XXXVI

3.2K 158 15
                                    

Śledziła go kilka dni. Ze wszystkich trzech dotychczasowych obiektów, musiała przyznać, że ten sprawiał najwięcej problemów. Był nadzwyczaj ostrożny i czujny, zupełnie jakby posiadał jakiś szósty zmysł i przeczuwał, że ktoś obserwuje go z ukrycia. Sporo się natrudziła, by jej nie odkrył. Przebywał w niemagicznej dzielnicy miasta. Dobrze to zaplanował, bo pośród mugoli nie nikt nie mógł jawnie go zaatakować. Prawie go zgubiła pośród tłumu, ale na szczęście nie dała się zwieść. Podążyła za nim niespiesznie, kierując się do odludnego miejsca. W lesie stał domek letniskowy, niewielki, ale zapewne został rozbudowany w magiczny sposób. Odkryła niedawno, że zrobił z niego swoją kryjówkę.

Podążał początkowo niespiesznie do swojego azylu, a ona w bezpiecznej odległości, ukryta pośród drzew, szła za nim. Zatrzymała się i przyglądała się mężczyźnie. Drgnęła, zaniepokojona. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się wokół, nadsłuchując. Odniosła dziwne wrażenie, że nie tylko ona poluje tego popołudnia. Coś czaiło się w ukryciu. Jakby czekało na ruch z jej strony i dopiero wtedy miało zaatakować. Pokręciła głową, odganiając nieprzyjemne, natrętne myśli.

Zacisnęła mocniej dłoń na różdżce. Oddychała powoli i miarowo, nie dając ponieść się zbędnym emocjom. Nauczyła się już dawno, że w bezpośredniej walce okazują się problematyczne. Później taką taktykę obrała również w życiu zawodowym i prywatnym. Nic dobrego nie wynikło z tego, że pozwoliła im odżyć. Dała swojemu uschniętemu sercu kilka kropel nadziei, które z czasem przerodziły się w nieśmiały strumyk. Rzeczywistość brutalnie jednak ścisnęła ją za gardło i rzuciła w kąt, zranioną, pozbawioną resztek nadziei, zagubioną wśród ścieżek jej życia. W jej duszy pozostała tylko pustka, ciemna i ziejąca zimnem niczym śnieżna otchłań.

Nie mogła sobie pozwolić na najdrobniejszy błąd. Ten czarodziej był jednym z niebezpieczniejszych ludzi. Chwila nieuwagi i mogło być po niej. Niegdyś zadrżałaby ze strachu na samą myśl o tym, w jakie niebezpieczeństwo właśnie się pakowała. Jednak w chwili, gdy dojrzała odłamki szkła na posadzce w Malfoy Manor, jej nadzieje, postrzępione w okrutny sposób, spowodowały, że wewnątrz czuła już jedynie pustkę.

Zaklęła w duchu, gdy poczuła pieczenie na lewej dłoni. Ze złością stwierdziła, że marker, który podarowała Cecylii, działał bezbłędnie. Czarna litera H nieprzyjemnie paliła jej skórę. Zastanowiła się przelotnie, co u diabła, jej przyjaciółka chciała tym osiągnąć. Naciągnęła na napis rękaw kurtki, przeklinając w duchu swoje czary, działające nawet przy wypiciu eliksiru wielosokowego.

Przysadzisty mężczyzna obejrzał się za siebie, czując na sobie czyjś uważny wzrok. Przyspieszył kroku, wiedziony wewnętrznym, nieprzyjemnym przeczuciem. Brązowe włosy zafalowały złowieszczo, gdy zaatakowała wroga. Cisnęła zaklęciem obezwładniającym, jednak tamten zdążył się uchylić. Odpowiedział zaklęciem, które świsnęło obok jej ramienia. Jej kroki miękko odbijały się od podłoża. Poruszała się szybko i bezszelestnie, starając się zbliżyć do czarownika. Okrążała go niespiesznie, wprawnie odbijając rzucane klątwy i oddając je z taką samą intensywnością. Na jej twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek. Uważna obserwacja opłaciła się i była w stanie określić, jaki styl walki obrać.

Ruszyła biegiem w jego stronę w bezpośrednim natarciu. Zrobiła zwód, rzucając zaklęcie i chowając się za drzewem. Nie pozwoliła sobie na wytracenie prędkości i w mgnieniu oka biegła już w przeciwnym kierunku, a kasztanowe włosy powiewały na wietrze, niedosięgnięte przez przeciwnika. Wycelowała pięścią prosto w twarz. Zatoczył się, zaskoczony i zbity z tropu, jak mogła zbliżyć się do niego na tak niewielką odległość. Syknął cicho. Jak taki młokos śmiał go uderzyć. Przydługie włosy śmignęły mu przed oczami. Nim zdołał odzyskać równowagę, wycelowano w jego brzuch kopniakiem z półobrotu. Odrzuciło go na pół metra. Przewrócił się, upadł z impetem na podłogę, dławiąc się z powodu utraconego oddechu. Siła odrzutu sprawiła, że wypuścił różdżkę z ręki. Błyskawicznie dopadła do niej i schowała do kieszeni, jednocześnie mierząc w niego swoją magiczną bronią. Wymruczała parę zaklęć i czarownik tkwił teraz na leśnej ściółce, spętany magicznymi więzami. Wlepił w nią mordercze spojrzenie i mamrotał niewyraźnie, najpewniej złorzecząc jej na wszystkie możliwe sposoby.

Cień w Twoich oczach || DramioneWhere stories live. Discover now