III

6K 266 33
                                    

– I jak nasz nowy kontrahent? – zapytał John Kingsley, usiadłszy w swoim ogromnym fotelu.

Był postawnym mężczyzną, więc i mebel musiał być do niego dopasowany. Złączył niedźwiedzie dłonie i wpatrywał się wyczekująco w swoją podopieczną.

– W porządku – odpadła niedbale. – W dokumentach jest wiele niedociągnięć, projekty uchwał wspólników wymagają stałego monitorowania i sprawdzania. To więcej niż pewne, że sobie z tym nie radzą, bo zapominają o ważnych kwestiach. Poza tym problem stanowi też porządek obrad. Często niektóre punkty są pomijane w zawiadomieniach wspólników, w protokołach natomiast dodają dodatkowe. Powiedzmy, że z tym można się uporać szybko, ale nie bezboleśnie. W kontraktach z klientami nie znalazłam na razie rażących postanowień. Sprawy sądowe prowadzone są rzetelnie i skrupulatnie. Większość klientów opłaca zamówienia na czas. Dam sobie z tym radę.

Mecenas pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie odzywał się, zastanawiając nad czymś intensywnie.

– Spodziewałem się, że sobie poradzisz. Chociaż jest to stosunkowo niewdzięczna i nudna robota w porównaniu z pracą dla Trybunału Czarodziejów, Rady Czarodziejów i Magicznego Trumwiratu. – Starał się ją pokrzepić tymi słowami. – A jak kierownictwo FI? Miałaś przyjemność ich spotkać? – Jego zaintrygowane oczy ją przeszywały.

Wzruszyła nieznacznie ramionami. Jej postawa wydawała się wyrażać jedynie chłodną obojętność.

– Przelotnie – skłamała gładko, a on pokręcił głową rozczarowany. Hermiona skrzyżowała ręce na piersi, lekko podirytowana jego reakcją. Wyczuła go bezbłędnie, w końcu współpracowali już kilka lat i znali się bardzo dobrze. Domyśliła się, do czego zmierzał tą rozmową. – Co? – burknęła.

Na twarzy mężczyzny pojawił się sarkastyczny uśmieszek.

– No a poznałaś tam kogoś w swoim wieku? – zapytał, a ona przewróciła oczami.

– Merlinie, to jest praca, jak każda inna. To nie miejsce na poszukiwanie potencjalnych mężczyzn do łóżka. Daj już spokój – upomniała go, na co zaśmiał się w głos.

– Dziecko drogie, nie możesz żyć tylko pracą. – Nachmurzył się odrobinę. – Podobno pełno tam młodych, wykształconych i ambitnych ludzi. I doszły mnie słuchy, że są oni niczego sobie. – Nachylił się ku niej konspiracyjnie.

Zielone oczy śmiały się do niej pośród woalki delikatnych zmarszczek. Roześmiała się wesoło.

– Nie mogę z tobą – powiedziała z niedowierzaniem. – Wysłałeś mnie tam, żeby mnie swatać?

Uśmiechnął się zawadiacko. Nawet w podeszłym wieku potrafił być czarujący. Podwinął rękawy czarnej koszuli i położył łokcie na lakierowanym biurku.

– Oczywiście, że nie, moje dziecko. Ale nie zabroniłem ci przecież na małe romanse. A jeśli wynikłoby z tego potencjalnego romansu coś głębszego, to tym lepiej dla ciebie – zachęcał ją.

– Nie mam na to czasu! – Machnęła lekceważąco ręką. – Na dłuższą metę mężczyźni robią się irytujący i stają się coraz bardziej zaborczy. Proszę, nie wciągaj mnie w takie bagno. – Spochmurniała na wspomnienie swoich nieudanych „związków".

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Dobrze, chwilowo odpuszczam. Zastanów się jednak, nie musisz się wiązać się z nikim na stałe. Trochę odskoczni dobrze by ci zrobiło. Pozwoliłoby ci się trochę rozerwać. Ostatnio wyglądasz na bardzo spiętą.

Brązowe loki opadły jej na twarz. Ramiona skryte pod ciepłym swetrem unosiły się miarowo. Nie mogła mu tego powiedzieć. Obiecała sobie, że nikomu nie zdradzi tej tajemnicy. Musiała grać, chociaż nie podobało jej się okłamywanie swojego przełożonego, którego traktowała jak ojca.

Cień w Twoich oczach || DramioneOnde histórias criam vida. Descubra agora