#22 cz.II

488 44 6
                                    

-Zabiję skurwysyna.

Wysyczałem wsiadając zpowrotem do Porsche, zatrzaskując całą siłą drzwi. Zbliżała się północ. Na niebie witała niechciana pełnia. To wszystko dopełniało klimatu i skali zagrożenia. Zadzwoniłem na policję, po czym ruszyłem z miejsca, aż zapiszczały opony. Za bocznymi szybami pojawiała się mozaika rozmazanych przez prędkość drzew.

Zagryzłem wargę nerwowo, aż prawie wyciekła stróżka krwi.

-Seokjin i dzieci muszą być nadal w domu. Razem z teściową.

Czas nieubłaganie przelewał się między moimi palcami. Tak mało brakowało do tragedii. Tak mało, bym już nigdy ich nie zobaczył...

Wyjechałem w końcu z tego przeklętego lasu, wjeżdżając na pustą drogę. To tylko mi sprzyjało, gdyż nie będzie problemu z dotarciem. Co chwilę zaciskałem nerwowo palce na kierownicy i sprzęgle. W jakiś sposób mój stres musiał mieć ujście.

Jechałem naprawdę szybko, aż wbijało mnie w fotel. Jednak nie przejąłem się tym. Najważniejsze były dzieci i Jin. 

Tysiące obrazów przeleciało przed moimi oczami...

Pierwsze spotkanie...

Dowiedzenie się o przeszłości Jina...

Pierwszy, spontaniczny pocałunek...

Porwanie i zgwałcenie Jinniego...

Pierwsze ,,kocham cię" w moim wykonaniu...

Porwanie przez Akahiko i napad paniki...

Oddanie go w ręce rodziny i szpitala...

Wyjawienie uczuć...

Wtargnięcie pomiędzy nas Kevina...

Symulowana jego śmierć i ciężki stan Jina...

Ja w więzieniu...

Jin i schizofrenia...

Wyczekiwany ślub...

Adopcja dwójki sierot...

I reszta ta, która w tak krótkim czasie się wydarzyła.

Może właśnie jest to podsumowanie naszej miłości?

Może dlatego, los krzyżuje nam plany by pokazać definitywny koniec?

A co jeśli się mu sprzeciwię, wszyscy na tym stracimy?

Może tak miało być... Miało być od początku.

Może właśnie zostałem stworzony by cierpieć.

Wybiłem się z tego letargu kręcąc głową i otrząsając się w końcu. Nie miałem pojęcia skąd takie myśli mnie zaatakowały.

-Nie możesz tak myśleć Namjoon. Nie możesz!

Wysyczałem do siebie i jeszcze mocniej przycisnąłem gaz. Na moją niekorzyść byłem niesamowicie rozkojarzony, jednak jechałem już właściwą ulicą, gdzie znajdował się dom matki Jina. Dostrzegając go w oddali moje serce zaczęło wolniej bić. Zatrzymałem się natychmiast, zwinąłem po drodze broń ze schowka i wypadłem z samochodu, jak oparzony. Szybkim krokiem zmierzałem ku otwartym drzwiom. To tylko bardziej wzbudziło mój niepokój.

Wpadłem do mieszkania, jednak nie zastałem nikogo. Jedynie ślady krwi na dywanach, podłodze, ścianach.

-N-nie... To nie może się tak skończyć...

Zakryłem drżącą dłonią usta. I stanąłem jak wryty. Wszędzie ciemna krew, która niegdyś kojąca, była moim nowym, najgorszym koszmarem.

Podchodziłem powoli i niepewnie do miejsca zbrodni i przykucnąłem by nabrać na palec stygnącą powoli krew. Podszedłem do kuchenki, by zerwać kawałek szmatki. Poplamiłem ją krwią, jak podejrzewałem Jina i ucałowałem, pokazując tym mój szacunek i wielką nigdy nie gasnącą miłość.

Schowałem rzecz najdelikatniej jak potrafiłem do kieszeni. To było dla mnie niczym relikt, najważniejsze bóstwo.

Mimo iż wiedziałem, że los był przesądzony, gorączkowo zacząłem przeszukiwać resztę pomieszczeń. Łzy lały się ciurkiem, a panika objęła całego mnie. Krzyczałem ich imiona, domagając się odpowiedzi, choć bardzo dobrze wiedziałem, że takowa nie nadejdzie.

Ostatni pokój. Ostatnia nadzieja.

Otworzyłem z rozmachem drzwi i starłem pospiesznie łzy. Na pierwszy rzut oka nic nie znalazłem. Jednak usłyszałem ciche szlochy i szybkie oddechy. I to nie jednej osoby.

Podszedłem szybko do dużej szafy, obok obszernego łóżka. Niepewnie ułożyłem dłonie na rączkach. Starałem się uspokoić w duchu. Modliłem się by to byli oni. Uchyliłem delikatnie drzwiczki, a na mojej osobie skupiły się trzy pary przerażonych oczu.

-Dzieci...

Dostrzegając dwie małe postury, które się w siebie tulą, zabolało mnie serce.

-Już nic wam przy mnie nie grozi.

Od razu pomogłem im wyjść i przytuliłem do piersi. One płakały. Musiały widzieć coś takiego, czego żadne dziecko nie powinno.

Spojrzałem jeszcze raz do drewnianej szafy. Starsza kobieta, trzęsąc się starała się zejść.

Serce mnie ścisnęło.

-Jego nie ma... Nie ma go...

Łkała w kółko kobiecina, zwinięta niczym kłębek. Dzieci przytulały się do moich nóg, leciutko drżąc. Przełknąłem głośno ślinę, by zadać to bolesne pytanie.

-G-gdzie... Seokjin?

Zacisnąłem pięści. Srebrnowłosa uniosła zapłakany wzrok z wylewającym się bólem i strachem. Wyglądała tak, jakby nie miała siły nawet tego wypowiedzieć.

-Powiedz mi, uratuję twojego syna. Tylko błagam powiedz cokolwiek.

Przez chwilę zbierała się w sobie, nawet nie miała odwagi na mnie spojrzeć.

-J-już nie ma cz-czego ratować.

I w tamtym momencie coś we mnie pękło. Po prostu wyszedłem z pokoju i zamknąłem z hukiem drzwi. Zbiegłem ze schodów. Stanąłem na środku zakrwawionego pokoju. Chwilowo nie czułem nic. Po prostu tak stałem w bezruchu i utkwiłem wzrok w kałuży krwi. Ten ,,spokój" nie trwał długo, gdyż zaczęła przepełniać jedynie najgorsza nienawiść. Teraz z całego serca żałowałem, że nie zabiłem tej suki i jej lalusiowatego kompana.

Rzucałem wszystkim czym popadnie. Wrzeszczałem wręcz jego imię. Huki krzeseł obijanych o ścianę, rozprzestrzeniały się po domu, a dzieci i matka obserwowały to z boku wtulając w siebie nawzajem.

I najszczersza łza, spłynęła z oka, skapując na szkarłatną krew. Pokazując, że tak naprawdę nawet najbardziej podły człowiek, potrafi być ludzki i kochać do granic możliwości.

Bo Namjoon taki był. Jest tego najlepszym przykładem. I to trzeba właśnie zapamiętać.

HiSoo została aresztowana. Matka Jina opiekuje się dziećmi, starając się zastąpić matkę. Kevin dowiadując się o śmierci byłego kochanka, wyjechał na drugi koniec świata, gdzie bez skutku starając się żyć nowym życiem i zmieniając swoją tożsamość. Yoongi zawitał w domu Hoseoka, przez co ten trafił do szpitala dostając zawału, a Taehyung go skrupulatnie leczy. Jimin nie został znaleziony, a jedynie jego skórzana kurtka w lesie, przez policję. A Namjoon?

Nie przestawał szukać. Nawet będąc świadomym swojej porażki. Nigdy nie pogodził się z myślą o braku jego księżniczki.

Ściany gmachu bazy zdobiły tysiące napisów:

JESZCZE BĘDZIEMY RAZEM SZCZĘŚLIWI. OBIECUJĘ CI.

***

Dziękuję za uwagę.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now