Rozdział XI

7.5K 297 9
                                    

W POPRZEDNIEJ CZĘŚCI:

- Cześć, Emily. – powiedział Mike, wstając z krzesła, jednak nie wykonał żadnego ruchu, by zbliżyć się do mnie. – Co cię sprowadza ?

- Musimy porozmawiać. – wyjaśniłam poważnie.


---------------------------------------------------------------------


- Akurat teraz ? – zdziwił się mój narzeczony. Miałam wrażenie, że nie pasuje mi, że przyszłam do jego kancelarii, ale cóż – już tutaj jestem.

- Tak. – odpowiedziałam stanowczo – To ważne.

- No dobrze. – westchnął mężczyzna i wskazał mi krzesło, na którym mam usiąść, po czym zajął miejsce za biurkiem – Więc co jest tak ważne ?

- Mike... - zaczęłam, po czym wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam z siebie szybko – Przemyślałam sobie kilka spraw i nie mogę zostać twoją żoną.

W gabinecie zapadła cisza i miałam wrażenie, że mężczyzna nie dosłyszał, co powiedziałam, bo patrzył na mnie nieobecnym wzorkiem.

- Jak to nie możesz zostać moją żoną ? – spytał przez zaciśnięte zęby.

- Zrozum, oboje chcemy od życia czego innego. – powiedziałam – Jesteśmy z dwóch różnych światów. Do tej pory mi to nie przeszkadzało, ale ostatnio uświadomiłam sobie, jak bardzo się różnimy. Ja nie lubię imprez wydawanych przez twoich rodziców. Generalnie nie lubię twoich rodziców, z wzajemnością. Ty moich też nie jesteś fanem, nie oszukujmy się. To się po prostu nie uda.

- Poczekaj moment. – wtrącił Michael, podnosząc dłoń do góry – Chcesz mi wmówić, że tak nagle dotarło do ciebie, że kompletnie do siebie nie pasujemy ? Myślisz, że ja w to uwierzę ? Już wiem, o co chodzi. O naszą kłótnię, tak ? Zapomnijmy o tym. – wstał i obszedł biurko, kucając przy moim krześle, po czym złapał mnie za lewą dłoń – Wszystko się ułoży. Ja będę mniej pracował, ty w końcu przekonasz się do moich rodziców. Zobaczysz, pokonamy ten kryzys.

Patrzyłam na jego twarz, a w moich oczach stanęły łzy. Wiedziałam, że to co powiem za chwilę, dobije zarówno jego, jak i mnie.

- Tylko, że ja cię już chyba nie kocham. – szepnęłam, nie patrząc mu w oczy. Na te słowa Mike puścił moją dłoń, po czym wstał i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Ja również wstałam, bo nie czułam się komfortowo.

- Jak to mnie nie kochasz ? – spytał cicho z niedowierzaniem. Widziałam w jego oczach ból, który sprawiłam mu tymi słowami, przez co poczułam się jak ostatnia zołza.

- Przykro mi. – stwierdziłam, chociaż wiem, że to najgorsze, co mogłam powiedzieć – Po prostu...gdzieś po drodze się zgubiliśmy, oddaliliśmy się od siebie. A ja nie chcę oszukiwać ani ciebie, ani siebie. Lepiej zakończyć to teraz, niż w przyszłości przechodzić przez piekło.

- Skoro tak sprawiasz sprawę. – rzucił Michaelo i przybrał obojętny wyraz twarzy – To chyba muszę się z tobą zgodzić.

Zdjęłam pierścionek zaręczynowy z palca i położyłam go na jego wyciągniętej dłoni.

- Jesteś wspaniałym facetem, Mike. – powiedziałam na koniec – Ale nie dla mnie.

Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i wyszłam z gabinetu mojego byłego już narzeczonego, powstrzymując resztkami sił łzy, które cisnęły mi się do oczu.

Znowu tyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang