#14 cz.II

503 43 31
                                    

Piskliwy, irytujący dźwięk sprawił, iż zmróżyłem oczy i zacisnąłem pięści na pościeli. Zacząłem wiercić się na niewygodnym materacu. Ruchy miałem mocno ograniczone, przez co delikatnie zacząłem panikować, od razu otwierając oczy z głośnym wrzaskiem. Rozprzestrzenił się on po całym pomieszczeniu i miałem wrażenie, że jeszcze dalej.

Widziałem tylko okrutnie biały sufit i kilka wgnieceń, na równie białych ścianach. Nerwowo rozglądałem się dookoła, próbując się podnieść, jednak moje kończyny jakby się zbuntowały. Bardzo dobrze znałem to miejsce. Tak bolesne miejsce.

-Jeonggukie! Jeonggukie błagam weź mnie stąd!

Zaniosłem się głośnym, niepohamowanym płaczem, aż dławiłem się własnymi łzami. Nadal wierciłem się niespokojnie, o mało co nie podskakując na łóżku, by mimo nieskutecznych prób się stąd wydostać.

-Proszę cię, nie uciekaj beze mnie!

Powiedziałem widząc jak młodszy kochany braciszek siedzi na parapecie i uśmiecha się do mnie uradowany. Jednak wyglądał jakby nie zamierzał mi pomóc.

-Jeonggukie... Proszę.

Wyszeptałem, jednak dziewiętnastolatek zeskoczył z rozchylonego okna i jak gdyby nigdy nic zniknął. Nawet się nie żegnając.

-D-dlaczego mnie znowu zostawiasz?

Pociągałem co chwilę nosem, a mój oddech był niemiarowy i niespokojny, jakbym przebiegł kilka kilometrów. Serce również mi waliło. W końcu jakby ręką odjął odzyskałem czucie i podniosłem się z łóżka, wręcz odskakując od niego. Podchodziłem powoli do okna przysłoniętego granatową zasłoną. Delikatnie utykałem przepadając przez rzeczy pod nogami, na które nawet nie zwracałem uwagi. Nie odczuwałem bólu.

-Jeonggukie, zaczekaj na mnie. Zaraz do ciebie dołączę.

Wyszeptałem słabym głosem, a stare łzy zdążyły zaschnąć na moich policzkach. Kiedy w końcu dotarłem do wyczekiwanego parapetu, starałem się na niego wdrapać. Już miałem dłoń na klamce od okna.

-Jin?!

Zdesperowany, spanikowany głos, wybił mnie z rytmu i w końcu zaprzestałem ruchów. Zastygłem w miejscu, gdy poczułem od tyłu splecione dłonie na moim brzuchu i delikatne pocałunki na prawym barku.

-Jeonggukie? Gdzie on uciekł? Dlaczego mnie zostawił?

Zapytałem nadal uporczywie wgapiając się w szybę. Jeongguka nie było, musiał zdołać już uciec.

-Jak dobrze, że zdążyłem.

Kolejne słowa wydobyły się z czyichś ust, tylko z niezrozumiałą mi ulgą. Nadal obce dłonie spoczywały na moim ciele.

-Jinnie, a teraz proszę cię, spokojnie zejdź z tego okna.

Mimo wszystko spełniłem prośbę. Może dlatego, że głos był miły dla ucha i pełen opanowania. Druga ręka przytrzymywała mnie, bym nie zrobił sobie krzywdy schodząc. Kiedy stabilnie ustałem w miejscu, obróciłem się w stronę osobnika, który nieproszony nie pozwolił mi dogonić ukochanego braciszka.

-Namjoon?

Zapytałem, widząc tylko szerokie, kolorowe smugi. Nie mogłem wyostrzyć obrazu, mimo że bardzo tego chciałem.

-Tak skarbie. To ja, twój Namjoon.

-Namjoon...

Przez chwilę stałem cicho kuląc się, aż mój umysł nie podsunął mi pewnych informacji. W momencie dotarło do mnie z kim mam do czynienia i co ten ktoś zrobił.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now