XI

4.9K 220 40
                                    

– Proszę pana, nie wolno panu wchodzić tak bez zapowiedzi. Pani mecenas nie życzy sobie, żeby zakłócano jej pracę! – Z recepcji dobiegł ją krzyk jej asystentki.

Gość nic sobie nie zrobił z jej protestów, bo do drzwi gabinetu Hermiony rozległo się pukanie. Wyjrzała przez okno. Na zewnątrz dawno już zapadł zmierzch. Wieczór nadszedł szybciej, niż by tego chciała. O tej porze mało kto przychodził do firmy. Nie zdążyła nawet się zastanowić, ani tym bardziej odpowiedzieć, bo w drzwiach pojawiła się czarna czupryna. Nieodzowne okrągłe okulary spoczywały na nosie, ukazując zielone oczy.

– Harry! – wykrzyknęła zszokowana.

Natychmiast podniosła się uradowana i ruszyła mu naprzeciw, spragniona przyjacielskiego powitania. Wybraniec poklepał ją sztywno po plecach i odsunął ją delikatnie od siebie. Jej oczy błyszczały radośnie, on sam jednak nie wydawał się w najmniejszym stopniu szczęśliwy z tego spotkania. Radość natychmiast w niej zgasła. Z wyrazu jego twarzy zorientowała się, że coś jest nie tak.

– Witaj, Hermiono – powiedział oficjalnym tonem. – Wybacz, że niepokoję cię w pracy, ale ciężko cię złapać poza nią. Nie odpowiadałaś na moje sowy, stwierdziłem więc, że odwiedzę cię tutaj.

Młoda prawniczka na przemian splatała i rozplatała palce w zdenerwowaniu.

– Wybacz mi, Harry. Chciałam napisać, ale nie potrafiłam. Nie znalazłam odpowiednich słów, wolałam więc nie odpisywać wcale – odpowiedziała skrępowana – Może usiądziesz? – Wskazała mu miejsce.

Usiadł zgnębiony. Czarny, lekko wyblakły, długi płaszcz przewiesił przez oparcie. Miał na sobie jeansy i ciemnobrązowy sweter, idealnie odbijający ciepło jego osoby. Czarne, niesforne włosy były już lekko przydługie, ale on rzadko dbał o takie detale. Zresztą jego żona Ginewra twierdziła, że go odmładzają. Na twarzy przyjaciela zauważyła kilka zmarszczek.

Zastanawiała się, dlaczego tu przyszedł. Odwiedzał ją jako przyjaciel, czy jako były współpracownik? Pomyśleć, że jeszcze parę lat temu wspólnie polowali na śmierciożerców...

– Napijesz się czegoś, zanim zaczniemy? – zapytała oficjalnym tonem.

Opanowała emocje, w końcu w niczym jej tutaj nie pomogą. Intuicyjnie wyczuwała, że jego wizyta nie będzie należała do tych miłych.

Nie patrzył na nią. Zwiesił głowę zrezygnowany.

– Domyślasz się, dlaczego cię odwiedzam? – zapytał głosem wypranym z emocji.

– Tak – odpowiedziała, nie do końca zgodnie z prawdą.

– Minęło już tyle lat. Sądziłem, że zapomniał o tobie, albo przynajmniej próbował. Że wreszcie odpuścił. – Hermionie serce stanęło, bo wiedziała już, dlaczego Harry ją odwiedził. Zrobiło się jej słabo. – Ułożył sobie życie z Romildą, spodziewają się dziecka. Ale gdy dyrektor McGonagall rozesłała zaproszenia na Bal Noworoczny, spił się w trupa i przyszedł do mnie w środku nocy. I wiesz co mi powiedział? Że nie wie, czy będzie mógł spojrzeć ci w oczy po tym wszystkim. Że boi się, że stare uczucie, które powinno już dawno zniknąć, zapłonie na nowo.

Hermiona milczała w oczekiwaniu, czy nastąpi ciąg dalszy. Auror jednak milczał zawzięcie, więc to ona podjęła wątek.

– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała, chociaż znała już odpowiedź.

– Wiem, że to egoistyczne prosić cię o to. Nie mam innego wyboru. Oboje wiemy, że Ron był najsłabszy z naszej trójki. Ponowne spotkanie z tobą... Może nie udźwignąć tego psychicznie.

Cień w Twoich oczach || DramioneOnde histórias criam vida. Descubra agora