VII

5.2K 226 31
                                    

Wróciła do pracy następnego dnia. Była jeszcze osłabiona, bo twarz wciąż miała bledszą niż zwykle. Cassie unikała jej, jak tylko mogła, więc pod koniec dnia musiała wezwać ją do siebie i wyjaśnić kilka kwestii.

– Posłuchaj Cassie – zaczęła, kiedy dziewczyna usiadła na krześle – wiem, że zatrudnia cię prezes Malfoy i nie mam ci za złe, że podałaś mu mój adres. To on jest w końcu twoim pracodawcą, co uprawnia go do uzyskania niektórych informacji. Podobno wypytywał cię, dlaczego mnie nie ma. Dziękuję ci za dyskrecję. Masz bardzo dobrą intuicję. Bezbłędnie wyczuwasz, jakie mam priorytety w odkrywaniu swoich kart. Nie musisz mnie unikać, nie zrobię ci awantury. Jeśli już kogoś mam ochrzanić, to jego, że za bardzo się wtrąca.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję pani mecenas. I przepraszam. – Skłoniła się wdzięcznie. – Dobranoc.

– Dobranoc – odpowiedziała.

***

Siedziała pochylona nad biurkiem, a światło stojącej lampy padało na jej twarz. Zmrużyła oczy. Była zmęczona. Powędrowała wzrokiem na zegar. Było już po dwudziestej. Westchnęła. Zapowiadała się długa i żmudna noc.

Podeszła do drzwi od swojego gabinetu. Chciała je uchylić, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza, ale się powstrzymała. W korytarzu usłyszała kobiece kroki, wycofała się więc w głąb swojego biura.

Kroki skierowały się do gabinetu Malfoy'a.

– Dobry wieczór, Draco – kobieta zagruchała słodkim głosem. – Dawno się nie widzieliśmy.

– Astorio – odparł chłodno.

Reszta słów do niej nie dotarła, obca musiała zamknąć drzwi, a gabinet Malfoy'a obłożony był zaklęciem wyciszającym.

Nie niepokojona przez nikogo, wróciła do papierkowej roboty.

*

– Słucham – rzucił ostro, patrząc na nią z niechęcią.

– Draco, mój słodki, to tak mnie witasz po dwóch miesiącach rozłąki? – skarciła go. – Nie odezwał się na tę uwagę. Nie było warto. Zacisnął gniewnie wargi. – Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj? – zaproponowała.

– Przykro mi, mam dużo pracy. – Mówiąc to, pokazał rozłożone wokół zwoje i księgi.

– Nie daj się prosić. – Wydęła lawendowe usta, udając obrażoną.

Ciemna aksamitna suknia opinała jej sylwetkę, a wycięcie na biodrze i głęboki dekolt odsłaniały jędrne ciało. Była piękna, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Z lubością próbowała wykorzystać na nim swoje wdzięki. Czarne włosy falami opadały na ramiona. Turkusowe oczy błyszczały zza ciemnych, długich rzęs. Uśmiechnęła się zalotnie.

– Nie daj się prosić – powtórzyła i usiadła na kanapie.

Materiał sukienki zsunął się ponętnie, odsłaniając zdecydowanie zbyt wiele jak na gust Dracona.

– Przykro mi. – Wzruszył lekko ramionami. – Mówiłem ci to już wielokrotnie – nie rób sobie nadziei. Nie jestem tobą zainteresowany. Nigdy nie byłem.

Gdyby wzrok mógł zabijać, zapewne teraz padłby trupem. Ach, kobieta zmienną jest. Raz słodka, raz mordercza.

– Jak chcesz – rzuciła Astoria, siląc się na obojętny ton.

Podniosła się i ruszyła ku drzwiom. Zatrzymała się w korytarzu, a jej wzrok powędrował ku smudze światła wydobywającej się z gabinetu Hermiony. Spojrzała na plakietkę zamontowaną na ścianie.

Cień w Twoich oczach || DramioneWhere stories live. Discover now