Rozdział IX

7.8K 307 26
                                    

Porozmawiałam z Meghan jeszcze przez godzinę, po czym moja koleżanka wyszła. Wiedziałam, że muszę przemyśleć sobie kilka spraw, a zawsze najlepiej myślało mi się w samotności.

Z jednej strony był Sam, który twierdził, że wciąż mnie kocha. Tylko skąd mam pewność, że on w ogóle kiedykolwiek mnie kochał ? Przecież gdyby żywił do mnie tak silne uczucia, nie uciekłby przy pierwszej nadążającej się okazji, gdy tylko sprawy zaczęły robić się poważne.

Poza tym, teraz mam Michaela. Może nie jest ideałem, ale przez dwadzieścia trzy lata życia nauczyłam się, że ideały istnieją tylko w książkach i w filmach. Mike wie, czego potrzebuję i daje mi poczucie bezpieczeństwa i stabilizację. No i co najważniejsze – kocham go. Przecież gdyby tak nie było, nie zgodziłabym się za niego wyjść.

Może pojawienie się Sama jest jakąś próbą ? Próbą naszego związku, albo tego, w jakim stopniu zależy mi na Michaelu ?

Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Przez chwilę bałam się, że to Sam wrócił i już byłam gotowa się na niego wydrzeć, ale na progu mojego domu stał mój narzeczony.

- Cześć. – powiedziałam, zaskoczona jego widokiem. Mike zazwyczaj nie wpadał bez zapowiedzi: wcześniej dzwonił.

- Hej. – uśmiechnął się i pocałował mnie w usta na powitanie. Po chwili oparł się o stół i spojrzał na mnie taksującym wzorkiem. – Przebierz się, bo wychodzimy.

Spojrzałam na szorty i białą, koronkową bluzkę, które miałam na sobie i zapytałam mężczyznę:

- A co nie tak z moim strojem ?

- Jedziemy do moich rodziców. – wyjaśnił – Zaprosili na popołudnie paru znajomych i tak ubrana raczej nie będziesz tam pasować.

- Miło, że wszystko ustaliłeś, a nie zapytałeś mnie o zdanie. – mruknęłam.

- A masz coś lepszego do roboty ? – popatrzył na mnie jak zniecierpliwiony ojciec na nastoletnią córkę – Oboje dobrze wiemy, że niedziele zazwyczaj spędzasz w domu albo na plaży. A skoro cię zastałem, to znaczy, że nigdzie się nie wybierasz. Więc możesz bez dyskusji ubrać się ładnie i pojechać do moich rodziców, prawda ?

- Czy ja wyglądam jak zabawka ? – zapytałam z pretensją w głosie – Myślałam, że jesteśmy parą. Bo póki co to mam wrażenie, że ty jesteś panem, a ja niewolnicą. Może nie mam ochoty jechać do twoich rodziców, na jakieś ,,przyjęcie", co ? Pomyślałeś o tym chociaż przez chwilę ?

- O co ci chodzi, Emily ? – Mike zmarszczył brwi. Widziałam, że wkurzyłam go swoim zachowaniem, ale on też nie jest w stosunku mnie fair. – Czy to źle, że chcę spędzić z tobą czas ? Przecież za niecałe trzy tygodnie się pobieramy, na litość Boską !

- Nie rób ze mnie potwora, czy wrednej narzeczonej, dobrze ?! – odbiłam pałeczkę – Nie raz i nie dwa mówiłam ci, że nie lubię tych wszystkich lunchów i kolacji u twoich rodziców ! Nie czuję się dobrze w tym towarzystwie. A ty, zamiast mnie zrozumieć i odpuścić, namawiasz mnie do nich jeszcze bardziej !

- Dlaczego my w ogóle się o to kłócimy, co ? – zapytał po chwili – Przecież to irracjonalne ! Zachowujemy się jak małżeństwo z kilkunastoletnim stażem, które nie potrafi dojść do ładu, co obejrzeć wieczorem w telewizji ! Ubieraj się i zakończmy tę farsę !

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on w ogóle przez jedną minutę słuchał, co mu mam do powiedzenia ?

- Nie. – szepnęłam.

- Słucham ? – Mike spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu.

- Nie. – powtórzyłam głośniej – Nigdzie z tobą nie jadę. Nie mam na to ochoty.

- W porządku. – odpowiedział mężczyzna, zaciskając szczęki. Podszedł do drzwi frontowych i otworzył je, jednak zanim wyszedł, dodał – Zadzwoń do mnie jak dojrzejesz. Bo nie mam ochoty użerać się ze smarkulą.

Po tych słowach zamknął za sobą głośno drzwi, zostawiając mnie samą w mieszkaniu.

Co właśnie zaszło ?

Tak naprawdę to była nasza pierwsza poważna kłótnia. Do tej pory zawsze się z nim zgadzałam i robiłam to, o co mnie prosił. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

W głębi serca miałam nadzieję, że Mike przeprosi mnie i powie, że nie musimy nigdzie jechać, że możemy porobić coś tylko we dwoje.

Przecież ostatnio my się praktycznie nigdy nie widujemy. A gdy już się spotykamy, to rozmawiamy albo o przygotowaniach do ślubu, albo o jego pracy, albo spotykamy się ze znajomymi.

Cofam to, co powiedziałam wcześniej na temat Michaela – teraz mam jeden, wielki mętlik w głowie i kompletnie nie wiem, co dalej.


Sam P.O.V.

- Źle to wszystko rozegrałeś. – powiedział Nate. Poznaliśmy się na studiach i od tamtej pory byliśmy przyjaciółmi. Bardzo lubił Emily i gdy dowiedział się, że ją rzuciłem, stłukł mnie na kwaśne jabłko, po czym obrzucił wyzwiskami. Oczywiście wybaczyłem mu, bo wiedziałem, że mi się należało.

- No nie gadaj. – prychnąłem, siadając na sofie w moim salonie. Mężczyzna zajął miejsce na krześle naprzeciwko mnie. – Spłoszyłem ją i tyle. Teraz będzie jeszcze ciężej zbliżyć mi się do niej. Ale nie odpuszczę. Emily będzie moja. 

- Tylko nie przeginaj, dobra ? – ostrzegł mnie Nate – Nie zamień się w stalkera, bo tylko pogorszysz sprawę.

- Spokojnie, aż tak źle nie będzie. – zaśmiałem się, zerkając na niego – Ale lepiej pomóż mi wymyślić, co teraz. Bo kompletnie nie mam pomysłu.

- Chyba wiem, jak ci pomóc. – powiedział po chwili, a ja popatrzyłem na niego zaskoczony. Nie wiem, co chodzi mojemu przyjacielowi po głowie, ale on zazwyczaj ma dobre pomysły. 

- To oświeć mnie. – prychnąłem.

- Daj mi jej numer telefonu. – poprosił.

- Po co ci jej numer telefonu ? – zapytałem, po czym uderzyła mnie irracjonalna zazdrość.

-Uspokój się, nie będę ci jej przecież odbijał. – odparł – Po prostu chce jej numer. Albo jeszcze lepiej adres. 

Z pewnym wahaniem podałem mu adres Emily, po czym mężczyzna szybko się ze mną pożegnał i wyszedł, twierdząc, że ma coś jeszcze do załatwienia. 

Wiedziałem, że nie będę w stanie usiedzieć w domu, dlatego postanowiłem wyjść na dwór i się przewietrzyć.

Wsiadłem do samochodu i postanowiłem, że pojadę na plażę. Zawsze lubiłem ocean. Pomagał mi oczyścić umysł i wszystko sobie poukładać. Miałem nadzieję, że tym razem będzie tak samo. 

Znowu tyWhere stories live. Discover now