla ciebie. I udało mi się to, dopóki na nowo wszystkiego nie spieprzyłem. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że od ciebie odszedłem. Bo kocham cię ponad wszystko. Odkąd się rozstaliśmy, nie spojrzałem na żadną inną kobietę, nie umówiłem się z żadną. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz najważniejszą kobietą w moim życiu. A przez swoje tchórzostwo zmarnowałem trzy lata, w czasie których moglibyśmy być już małżeństwem, może nawet mieć dzieci. Zmarnowałem trzy lata naszego wspólnego życia. – nagle padł przede mną na kolana i popatrzył błagalnie – Proszę cię, powiedz, że dasz mi szansę. Że przynajmniej postarasz się mi wybaczyć i spróbujemy jeszcze raz.

Czułam, że coś zaczyna we mnie pękać. W oczach stanęły mi łzy. Kiedy tak stałam i słuchałam tego, co mówi Sam, wierzyłam, że mówi szczerze. Widziałam to w jego oczach.

I tak naprawdę, to wciąż go kochałam. Mogłam się wypierać tego, ile dusza zapragnie, ale gdzie w tym sens ? To zawsze był on. Nawet kiedy odszedł, nie znienawidziłam go. Chciałam to zrobić, ale nie potrafiłam. Kochałam go pomimo wszystko.

- Wybaczam ci. – powiedziałam zdławionym głosem, siadając na piasku tak, żebyśmy byli na równi. Ludzie, którzy nas mijali, przyglądali nam się dziwnie, ale co mi tam. – Nie chcę dłużej udawać. Nie będę zgrywać twardej i powiem wprost, że gdy odszedłeś, to poczułam się tak, jakby ktoś mi wyrwał serce z piersi. Porzucając mnie, zabrałeś ze sobą kawałek mnie. Ale gdy teraz wróciłeś, czuję że ten brakujący kawałek wrócił na swoje miejsce. Czuję, że wreszcie jest tak, jak być powinno.

- Czyli że dasz nam jeszcze jedną szansę ? – popatrzył na mnie, a na jego twarzy zaczynał pojawiać się ogromny uśmiech.

- Tak. – odparłam – Ale ostatnią. Jeśli tym razem coś skopiesz, to kaplica. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.

Ledwie zdążyłam dokończyć zdanie, a Sam pochylił się i pocałował mnie mocno w usta. Zaskoczył mnie tym, dlatego przewróciłam się na piach na plecy, na szczęście mężczyzna zdążył złapać mnie w pasie, przez co zamortyzował upadek. Teraz zawisł nade mną, wspierając się na rękach po obu stronach mojej głowy i przez chwilę po prostu przyglądał mi się w milczeniu, jakby uczył się mnie na pamięć.

- Nie zranię cię. – obiecał – Nigdy więcej cię nie zranię.

Pokiwałam tylko głową, o dziwo, wierząc mu, po czym Sam ponownie się pochylił i pocałował mnie w usta, a ja kompletnie zatraciłam się w tym pocałunku.

Wiedziałam, że nie możemy zapędzić się za bardzo, w końcu byliśmy w publicznym miejscu, dlatego, gdy poczułam, że Sam wkłada mi rękę pod bluzkę i dotyka gołej skóry na moim brzuchu, otworzyłam oczy i oderwałam się od niego.

- Nie tutaj. – wyszeptałam, a mężczyzna zrozumiał, bo pokiwał głową, po czym wstał i pomógł podnieść się mi.

Trzymając się za ręce, ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Szliśmy w ciszy, która kompletnie nam nie ciążyła.

Gdyby jeszcze kilka tygodni temu ktoś mi powiedział, że ja i Sam wrócimy do siebie, śmiechem bym go zabiła. Ale jak widać, życie pisze własne scenariusze i nie pyta nas o zdanie.

Jak tylko dotarliśmy do domu, zdziwiliśmy się widząc czarnego mustanga, który stał zaparkowany obok auta Sama.

- Co Nate tutaj robi ? – zdziwił się mężczyzna, przystając na podjeździe.

- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Chodź, to zaraz się dowiemy.

Pociągnęłam go za rękę i razem weszliśmy do domu. Jak tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, usłyszeliśmy śmiech Meg. Weszliśmy do salonu i zastaliśmy dziewczynę siedzącą na sofie, a Nate siedział obok niej, trzymając na kolanach Thomasa. Muszę powiedzieć, że widok był niezwykły. Ja i Sam stanęliśmy jak wmurowani, nie wierząc w to, co widzimy.

- O, jesteście już ! – powiedziała Meghan, gdy zauważyła nas w wejściu.

- No cześć. – odpowiedziałam niepewnie, zerkając to na nią, to na Nate'a i na małego – Widzę, że już się poznaliście.

- Tak. – wtrącił Nate – Twoja przyjaciółka była na tyle miła, że wpuściła mnie do domu i pozwoliła na was zaczekać.

- Właśnie widzimy. – mruknęłam tak cicho, że tylko Sam mnie usłyszał. Uśmiechnął się półgębkiem, patrząc na parę przed nami.

- Co cię sprowadza bez zapowiedzi ? – zapytał mój chłopak, siadając na fotelu naprzeciwko Nate'a. Ja usiadłam na drugim fotelu, obok niego.

Nagle mężczyzna spoważniał i stwierdził:

- Nie spodoba wam się to, co zaraz powiem. 

Poczułam, że cały mój dobry humor diabli wzięli. Zerknęłam na Sama obok mnie i widziałam, że napiął wszystkie mięśnie, jakby czekając na atak.

- O co chodzi ? – spytał Sam.

- Dzisiaj do firmy przyszedł Michael. – zaczął, a ja już wiedziałam, że to, co zaraz usłyszę, będzie katastrofą. Przyjaciel Sama był prezesem firmy, która zajmowała się skupowaniem lokali, remontowaniem ich i sprzedawaniem po korzystnych cenach. Można powiedzieć, że był kimś w rodzaju agenta nieruchomości i budowlańca w jednym. – Powiedział, że ma do sprzedania mały lokal i czy nie byłbym zainteresowany kupnem.

- O jaki lokal chodziło ? – spytałam cicho.

- O kawiarnię, w której pracujesz. – wyjaśnił – Nie miał aktu własności, dlatego go odprawiłem, ale powiedział, że to tylko kwestia czasu, aż lokal będzie prawnie jego.


-------------------------------------------


Kolejny rozdział dodam jutro wieczorem :-).  

Znowu tyWhere stories live. Discover now