Rozdział X

7.6K 299 8
                                    

Emily P.O.V.

W poniedziałek szłam do pracy na pierwszą zmianę. Wstałam o szóstej, wzięłam prysznic, ubrałam się i zjadłam szybkie śniadanie, po czym wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.

Nie było jeszcze siódmej trzydzieści, a do pracy szłam góra dwadzieścia minut, dlatego się nie spieszyłam. Idąc do kawiarni, rozmyślałam nad moją kłótnią z Michaelem. Może niektórzy uważali, że była irracjonalna i na poziomie szkoły podstawowej, ale dzięki niej zaczęłam uświadamiać sobie kilka rzeczy. Po pierwsze: nie liczył się z moim zdaniem – na początku naszego związku zawsze pytał mnie o opinię na różne tematy, nawet jeśli nie miałam bladego pojęcia na temat. Natomiast teraz praktycznie o nic mnie nie pyta i ma przede mną coraz więcej tajemnic. Święte jest to, co mówi jego matka, nie ja. Po drugie: coraz mniej czasu spędzamy razem. Kiedyś chociaż jeden dzień rozłąki był dla nas jak piekło, a teraz nie widujemy się po kilka dni pod rząd i jakoś nie odczuwam braku narzeczonego, ani on mojego, jak przypuszczam.

No i powstawał kolejny problem – czy ja aby na pewno kocham Michaela tak, jak kiedyś, czy jestem z nim z przyzwyczajenia ? Wcześniej zaklinałam się, że nie przyjęłabym jego oświadczyn, gdybym go nie kochała, ale teraz mam coraz więcej wątpliwości. Nie chcę spędzić reszty życia z mężczyzną, do którego nie czuję nic poza sympatią. Poza tym, nie wytrzymalibyśmy ze sobą zbyt długo – coraz więcej rzeczy irytowałoby mnie w Michaelu, i vice versa, często byśmy się kłócili i nie mogli znieść widoku siebie nawzajem, a w konsekwencji – doprowadzili do rozwodu.

Czy takiego życia pragnę ?

Póki co musiałam przerwać rozmyślania, bo doszłam do kawiarni. Do ósmej zostało dziesięć minut, więc czym prędzej weszłam do lokalu i na zaplecze, żeby się przebrać.

- Cześć, szefie ! – krzyknęłam do Patricka, który siedział w swoim biurze, przy uchylonych drzwiach.

- Cześć, Emily. – uśmiechnął się do mnie znad papierów, po czym przyjrzał mi się uważniej i jego uśmiech zbladł – Wyglądasz niewyraźnie, stało się coś ?

- Tak. – przyznałam, wchodząc do jego biura, równocześnie zawiązując fartuch w pasie – Ale to nic takiego. Zaraz otwieramy, więc muszę wszystko przygotować.

- Czekaj, czekaj ! – wstał i obszedł biurko, po czym złapał mnie za rękę i zmusił, żebym usiadła na jednym z krzeseł – Powiedz mi, co cię męczy. Lokal zaczeka parę minut.

- Wiesz, że przyjęłam oświadczyny Mike'a, prawda ? – zapytałam, a gdy mężczyzna pokiwał głową, kontynuowałam – Z początku byłam szczęśliwa i przekonana, że to ten jedyny, ale im bliżej ślubu, tym więcej mam wątpliwości. Coraz bardziej irytuje mnie, że nie ma dla mnie czasu, nie liczy się z moim zdaniem i traktuje mnie jak głupią blondynkę.

Patrick patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, po czym stwierdził:

- Emily, nie chcę decydować o twoim życiu, ale jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości... Może nie powinnaś wychodzić za Michaela ? Musisz się zastanowić, czy nie idąc do ołtarza, nie popełnisz życiowego błędu. Bo potem nie będzie odwrotu. To znaczy będzie, ale tylko dołożysz sobie bólu i problemów. 

- Mam mętlik w głowie. – jęknęłam, przeczesując włosy palcami – Już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze na domiar złego pojawił się Sam.

- Kim jest Sam ? – spytał mój szef, marszcząc brwi.

- To mój były chłopak. – wyjaśniłam – Zostawił mnie trzy lata temu. Teraz pojawił się, bo jest drużbą Michaela, ale zaklina się, że mnie kocha i za żadne skarby świata nie dopuści do tego ślubu.

- No to nieźle. – stwierdził mężczyzna, odchylając się na krześle – A ten Sam...czujesz do niego coś jeszcze ?

- Sama już nie wiem. – wzruszyłam ramionami, jeszcze bardziej podłamana – Kiedyś kochałam go ponad wszystko i długo nie mogłam pogodzić się z jego odejściem. Wtedy pojawił się Michael.

- Może to jest właśnie to. – powiedział Patrick.

- Co ? – popatrzyłam na niego.

- Michael był jak lekarstwo na twoje złamane serce. – wyjaśnił – Zaleczył rany, ale ich nie wyleczył. Był zastępstwem za Sama. A teraz, gdy twój były ponownie się pojawił i na dodatek twierdzi, że wciąż cię kocha, twoje serce znowu zaczęło bić dla niego. 

- Powinnaś porozmawiać z Michaelem. – doradził mi szef – Poważnie porozmawiać i wtedy podjąć decyzję.


********


Posłuchałam rady Patricka i postanowiłam, że po pracy pojadę do niego do kancelarii i poważnie z nim porozmawiam. Denerwowałam się jak nigdy dotąd i z każdą minutą moje serce biło coraz szybciej, jeśli to w ogóle możliwe. 

O piętnastej zamówiłam taksówkę pod kawiarnię i podałam kierowcy adres kancelarii, w której pracował mój narzeczony.

Jako że był szczyt, na miejsce dojechaliśmy dopiero po niecałej godzinie. Szybko zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z auta. Spojrzałam w górę, na szklany, pięćdziesięciopiętrowy budynek, który zdawał się nie mieć końca.

Kiedy weszłam do holu, zatrzymała mnie kobieta przy recepcji – miała nie więcej niż trzydzieści lat, tonę makijażu na twarzy i białą sukienkę z rękawem trzy czwarte, która na mój gust miała zbyt głęboki dekolt.

- W czym mogę pomóc ? – zapytała z fałszywym uśmiechem na ustach.

- Przyszłam do Michaela Enortha. – odparłam.

- Była pani umówiona ? – dopytywała, szukając czegoś w komputerze.

- Nie. – powiedziałam zgodnie z prawdą.

- W takim razie nie będę w stanie pani pomóc. – powiedziała, wyraźnie zadowolona, że może spuścić mnie na bambus.

- Jestem jego narzeczoną. – uśmiechnęłam się z satysfakcją, a uśmieszek na twarzy kobiety natychmiast przybladł.

- Momencik. – zadzwoniła do kogoś, ale nie słyszałam co mówi, po czym odłożyła słuchawkę i powiedziała – Pan Enorth przyjmie panią. Proszę iść do windy na końcu korytarza i pojechać na trzydzieste pierwsze piętro. Tam panią ktoś dalej pokieruje.

- Dziękuję. – odpowiedziałam, po czym zerknęłam na kobietę po raz ostatni i wsiadłam do windy.  

Chwilę później dojechałam na górę, a tam kolejna recepcjonistka, tym razem milsza, wskazała mi gabinet mojego narzeczonego.

Zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam ciche ,,proszę", przekręciłam gałkę i weszłam do środka. Jeszcze nigdy nie byłam w gabinecie Michaela, dlatego teraz rozglądałam się dookoła. Naprzeciwko wejścia stało duże, czarne biurko, za którym siedział mężczyzna. Po prawej stronie stała ciemnoszara sofa, a przed nią mały, szklany stolik. Po lewej stronie od drzwi znajdowały się kolejne drzwi, do małej łazienki jak podejrzewam. Cała prawa ściana była wykonana ze szkła, przez co roztaczał się cudowny widok na całe Sacramento.

- Cześć, Emily. – powiedział Mike, wstając z krzesła, jednak nie wykonał żadnego ruchu, by zbliżyć się do mnie. – Co cię sprowadza ?

- Musimy porozmawiać. – wyjaśniłam poważnie.



-------------------------------------------------------------


Piszcie w komentarzach, co myślicie i gwiazdkujcie ;-). Chciałabym wiedzieć, czy opowiadanie się Wam podoba, czy nie. 

Kolejny rozdział dodam w niedzielę wieczorem.  

Znowu tyWhere stories live. Discover now