Rozdział XXXV

5.9K 233 3
                                    

Emily P.O.V.

- W takim razie nie ma czasu do stracenia. – stwierdziła Lauren – Zadzwoń do niej i zapytaj, czy może tutaj przyjść w ciągu godziny.

- Dobrze. – pokiwałam głową, po czym wybrałam numer Jane. Dziewczyna odebrała po czwartym sygnale.

- Tak słucham ? – zaczęła.

- Cześć, Jane, tutaj Emily. – powiedziałam – Mam do ciebie prośbę, ale to nie jest rozmowa na telefon. Możesz przyjechać do nas do domu ?

- W sensie, że teraz ? – spytała zaskoczona.

- Tak, teraz. – potwierdziłam – To naprawdę ważne.

-Dobrze. – westchnęła po chwili – Przyjadę najszybciej, jak się da.

- Dziękuję. – rzuciłam z ulgą i się rozłączyłam, po czym przekazałam wszystkim: - Przyjedzie.

- Świetnie. – stwierdził Sam – Miejmy tylko nadzieję, że nas nie wyśmieje.


********


Kiedy wyszłam do kuchni, żeby przygotować nam wszystkim coś do jedzenia i picia, usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się od szafki i zobaczyłam, że to Sam. Objął mnie od tyłu w pasie i przyciągnął do swojej piersi, po czym pocałował w szyję.

- Denerwujesz się ? – mruknął mi do ucha.

- A jak myślisz ? – westchnęłam, odwracając się do niego przodem – Oczywiście, że się denerwuję. To wszystko zaczyna mnie przerastać.

- Damy sobie radę, zobaczysz. – zapewnił mnie, całując w czoło – A potem skupimy się na sobie.

Uśmiechnął się do mnie rozbrajająco, przez co mimo tego, że nie byłam w humorze, nie powstrzymałam się i zaśmiałam się głośno.

Sam pocałował mnie w usta, a ja odruchowo zaplotłam ręce na jego szyi. Mężczyzna złapał mnie pod udami i posadził na blacie, po czym ustawił się między moimi nogami.

Po chwili oderwaliśmy się od siebie i patrzyliśmy na siebie w ciszy. Kochałam Sama i wiedziałam, że on odwzajemnia to uczucie. Widziałam to w jego oczach, w sposobie, w jaki mnie obejmuje. Jeśli kiedykolwiek miałam wątpliwości co do autentyczności naszego związku, teraz rozwiały się jak pyłek na wietrze. 

- Lepiej przygotuję nam coś do jedzenia i picia, a ty wracaj do salonu. – stwierdziłam, zeskakując z blatu, a mężczyzna niechętnie odsunął się ode mnie.

- Może jednak przyda ci się pomoc ? – spytał.

- Nie, dam sobie radę, naprawdę. – zapewniłam go – Poza tym, oboje wiemy, jak się skończy twoje pomaganie mi w kuchni.

- No dobrze. – mruknął niechętnie i jeszcze raz pocałował mnie w usta – Ale zaraz do nas wracaj.

- Jasne. – puściłam do niego oczko, po czym odwróciłam się do szafek, wyciągając z nich kubki, talerzyki i wszystko, co było mi potrzebne. 


Dokładnie dwadzieścia minut później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Meghan poszła otworzyć i wprowadziła Jane do salonu. Kiedy kobieta zobaczyła, jak duże ma towarzystwo, przystanęła i popatrzyła na mnie ze strachem w oczach.

- O co chodzi ? – spytała.

- Zaraz ci wyjaśnimy. – zapewniłam ją i wskazałam krzesło – Usiądź, proszę. Masz ochotę na coś do picia ?

- Kawę, czarną i bez cukru, poproszę. – powiedziała cicho, a ja kiwnęłam głową i szybko weszłam do kuchni, żeby nastawić wody w czajniku.

Chwilę potem wróciłam do salonu i zauważyłam, że panuje w nim totalna cisza. Sam patrzył na Jane tak, jakby chciał jej coś zrobić, a kobieta była tego świadoma, bo wierciła się niespokojnie na krześle. Nate i Meghan rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, a Lauren wyglądała przez okno, zamyślona.

- No dobrze. – zaczęłam, stawiając przed Jane filiżankę z kawą. Dziewczyna podziękowała mi cicho, a ja usiadłam na sofie obok mojego chłopaka. – Poprosiłam cię, żebyś tutaj przyszła ponownie, ponieważ mamy pewien plan związany ze zniszczeniem Michaela w sądzie, ale do tego potrzebna nam twoja pomoc.

- Dobrze. – kobieta pokiwała ostrożnie głową – Zanim podejmę decyzję, chciałabym dowiedzieć się, jaki jest wasz plan i moja rola w nim.

- Lauren ? – spojrzałam na prawniczkę – Możesz jej to wyjaśnić ?

- Oczywiście. – uśmiechnęła się do mnie lekko, po czym podeszła do Jane i usiadła na krześle naprzeciwko – Emily powiedziała nam, że widziała pani zdjęcia jej i jej przyjaciół w domu Michaela. Gdyby udało nam się udowodnić, że Sorrensen rzeczywiście śledzi moich klientów, wręcz ich prześladuje, poddamy wątpliwości jego wiarygodność.

- Ale jak chcecie zdobyć te zdjęcia ? – Jane popatrzyła to na Lauren, to na mnie - Nie chcemy ich zdobywać. To by było zbyt proste: Michael mógłby łatwo podważyć nasze dowody, mówiąc, że sami spreparowaliśmy te zdjęcia i chcemy go w to wrobić. My tylko chcemy udowodnić, że one znajdują się w jego domu. I tu zaczyna się pani rola. Musimy dostać się do domu Michaela, jednocześnie mając pewność, że jego w nim nie będzie. Innymi słowy, chcemy się tam włamać. Jednak, żeby to zrobić i nie wzbudzać podejrzeń ochrony, potrzebujemy kluczy do jego mieszkania.

- I to ja mam je zdobyć ? – zapytała kobieta z powątpieniem.

- Tak. – potwierdziła Lauren – Spotka się pani z Michaelem pod pretekstem przekazania mu informacji, że udało się pani wrobić Sama w bycie ojcem pani dziecka, a Emily uciekła od niego z płaczem. I w jakiś sposób zdobędzie od niego pani klucze: nie wiem, niech go pani przytuli, pocałuje, cokolwiek, byleby tylko wyjąć mu te klucze z kieszeni. Rozumie mnie pani?

- Rozumiem. – Jane pokiwała głową, przełykając głośno ślinę – I zrobię to. Ale musicie mi jedno obiecać.

- Co takiego ? – spytałam, marszcząc czoło.

- Że wykończycie Michaela Sorrensena w sądzie. – rysy jej twarzy stwardniały i zobaczyłam czystą nienawiść, jaką ta kobieta do niego żywiła.

- To ci możemy obiecać. – powiedziałam, zerkając na Lauren, a ona przyznała mi rację, kiwając głową. 

- Świetnie. – Jane uśmiechnęła się do nas wszystkich niepewnie – Zadzwonię do niego jeszcze dzisiaj i umówię się z nim na spotkanie. Nie wiem, czy uda się to zrobić jeszcze dzisiaj, bo nie chcę wzbudzać podejrzeń i zbytnio nie nalegać, ale gdy tylko coś z nim ustalę, od razu dam wam znać.

- Oczywiście. – odparła Lauren – Będziemy czekać na wiadomość od pani.

Jane już zbierała się do wyjścia, ale zatrzymała się jeszcze w drzwiach i popatrzyła na mnie i Sama.

- Chciałam was przeprosić. – powiedziała nagle – To, co zrobiłam, co powiedziałam, przychodząc tutaj wczoraj, było okrutne i wredne. Ale chcę, żebyście wiedzieli, że gdybym miała wybór, nie zrobiłabym tego. Michael mnie do tego zmusił szantażem, czego nigdy mu nie wybaczę.

- Rozumiemy cię. – zapewniłam ją – I nie musisz nas już przepraszać. Wystarczy, że teraz pomożesz nam go pokonać.



-------------------------------------------------


Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem ?

Piszcie w komentarzach, co myślicie i gwiazdkujcie ;-).

Kolejny rozdział dodam w czwartek wieczorem :-).  

Znowu tyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ