XVIII

4K 188 17
                                    


Budynek Delegatury był skromny w porównaniu z tym, gdzie znajdowała się siedziba brytyjskiego Ministerstwa Magii. Zbudowany z jasnopomarańczowej cegły, okrągły i zaledwie dwupiętrowy, ale za to szeroki. Idąc po drewnianej posadzce, Hermiona swoim kolorem włosów i rysami twarzy zwracała na siebie uwagę. Dziewczyna podążająca za nią jak wierny, wdzięczny szczeniak urodą bardziej przypominała szwedkę. Miała skandynawskie pochodzenie, chociaż urodziła się na Wyspach. Hermiona liczyła, że ta okoliczność przyda się na przesłuchaniu.

Stawiły się punktualnie. Hermiona z nieodłączną aktówką i laptopem. Młoda sekretarka po krótkiej rozmowie z Cecylią jako tłumaczem zaanonsowała je przed Zastępcą Przewodniczącego Departamentu.

– Mogą panie wejść – powiedziała do nich po szwedzku, a Cecylia szybko przetłumaczyła jej słowa.

W gabinecie było kameralnie. Ciemne meble sprawiały, że pokój wydawał się jeszcze mniejszy i przytłaczał je swoim niewielkim rozmiarem. Za biurkiem siedział młody czarodziej. Jasne włosy przypominające promienie zachodzącego słońca miał lekko przydługie, zaczesał je na bok. Czyste, błękitne spojrzenie było przyjazne, ale czaiła się za nimi wrodzona inteligencja i przenikliwość.

Biła od niego pewność siebie. Obserwował je uważnie, a jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na Hermionie. Po chwili odezwał się łamaną angielszczyzną:

– Panno von Dörenbolt. – Skinął jej głową na powitanie. – Widzę, że jest pani ze swoim pełnomocnikiem. Miło mi poznać, panno...

– Granger. Hermiona Granger.

Uniósł jasne brwi w niemym zdziwieniu.

– Ta Hermiona Granger? Angielska bohaterka wojenna? – zapytał, przeciągając lekko sylaby.

I zaczyna się – pomyślała zniesmaczona. – Nazwisko diametralnie zmienia nastawienie.

Nie za bardzo podobało jej się to, że jest nadal postrzegana przez pryzmat udziału w Drugiej Wojny Czarodziejów. Od lat walczyła z przypiętą jej łatką bohaterki. Nigdy nie chciała, żeby ktoś pod wpływem jej nazwiska okazał się stronniczy. Ale to było niegdyś. I nie w tym kraju. Teraz mogło się okazać przydatne.

Obdarzył ją drapieżnym uśmiechem, który łaskawie odwzajemniła.

Zabawa się zaczyna.

Wskazał im krzesła. Hermiona usiadła, zakładając powabnie nogę na nogę i odsłaniając nieco więcej uda. Jeśli chodziło o ratowanie bliskich jej osób, potrafiła bez mrugnięcia okiem stosować niehonorowe zagrania, nie licząc wykorzystywania jej nazwiska. To akurat uznawała za wyjątkowo obrzydliwe i perfidne. Pracując zaś w firmie Malfoy'a, nie miała wielu okazji na uwolnienie drzemiącej w niej wiedźmy. Starała się hamować, zresztą niewiele miała tam okazji do pokazania swojego drugiego oblicza. Przed Draconem się wstrzymywała, nie wiedząc właściwie dlaczego. Troszkę się z nim droczyła, to prawda. Wiedział jednak o klątwie i to sprawiało, że dopóki nie go nie rozpracuje, w obawie przez ewentualnym szantażem z jego strony, się powstrzymywała. Skarciła się w duch. Dlaczego myślała o nim w takiej chwili?

– Widzę, że bezbłędnie rozpoznał pan, że pochodzę z Wielkiej Brytanii – zaczęła stanowczo. – To miłe z pana strony, panie...

– Hjorth. Skjäll Hjorth.

– Słuchamy, co ma nam pan do powiedzenia.

– Panna von Dörenbolt napadła na czterech czarodziejów, poturbowała ich, a kiedy kontratakowali, zastosowała na nich Klątwę Cruciatus. To poważne przewinienie, o czym doskonale pani wie, pani mecenas.

Cień w Twoich oczach || DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz