II

6.1K 280 22
                                    

Tydzień upłynął jej bardzo szybko. Prawie w ogóle nie wychodziła z biura, tak wiele miała pracy. Nieocenioną pomocą okazała się Cassie, która intuicyjnie wręcz odczytywała jej potrzeby: a to na stoliku znalazła się kawa, to świeżo zaparzona herbata. Często też jakieś kanapki, babeczki, sałatki, pokrojone owoce. Poza tym Hermiona nawet nie musiała jej zlecać zbyt wielu zadań do wykonania – dziewczyna doskonale odnajdywała się w swojej pracy, przynosząc niezbędne dokumenty. Zupełnie jakby czytała w myślach prawniczki.

Usłyszała krótkie, pewne pukanie do drzwi. Asystentka uchyliła je lekko, nie czekając na zaproszenie, a kobieta podniosła wzrok znad papierów rozłożonych na biurku.

– Gość do pani, pani mecenas – powiedziała cicho.

Hermiona wyprostowała się, opierając w całości plecy o oparcie fotela.

– W porządku, Cassie. Wprowadź go – odpowiedziała.

Jej oczom ukazał się wysoki, szczupły, ciemnoskóry mężczyzna. Brązowe, niemal czarne oczy spoglądały na nią z wyrazem, którego nie potrafiła określić. Czarny matowy garnitur nosił wraz z białą koszulą i krawatem zawiązanym na angielski styl.

Rozejrzał się pobieżnie po gabinecie, a kiedy wskazała mu miejsce, usiadł w fotelu naprzeciwko.

– Witam, pani mecenas – zaczął pierwszy.

– Witam, panie Zabini – odpowiedziała. – Czym mogę panu służyć? – rzuciła krótko, bez dalszych uprzejmości.

– Jako członek zarządu Foy Industries i jednocześnie pierwszy wiceprezes przyszedłem sprawdzić, jak odnajduje się pani w nowej pracy. – Oparł się wygodniej na fotelu. Rozejrzał się ponownie po gabinecie i zaciekawiony wskazał na srebrnego laptopa wyłaniającego się spod papierów i ksiąg. – Cóż to za nabytek?

– Mój laptop. Niemagiczny przedmiot, trochę przeze mnie udoskonalony. Za pomocą kilku zaklęć mniej lub bardziej skomplikowanych wgrałam do niego wszystkie dekrety, traktaty i obwieszczenia Ministerstwa Magii, kilka opasłych ksiąg o prawie magicznym i dodałam możliwość wyszukiwania konkretnych haseł. Bardzo przydatna rzecz, jeśli nie chce nosić się ze sobą opasłych tomów na zgromadzenia Rady Czarodziejów – odparła obojętnie.

Blaise pokiwał głową z niekłamanym zachwytem.

– Kto by pomyślał, żeby łączyć ze sobą mugolską technologię z zaklęciami. Tylko ty mogłaś wpaść na coś tak zaskakującego. – Urwał na chwilę, licząc na wywołanie dramatycznej pauzy. – Jedno tylko mnie nurtuje. Dlaczego w takim razie w szafce za mną znajduje się pokaźna kolekcja kodeksów magicznych, począwszy od starożytności po czasy najnowsze?

Podążyła za jego wzrokiem ku biblioteczce. Rzeczywiście cała gablotka wypełniona była grubymi księgami w twardych, ciemnych oprawach; na niektórych dało się zauważyć jeszcze pozostałości po klamrach skuwających je w całość, które przepadły w mrokach dziejów.

– Dlatego, że mam do nich sentyment i lubię szukać w nich informacji. Nierzadko zdarza się jednak, że po prostu brakuje mi czasu na wertowanie. – Wzruszyła ramionami.

Wokół niej znajdowały się pergaminy i samopiszące pióra, które niestrudzenie coś notowały. Wydawało się, że stoją nad nią niczym upiory, gotowe w każdej chwili ją pożreć, gdyby straciła czujność. Dziwne wrażenie. Niepokojące.

– Rozumiem.

Spojrzał na nią niepocieszony. Zaczęła pisać na pergaminie, czym dawała jednoznacznie do zrozumienia, że była zajęta i nie będzie skłonna do dalszych rozmów. Podniosła wzrok, gdy wstawał z fotela.

Cień w Twoich oczach || DramioneWhere stories live. Discover now