#12 cz.II

532 48 35
                                    

~Namjoon~

Nerwowo przygryzałem wargę, a dłonie zacisnęły mocniej na pokrytej brązową skórą kierownicy, mimo że piekły od drobych ran. Właśnie zmierzałem na obrzeża miasta, gdzie miałem się spotkać z moim prześladowcą. Nie bałem się ich, ale tego, co mogą zrobić mojemu Seokjinowi i dzieciom.

Nawet nie chciałem sobie wyobrażać tego, że są w niebezpieczeństwie. Że właśnie mój Jin byłby brutalnie bity, czy nękany, a dzieci zamknięte w szczelnym pomieszczeniu.

-To wszystko moja wina...

Mruknąłem agresywnie skręcając w wąską uliczkę, po mojej prawej stronie. Ruch dzisiejszego dnia był nadzwyczaj spokojny, a jest już czternasta. Sam fakt, że mam tam być tak wcześnie, sprawia iż czuję niepokój. Raczej takie sprawy załatwia się, kiedy księżyc wita na gwieździstym, ciemnym niebie, a nie gdy słońce może ukazać każdy podstęp i czyhające na każdym kroku zło. Westchnąłem tylko, na swoją bezradność.

Jestem Kim Namjoon, były szef najniebezpieczniejszej mafii Korei Południowej, a nawet nie potrafię dać sobie rady z jakąś śmieszną garstką ludzi.

Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi. Wiedziałem, że ktoś w końcu będzie chciał się na mnie zemścić, znając mój czuły punkt.

-Ale ja tak łatwo się nie poddam. Chwila twojej nieuwagi Zamaskowany, a skończysz w ciemnym dole, a ja żywcem będę cię zakopywać. Będziesz błagał o przebaczenie i wołał moje imię, a ja będę tylko patrzył z zadowoleniem i żądzą twojej śmierci.

Wyszeptałem sam do siebie jak gdyby sam szatan mną prowadził, a mój wzrok wytężył na ulicy. Sama świadomość tego i to wyobrażenie, niezwykle mnie podbudowało. Momentami mam dziwne odchyły, ale to dlatego, że nie jedną krew miałem na własnych dłoniach. A samo pozbawianie kogoś życia niezwykle odprężało i uspokajało. Jednak nigdy nie skrzywdziłbym na tyle kogoś, kogo kocham.

Czując wibracje w kieszeni spodni, wyciągnąłem telefon.

-Nie znany numer.

Mruknąłem do siebie, odbierając i włączając głośnomówiący.

-Halo?

Odezwałem się od niechcenia pierwszy, nadal uporczywie wpatrując się w przednią szybę.

-Posłuchaj uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać.

-Ohh, jaki łaskawca.

Prychnąłem pod nosem zirytowany.

-Mam pewną zagadkę, która pomoże ci namierzyć miejsce, w którym się znajduję.

-Na prawdę nie chce mi się z tobą bawić w jakieś chore gierki. Nie jesteśmy małymi dziećmi, załatwmy to jak dorośli ludzie.

-Jestem tam, gdzie nikt nie patrzy, bez światła, wysoko ponad chmury. Gdzie Kim Seokjin nie zawitał swą stopą ni razu. A oddech człowieczy nie powrócił.

Przez chwilę milczałem, skupiając się na słowach.

-Myślę, że te informacje ci wystarczą. Życzę powodzenia w tej grze Namjoonie, która właśnie ma swoje oficjalne rozpoczęcie.

Zmodulowany głos ucichł, przez co mogłem się tylko domyślić, że się rozłączył. Zjechałem w momencie na pobocze i wyciągnąłem notes ze schowka. Chciałem jak najszybciej zapisać treść zagadki póki pamiętałem.

-Tam... Gdzie nikt... nie patrzy...

Zapisywałem kolejne słowa pośpiesznie, a moje palce zaciskały się nerwowo na granatowym długopisie.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now