Ep.1

2.4K 158 183
                                    

W ciągu godziny plecak zapełnił się najbardziej przydatnymi przedmiotami, pozwalającymi przetrwać. Przez uchylone okno, o którym zapomniała służba, wyleciała lina powstała ze związanych ze sobą prześcieradeł. Jedyna szansa, aby życie w złotej klatce rodziców stało się tylko złym wspomnieniem. Upewniwszy się, że domownicy pogrążyli się w głębokim śnie, średniego wzrostu postać usiadła na parapecie, przerzucając nogi na drugą stronę okna. Od wysokości zakręciło jej się w głowie. Ale to była jedyna szansa. Jeżeli teraz pojawiłoby się zawahanie, drugi raz mógł się nie zdarzyć. 

Postać oplotła palce wokół aksamitnego materiału, powoli zsuwając się po ścianie rodzinnej posiadłości. Najważniejsze było nie zbudzić rodziców. Gdyby odkryli, że ich ukochane dziecko wymyka się z domu przez okno, naraża siebie na niebezpieczeństwo, z pewnością zaczęłaby się prawdziwa drama, kończąca się tym, że ich potomek wylądowałby w pokoju bez okien i najlepiej bez drzwi. Jak w czymś takim ktoś miałby przeżyć? Wiedzieli to tylko nadopiekuńczy, wręcz paranoiczni rodzice. Kiedy czarne trampki wylądowały na trawie, postać w ciemnej bluzie padła na kolana, chcąc pod palcami poczuć łaskotanie trawy. Przyjemny wiatr zadął z większą siłą w policzki, zmuszając smukłe palce do przytrzymania czerwonej czapki z daszkiem. 

- Przepraszam was... - powiedział cicho, obawiając się, że ton głośniej mógł sprowadzić mu na głowę całą rodzinę i służbę. - Ale nie mogę tak dłużej żyć.

Nie oglądając się za siebie, pobiegł w stronę bramy. Kolejną przeszkodą na drodze okazała się specjalnie wzmacniana brama. Skradziony wcześniej pilot był wybawieniem. Brama stanęła otworem, wypuszczając młodego człowieka na zewnątrz. Gdy zamknął ją z powrotem, przerzucił pilota w krzaki, nie dbając o to, czy ktoś go później znajdzie. 

Poprawił ramiączka od plecaka, zmierzając w stronę miasta, które do tej pory podziwiał tylko z okna pokoju. Chociaż w Tokyo przebywał zaledwie kilka razy, nie darzył tego miejsca zbyt wielką sympatią. Za bardzo przypominało mu o ciągłym nadzorze rodziców. Nie zwracał uwagi na oświetlone witryny sklepowe ani na mijanych ludzi, korzystających z atrakcji, jakie oferowało nocne życie w stolicy. Nic go z tego nie interesowało, miał jeden cel. Zszedł schodami do metra, stając przed wielką mapą, ukazującą różnokolorowe trasy. 

- Gdzie najlepiej pojechać...? - Przesunął palcem po niebieskiej trasie, natrafiając na wielki, wytłuszczony napis Kamino. - Brzmi dobrze. I odjeżdża za dziesięć minut! Wow, ale mam farta!

Nie wziął ze sobą telefonu ani żadnego urządzenia z obawy, że rodzice zainstalowali tam GPS, a nie zamierzał kończyć swojej nocnej eskapady poprzez zgarniecie przez rodziców z powrotem do domu. Nie wróci tam. Nigdy. Życie, które tam zostawił nie odpowiadało mu. Zawyżone oczekiwania oraz z góry zaplanowana każda decyzja i dalsze życie. Chciał więcej, bo wiedział, że świat oferował to więcej. Z książek i filmów wywnioskował, że tylko w ten sposób, uciekając z domu, pozna prawdziwe życie. 

Wkrótce nadjechał pociąg, do którego od razu się wepchnął, uprzednio kupując bilet. Za parę godzin wstałby świt i niedługo wybuchłaby panika o jego zniknięciu.

- Ej, młody - odezwał się do niego dorosły mężczyzna. - Dokąd jedziesz?

- Kamino - odpowiedział, zaciskając palce na plecaku. - Jadę do Kamino...

- W takim razie się zbieraj. - Wskazał palcem na drzwi. - Zaraz twój przystanek.

- D-dziękuję panu! - zawołał, od razu się zrywając z miejsca. 

Pociąg zatrzymał się, wypuszczając go na zewnątrz. Dopiero wtedy poczuł silne szarpnięcie na plecach. Nim się obejrzał drzwi z powrotem się zamknęły. Za szybą dostrzegł szeroko uśmiechniętą twarz mężczyzny... z jego plecakiem.

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Where stories live. Discover now