#6 cz.II

698 65 41
                                    

~Namjoon~

Dzień dłużył się niemiłosiernie, jednak jedynym pocieszeniem było to, że właśnie został mi ostatni stopień znienawidzonych schodów. Mieszkanie na piątym piętrze nie należało do moich skrytych marzeń, jednak nie mogłem narzekać. Przynajmniej kondycja się mniej więcej zachowuje.

Po wtargnięciu na samą górę, oparłem się o własne kolana ciężko oddychając.

-Tak to jest Namjoon, kiedy nie uciekasz przed policją.

Przyznaję się bez bicia, że się rozleniwiłem. Życie typowego mieszczucha, wcale mi nie odpowiadało. Byłem przyzwyczajony do ciągłej gonitwy z czasem. A nie do siedzenia za biurkiem i wypełniania głupich papierków.

Pociągnąłem za klamkę, wzdychając cierpiętniczo. Od razu wszystkie trzy pary oczu zwróciły się w moją stronę. Jin uśmiechnął się nikle, jednak z dziwną nieobecnością, za to dzieciaki podbiegły do mnie przytulając do nóg, jak małe koale. Zaśmiałem się pod nosem i zacząłem stąpać z małymi ciężarami w stronę męża.

-Tatusiu! Bawimy się w szkołę! Chcesz dołączyć?

Zapytała KaiSoo z kwadratowym uśmieszkiem, dzięki czemu spokojnie można było policzyć jej wszystkie śnieżnobiałe ząbki. JiSoon tylko mocniej ścisnął rączki na mojej łydce, zamykając mocno oczka.

-Dwóch nauczycieli, to za dużo. Nie uważacie? Po drugie, profesor Seokjin jest najlepszym nauczycielem jakiego znam.

Zauważyłem z łagodnym uśmiechem spoglądając na skulonego mężczyznę, przy stole. Coś było ewidentnie nie tak, jak powinno. Nie tryskał tym znanym mi bardzo dobrze szczęściem, czy chociażby irytacją, która często była wszechobecna.

-Byliście grzeczni w przedszkolu? Opiekunki się nie skarżyły?

-Byliśmy bardzo grzeczni! Nawet dostaliśmy, za to dwa soczki owocowe.

-Jestem z was naprawdę dumny.

Roztrzepałem ich miękkie czuprynki, a w całym mieszkaniu rozniósł się radosny śmiech i piski.

-Dobra potworki, koniec. Tatę boli kolano. Idźcie się pobawić do pokoju.

-Ale Nam, muszę uczyć ich alfabetu. Nie chcę by byli do tyłu z materia...

-To zaczeka. Chciałbym z tobą porozmawiać... Na osobności.

Seokjin momentalnie zacisnął dłonie na blacie stołu, wpatrując się we mnie rozszerzonymi migdałkami.

-C-czy... Czy mam się bać?

Zapytał coraz bardziej się spinając, a ja od razu zaprzeczyłem by nie musiał się niepotrzebnie denerwować.

-Nie, nie. Spokojnie, tylko chciałem z tobą porozmawiać, bo wydaje mi się, że coś się dzieje.

Ułożyłem silną dłoń na jego ramieniu, na co spuścił wzrok zagryzając wargę. Od razu dzieci pognały w stronę pokoju JiSoona bawiąc się w wyścig, więc zasiadłem tuż obok Seokjina.

-Jinnie...

Ująłem z największą delikatnością jego podbródek i zmusiłem do spojrzenia w oczy. Były one jakby zamglone, przeszyte dziwną oschłością i smutkiem.

-Co się dzieje?

-Po prostu jestem zmęczony Nam... To nic wielkiego.

-Nie jestem tego taki pewien Jin. Masz podkrążone oczy, jesteś blady i spięty. Mam nadzieję, że nie masz przede mną żadnych tajemnic.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz