XVI

4.2K 211 53
                                    

Minęło kilka dni, odkąd Hermiona wyjechała. Draco był pochłonięty pracą, za dnia prawie nie zauważał jej nieobecności. Dopiero gdy nastawała pora cowieczornej filiżanki herbaty, doskwierał mu jej brak. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że obecność Hermiony i ich krótkie rozmowy na błahe tematy dawały mu tyle wytchnienia.

Brakowało mu tego płomiennego, bystrego spojrzenia. Ta kobieta zdecydowanie miała na niego zły wpływ. Gdyby nie natłok pracy, jego myśli nieustannie krążyłyby wokół niej. Wymyślałby nowe, subtelne sposoby na oczarowanie jej swoją osobą. Ale pięknej wiedźmy nie było.

Wstał poddenerwowany. Chyba oszaleje dzisiaj sam w tych pustych murach. Szarpnął marynarkę w zamiarze jej narzucenia, gdy w korytarzu usłyszał stukanie obcasów. Serce zabiło mu szybciej, a krew zaczęła pulsować w skroniach.

Wróciła.

Pozwolił sobie na słaby uśmiech. Dzień od razu stał się przyjemniejszy – stwierdził z zadowoleniem, momentalnie jednak radość zniknęła z jego twarzy. Zmarszczył brwi. Coś mu się nie zgadzało. Kroki były inne. Przeciągłe i powolne, wystudiowane.

W drzwiach pojawiła się czarnowłosa kobieta. W dłoni trzymała ozdobną torbę. Zaszczyciła go uwodzicielskim uśmiechem i powiedziała słowa powitania. Draco odpowiedział niezadowolonym warknięciem. Weszła w głąb gabinetu, a blondyna owionął przyjemny, znajomy zapach. Czy ona, u diabła, używała takich perfum jak Granger?

Astoria uśmiechała się olśniewająco i zapytała słodkim głosem:

– Mogę? – Powiodła wzrokiem ku ciemnej kanapie.

Skinął głową bez słowa i podszedł do barku. Nalał sobie do szklanki Ognistej, jej nalał do kieliszka białe wino. Przyjęła je chętnie.

– Czego tu szukasz? – zaczął oschle.

Astoria skrzywiła się pod wpływem tonu jego głosu. Musiała działać rozważnie, inaczej cały plan spali na panewce. Powinna być nad wyraz ostrożna.

Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

– Wybacz, że cię nachodzę – powiedziała skruszona i podniosła się, kładąc torbę na jego biurku. – To dla ciebie. – Draco uniósł brwi w geście dezaprobaty, a ona pospiesznie zaczęła mówić, nim zdołałby jej przerwać: – Proszę, przyjmij go. W ramach przeprosin za mój ostatni wybuch. Moje zachowanie było karygodne. Kiedy ochłonęłam, nie mogłam sobie darować, że przyniosłam ci wstyd przed pracownikami. – Celowo użyła tego słowa, podkreślając podległość pomiędzy nim, a Hermioną. – Strasznie mi głupio. Naprawdę żałuję. – Spuściła wzrok zawstydzona.

Malfoy westchnął. Co za utrapienie z tą kobietą. Nie miał dzisiaj do niej cierpliwości. W ogóle nie miał cierpliwości. To niespodziewane przybycie gdy w biurze nie było nikogo, nie wróżyło niczego dobrego. Intuicyjnie wyczuwał, że coś knuła i doskonale się przy tym maskowała. Nie mógł jej tak po prostu wyprosić, skoro przyszła do niego skruszona. Tylko dlaczego, na Merlina, akurat dzisiaj?

– W porządku. Było, minęło – odrzekł oschle.

– Och, to wspaniale – powiedziała uradowana. – Zechciałbyś otworzyć podarek? – Zamrugała niewinnie rzęsami.

Zacisnął szczękę. To było ostatnie, co chciał w tej chwili zrobić. Policzył do trzech, by zapanować nad irytacją.

Podszedł do biurka i wyjął z niej kryształową butelkę dwudziestoletniej Ognistej i paczuszkę zielonej herbaty. Podziękował uprzejmie.

Cień w Twoich oczach || DramioneOnde histórias criam vida. Descubra agora