18. Trójkąt warszawski

1K 45 21
                                    

czwartek, 19 września 2019r., Warszawa

Do koncertu na Stadionie Narodowym zostało dziewięć dni. Ekscytacja Filipa rosła z każdym dniem, jednak pojawiły się również nerwy. Kilka razy przyśniły mu się możliwe scenariusze występu - głównie takie, w których spada ze sceny i sobie coś łamie, dostaje takiej zadyszki, że widownia zaczyna buczeć, znacząco myli tekst, ktoś podkłada bombę na stadionie i kończy się to tragedią.

Dzisiaj mógł skoncentrować swoje myśli na czymś innym, a mianowicie - na Julii. Pluł sobie w brodę, że pozwolił na to, by ich ostatnie spotkanie zakończyło się w taki a nie inny sposób, jednak miał nadzieję, że niedługo uda mu się wszystko naprawić. Odkąd spotkał ją prawie miesiąc temu w Planie B, o niczym innym nie marzył, jak o odświeżeniu ich relacji. Stwierdził, że nie ma co czekać na cud i trzeba kuć żelazo, póki gorące - Julia również dała się ponieść emocjom, toteż Filip nie miał zamiaru się poddać i zaprzepaścić swojej szansy.

Miał przyjechać po nią do pracy, jednak wysłała mu SMSa z prośbą, by spotkali się na miejscu dopiero po czwartej, gdyż musiała zostać w biurze trochę dłużej. Filipowi było to nawet na rękę, bo sam przed koncertem miał dużo obowiązków i najróżniejszych spotkań, z czego jedne z nich miało się właśnie dziś przedłużyć.

Kilkanaście minut przed czwartą zamówił ubera. Chciał sam przyjechać autem, ale nie wiedział, jak ten dzień się skończy - nie nastawiał się na złote góry, ale przecież różnie mogło być. Pod mokotowską kawiarnią Tlen był dwadzieścia minut po czwartej. Gdy wysiadł z samochodu i ruszył w stronę wejścia, zaskoczony dostrzegł za oknem kawiarni siedzącą przy stole Julię. Zanim wszedł do środka, zatrzymał się na chodniku, bacznie się jej przyglądając. Siedziała na białym krześle z małym laptopem na stoliku, a obok stała prawie wypita czarna kawa. Julia w skupieniu wpatrywała się w ekran komputera, a chwilę później odebrała telefon. Zdecydowanie nie wyglądała, jakby na kogoś czekała. Filip poczekał, aż skończyła rozmawiać i wszedł do środka.

- Cześć - przywitał się z uśmiechem. Podniosła głowę dopiero na dźwięk jego głosu - wcześniej nie zauważyła, że ktokolwiek idzie w jej stronę.

- Hej - odparła lekko zakłopotana. Zerknęła na laptopa i kilka kartek leżących na stole. - Ja... przepraszam, już to zabieram.

- Masz chyba sporo pracy - powiedział i ugryzł się w język. Co za głupota, oczywiście, że ma dużo pracy.

- Tak... - posłała mu nerwowy uśmiech. - Dziś był szalony dzień.

- Pójdę po kawę. Co ci wziąć? - zaproponował.

- Hm... piłam już wprawdzie kawę, ale może wezmę jeszcze cappuccino - poprosiła, wyłączając komputer.

- Jak sobie pani życzy - ukłonił się i ruszył w stronę baru. Julia obserwowała go jak składa zamówienie. Patrzyła na jego ręce - jedną trzymał w kieszeni, zaś drugą wyciągnął telefon, wystukał kod i przyłożył do terminala. Niemalże poczuła jego dotyk na swojej skórze. Było jej głupio, że tak zatraciła się w swoich obowiązkach zawodowych, że nawet nie zauważyła, jak wchodzi do kawiarni.

- Cappuccino dla pani, plus brownie z belgijskiej czekolady - Filip postawił przed nią filiżankę z kawą i talerzyk z ciastem. Julia wbiła wzrok w ciasto i posłała mu pytające, aczkolwiek pełne wdzięczności spojrzenie.

- Nie trzeba było - powiedziała z uśmiechem.

- Nie uwierzę, że nie miałaś ochoty - mrugnął do niej i wrócił do lady po swoją czarną kawę i kawałek tego samego ciasta. Po tym usiadł naprzeciw niej i już miał spytać, jak jej minął dzień, kiedy leżący na stoliku telefon Julii znów zaczął dzwonić.

Ostatnie dni wakacji || Taco HemingwayWhere stories live. Discover now