XXXI (+18!)

5K 186 31
                                    


+ 18 !


Zapomniała zapytać, jak powinna się ubrać. Zapomniała całkowicie. Doprowadzał ją do takiego stanu, że nie potrafiła trzeźwo myśleć. Teraz płaci za skutki swojego roztargnienia. Nie wiedziała który raz z kolei przeglądała ciuchy, wyrzucone z garderoby na łóżko. Przyglądała się im krytycznie, nie mogąc się zdecydować. Wyjdą znowu do restauracji? Czy w inne miejsce? Może na jakiś mecz? Do kina? Czy wyścigi? Dobre sobie. Jakie wyścigi, kobieto. To przecież nie będzie randka. Restauracja. Tak, to w jego stylu. Chociaż nie. Wmawiała to sobie. Nie był aż tak przewidywalny. Właściwie to był nieprzewidywalny. Po wizycie Harry'ego zabrał ją przecież do cukierni, co było sprzeczne z jej wyobrażeniem o nim. Nie, to nie liczy się jako randka. Dlaczego nie? Nie i już. W takim razie restauracja. Musi ubrać się w coś ładnego, odpowiedniego. Na mroczną Morganę, co ona ma na siebie założyć?

Krążyła po sypialni, coraz bliższa paniki. Osiemnasta za kilkanaście minut, a ona nadal się nie zdecydowała, co będzie na niej lepiej leżało. Wtem na jej łóżku pojawił się mały smoczek, łudząco podobny do tego, który pojawił się niegdyś w jej gabinecie. Zbliżyła do niego swoją dłoń, na którą wskoczył bez wahania. Magiczne, papierowe stworzonko zmieniło się w niewielki liścik. Poznała to wystudiowane, pochylone pismo.

Ubierz się ładnie, ale bez przesady.

D.

Cwaniak. Zamiast rozwiać jej wątpliwości, tylko jeszcze je wzmocnił. Zdenerwowana drapnęła bordową, koronkową sukienkę. Ładnie się w niej prezentowała. Ten kolor zawsze się podobał. Winny odcień tylko podkreślał jasny kolor jej skóry. Przejrzała się w lustrze. Wodziła wzrokiem po biżuterii, decydując się na złote wkrętki. Miało być bez przesady, to będzie.

Zeszła na dół i przystanęła w korytarzu, rozważając, które buty powinna założyć. Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknęła przelotnie na zegar. Osiemnasta. Punktualny, jak zawsze. Otworzyła drzwi, przed którymi stał blondyn. Miał na sobie długi, czarny, wełniany płaszcz i srebrno-szary szalik, niedbale zwisający po bokach. Pokręciła głową w dezaprobacie, a on zapytał kpiąco:

- Nie podobam Ci się?

- Podobasz. – odpowiedziała poważnie. – Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego mężczyźni nie zawiązują szalików, a je noszą. – mruknęła, znikając w korytarzu.

Dopakowała do torebki kilka drobiazgów, w tym różdżkę i wcisnęła nogi w trzewiki na niewielkim obcasie. Pomógł jej założyć czarny, futerkowy płaszczyk, po czym bez słowa podał ciepły, gruby szal. Owinęła się nim tak, że połowę twarzy miała zasłoniętą. Roześmiał się, bo wyglądała uroczo i niewinnie w tym stroju. Ta kobieta miała w sobie tyle sprzeczności.

Hermiona zamknęła drzwi wejściowe i rzuciła zaklęcia ochronne. Odwróciła się i przystanęła zaskoczona.

- Proszę, proszę... - rzuciła kpiąco. – Dobrałam kolor sukienki pod lakier twojego samochodu.

- Na to wygląda. – zaśmiał się wesoło, otwierając jej drzwi do ciemnobordowego pojazdu.

- Ile ty tego tam masz w swoim garażu? – mruknęła, zażenowana. – Nawet nie wiem co to za marka. – burknęła, gdy usiadł na miejscu kierowcy.

- Kilka. – odparł rozbawiony.

W odpowiedzi dostał jedynie westchnienie przepełnione dezaprobatą.

Cień w Twoich oczach || DramioneWhere stories live. Discover now