#1 cz.II

876 83 42
                                    

Nigdy, nawet w najciemniejszych koszmarach nie wyobrażałem sobie, że tak właśnie się wszystko skończy. W tak okropny brutalny sposób.

Tak bolesny...

Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc pospiesznie starłem spływające potokami łzy. Ta wieść była dla mnie jak cios poniżej pasa. Jakby ktoś znów podebrał mi grunt, pod nogami. Wszystko stopniowo wracało od nowa.

Całe szczęście Jisoon i KaiSoo są w przedszkolu. Przynajmniej nie będą świadkami tego, co tu się zaraz wydarzy. Zacisnąłem pięści na rogówce obitej beżowym materiałem. Zagryzłem wargi z niesamowitego zdenerwowania, które miotało mną w środku jak oszalałe.

-Kochanie! Wróciłem!

Dokładnie słyszałem, jak ściąga każdą z rzeczy wierzchnich, które miał na sobie. Byłby to rutynowy dzień, jednak nigdy nie miał takim być. Jeszcze mocniej ścisnąłem niczemu winną rogówkę.

-Jak w pracy?

Starałem się brzmieć całkowicie normalnie. Muszę przecież wybadać co i jak.

-A... no dobrze. Dziś z Jiminem musieliśmy zostać po godzinach. Wiesz jak to jest w korporacjach.

Westchnął przeciągle, wieszając płaszcz i rzucając teczkę na stolik.

-Ta... Korporacje. Nie dają człowiekowi żyć.

Naprawdę w wyobraźni widziałem jego delikatny uśmiech. Tak fałszywy uśmiech. Dźwięki kroków zbliżających się do mnie stawały się coraz głośniejsze, aż poczułem od tyłu splecione ręce na moich barkach. Ten znany zapach, który jeszcze tej nocy dawał mi pozorne bezpieczeństwo.

-Tęskniłem.

Wyszeptał, po czym musnął mój lewy policzek. W tym momencie rozrywało mnie od środka. Dlaczego to wszystko musi tak boleć?

-Bywa.

Zrzuciłem z siebie jego duże dłonie i poszedłem w stronę kuchni. Stałem całkowicie tyłem do niego, jednak czułem jego zdezorientowany wzrok na sobie. Otworzyłem szufladę ze sztućcami i wyciągnąłem nóż by pokroić jabłko, które leżało spokojnie w misce. Musiałem się czymś chwilowo zająć.

-Jinnie, co się dzieje?

Znów podszedł, jednak objął mnie od tyłu, aż rzuciłem nożem z całej siły, o deskę do krojenia, by wbił się w nią brutalnie.

-Nie... Wszystko w porządku. Wszystko cholera w porządku!

Walnąłem pięścią w stół na co, aż się wzdrygnął.

-Skarbie... Uspokój się, proszę.

-Uspokój się? Uspokój się?! Jak mam się uspokoić, kiedy ty tak bezczelnie łżesz!

Obróciłem się w końcu w jego stronę, aż bronił się rękami. Miałem dość jego, tego mieszkania, przeszłości i teraźniejszości. Wszystkiego.
Okładałem go pięściami ile tylko miałem sił, jednak byłem zbyt wyczerpany by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę.

-Choć Jin, jesteś zmęczony. Musisz odpocząć.

-Nie Nam. Muszę odpocząć od ciebie.

-C-co?

Zapytał jakby nie dowierzając. Ja sam nie wierzyłem, że kiedykolwiek wypowiem te słowa.

-Myślałeś, że się nie dowiem?!

-Nie wiem o czym mówisz.

Powiedział bez krępacji, a ja prychnąłem kpiąco, po czym kilka łez spłynęło spod powiek. Czy od zawsze tak dobrze grał?

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now