#19 cz.II

495 46 22
                                    

~Seokjin~

Leżałem sobie spokojnie na łóżku i spoglądałem w sufit. Tym razem był niesamowicie interesujący i przykuwający uwagę.

Miałem całe pół godziny, do wymeldowania ze szpitala. Powiedziano, iż mój stan znacząco się polepszył i by w razie wypadku przyjechać. Tak naprawdę to było bardzo uciążliwe, nie tylko dla mnie, ale także rodziny. Nie ukrywam, że czułem się problemem. Gdyby nie schizofrenia, może to wszystko wyglądałoby inaczej.

Po co mi ona była? Czemu byłem taki słaby, by do tego dopuścić?

Wypuściłem powietrze z ust. Dziś pierwszy raz od niemal półtora tygodnia zobaczę się z Namjoonem. Mimo wszystko było mi przykro z tego powodu, że nie miał kompletnie poczucia by mnie chociaż odwiedzić. A niby twierdzi, że tak bardzo mnie kocha.

-Pff... Wolne żarty.

Mruknąłem zirytowany. Niby to on, zaproponował mi odebranie z tego więzienia, ale to wcale nie zrekompensuje jego nieobecności. Choć ciężko mi się do tego przyznać, zawiodłem się trochę. Bo w głębi serca miałem jeszcze nadzieję, na wielki powrót Małżeństwa Kim.

Ale najprawdopodobniej takowe się nie zapowiadało.

Kolejny raz westchnąłem, tym razem się podnosząc. Zauważyłem, że powoli doskwiera mi jego nieobecność. Nawet Kevin nie był w stanie zapełnić tej pustki. Przysunąłem małą walizkę by ją zapiąć. Nie mało się z nią siłowałem, gdyż zamek się zaciął. Już palce powoli zaczynały mnie boleć i prawie paznokcia złamałem, a to najgorsze co może być.

-Cholera...

Mruknąłem zawzięcie próbując się z tym uporać.

-O! Widzę, że księżniczka wróciła do żywych.

Słysząc jego spokojny, zdystansowany głos, od razu przeszedł mnie dreszcz. W sekundzie przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie.

-W końcu raczyłeś się pokazać.

Warknąłem, nadal nie mogąc zapiąć, tej cholernej torby. Nagle, bez ostrzeżenia, poczułem ciepło drugiego ciała i dłonie na tych moich, aż zaparło mi dech.

-Czekaj... Pomogę ci.

Jego ciepły oddech otulił moją skórę, a serce podchodziło do gardła. Zdecydowanie źle na mnie działał. Klatka piersiowa napierała na plecy, dając cudowne ciepło.  Sunął moją dłonią, sprawnie zamykając torbę pełną ubrań na zmianę.

-D-dzięki.

Mruknąłem odsuwając go od siebie momentalnie. Chwyciłem za jej rączki i zarzuciłem na ramię. Nie ukrywam, że myślałem, że jest lżejsza. Prawie nogi mi się pod nią uginały.

-Matko Jin, daj to. Aż mi żal na to patrzeć.

Zakpił, co mnie nieznacznie uraziło. Wręcz wyrwał mi rzecz, a ja założyłem ręce na piersi. Zdenerwował mnie. Przecież nie byłem taki słaby.

-Nie potrzebuję służącej.

-Ale mężczyzny już tak.

Wywróciłem tylko oczami na jego słowa. Namjoon był bezczelny i arogancki, zbyt... Zbyt pewny siebie.

Co z nim było nie tak?

-Chciałbyś, jestem samowystarczalny.

Warknąłem podążając za nim. Mimo wszystko podświadomie cieszyłem się z jego towarzystwa. Nie mam pojęcia dlaczego.

Pożegnałem się z lekarką, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Noc była niezwykle chłodna. Jeden podmuch nieustępliwego i mroźnego wiatru, a ja cały trzęsłem się jak galareta. W sumie nie wychodziłem z ciepłego budynku prawie dwa tygodnie, więc nie ma co się dziwić mojej nadwrażliwości. Namjoon zdecydowanie, to dostrzegł, bo ściągnął jedną ręką szalik z szyi, rozkładając go w dość okazałą narzutę i okrył me trzęsące się ramiona.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now