XIV

4.5K 202 9
                                    

Dwór rodzinny prezentował się nadzwyczajnie. Wciąż zadbany, nie dał się nadgryźć przez ząb czasu w najmniejszym stopniu. W ogrodzie przed wejściem znajdowały się klomby białych róż, które tak uwielbiała jego matka. Nie bywał tu często. To miejsce już zawsze pozostawało dla niego pustymi ścianami i gdyby nie Narcyza, zapewne już dawno by się go pozbył. Monumentalne wykończenie i ciemne kolory w środku działały na niego drażniąco i przygnębiająco. Odkąd w jego rodzinnym domu Voldemort urządził sobie siedzibę, Draco nie czuł się w nim bezpiecznie. Upłynęło już tyle lat od tamtego czasu. Budynek pięknie się prezentował – był zadbany, odrestaurowany, z gustownie urządzonym ogrodem. Wciąż jednak budził w nim skrajne uczucia.

Wszedł do środka i minął rozległy ciemny korytarz. Grymas zniesmaczenia przebiegł po jego twarzy. Nie podobało mu się tutaj. Za to właśnie uwielbiał swoje mieszkanie. Było zdecydowanie w jasnych kolorach, wpuszczało mnóstwo dziennego światła, którego tutaj tak brakowało.

– Draco? Co tu robisz? – Narcyza podniosła się z fotela zaskoczona jego niezapowiedzianą wizytą.

– Nie cieszysz się z odwiedzin syna?

Rozłożył zapraszająco dłonie, a ona od razu go przytuliła. Przyciągnęła go do siebie w matczynym odruchu, nie zważając na to, że był od niej znacznie wyższy. Dla niej nadal był małym, zagubionym chłopcem, który nie odnalazł swojej drogi w życiu. Jej zdaniem wkroczył już na podatny grunt, ale nadal czegoś mu brakowało. Stabilizacji, rodzinnego ciepła, szczęścia i trosk dzielonych z drugim człowiekiem. Narcyza Malfoy mogła być dla niego wsparciem i pomocą w trudnych chwilach, dać mu ciepło i matczyną czułość. Wiedziała jednak, że pełnię szczęścia może mu dać tylko inna kobieta. A on tak uparcie unikał głębszych relacji. Kobiecie było żal syna, który wyrósł na przystojnego mężczyznę, w którego spojrzeniu trwała tęsknota za uczuciem, którego nie dane mu było posmakować. Starał się przed nią ukrywać nieznośną samotność towarzyszącą mu od dawnych lat. Matka jednak zna swoje dziecko i widzi więcej, niż chciałby pokazać.

– Oczywiście, że się cieszę. – Odsunęła się od niego i pogłaskała go po włosach. Przymknął oczy, zawsze spragniony czułych gestów z jej strony, pozwalając jej na zmierzwienie starannie ułożonej fryzury. – Jesteś tutaj w jakiejś sprawie, czyż nie? – zapytała.

Pokręcił głową z niedowierzaniem. Nawet przybierając jedną z najlepszych masek zobojętnienia działającą na wszystkich wokół, nie udało mu się przed nią zasłonić. Znała go na wylot. On ją zresztą też. Ulepieni z tej samej gliny. Mimo nazwiska Malfoy, zdecydowanie więcej mieli wspólnego z Blackami.

Opadł ciężko na fotel. Stukał nerwowo obcasem w dębowy parkiet.

– Znalazłaś może jakieś notatki ciotki Bellatrix? – zapytał cicho.

Narcyza poruszyła się niespokojnie.

– Znalazłam – odpowiedziała zmieszana.

Podeszła go czarnego sekretarzyka w rogu pokoju i wyjęła z niego plik starych pergaminów. Podała mu bez słowa. Draco zaczął przeglądać je pobieżnie, zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas. Schował dokumenty do teczki, którą położył sobie na kolanach.

– Chcesz mi o czymś powiedzieć? – zapytała łagodnie.

Draco potarł zmęczoną twarz. Wyglądał, jakby od dłuższego czasu coś trapiło go.

– Nie wiem, matko – odpowiedział szczerze. – Chyba jeszcze nie.

Zmartwiła się.

Cień w Twoich oczach || DramioneWhere stories live. Discover now