Ep.2

1K 129 116
                                    

Sora nie do końca potrafił odnaleźć się w Lidze Złoczyńców. Głównie dlatego, że sam nim nie był. Jego największe przewinienie to ucieczka z domu, co skończyło się, że wylądował, gdzie wylądował. Oczywiście niektórzy jawnie kpili sobie z najsłabszego ogniwa, przez co często stawał się ofiarą głupich żartów - zwłaszcza Dabiego, który nie potrafił sobie odmówić przyjemności z dręczenia go. Sam wolał to określać, jako integracja, co dla Sory nadal pozostawało zwykłym chamstwem.

Spędził tu tydzień głównie sprzątając i wykonując przyziemne obowiązki. Bardziej był traktowany jako zwierzątko bądź maskotka, aniżeli członek grupy. Ale na co liczył? Na nagłą akceptację? Wolne żarty. Skurczybyk po prostu bawił się kosztem słabszego kolegi. Tego dnia Sora pomagał Kurogiriemu w zachowaniu porządku w barze, w sumie bardzo to lubił, bo chodzący dymek, jako jedyny, był tu dla niego całkiem przyjaźnie nastawiony. Okazywał mu dobroć, chociaż bardziej interesował się Shigarakim Tomurą, jakby był jego niańką. Sora się w to nie zagłębiał.

- Na czym tak właściwie polega twoja zdolność? - zapytał barman, czyszcząc od wewnątrz szklankę.

- Nazywano to wyładowaniem - odparł, opierając się na miotle. - Pochłaniam cząsteczki zawarte w cudzych zdolnościach i przemieniam w czystą energię, po czym dochodzi do wyładowania. Całkiem zabawna sprawa, bardzo to łaskocze - dodał, uśmiechając się szeroko. - Raczej nie działa to na zdolności czysto fizyczne, dlatego dziwię się, że Shigaraki Tomura mnie nie zabił - zaśmiał się sucho, choć wcale nie bawił go ten żart.

Pomimo, że pozwolono mu tu zostać z nadzieją, że jego dość potężnie brzmiący okaże się przydatny, lider Ligi ignorował jego istnienie. Większość czasu spędzał zamknięty w swoim pokoju, tylko czasem wychodząc z niego, by zasiąść przed barkiem i napić się czegoś. Sora osobiście miał wielką nietolerancję alkoholową, od samego wąchania robiło mu się słabo.

Przetarł czoło, uznając, że skończył zamiatać, a podłoga lśni jak nowa. Odłożył miotłę na jej miejsce, po czym usiadł przy barku, opierając głowę na chłodnym blacie. Zawsze chodził w tej samej czarnej bluzie, w której tu trafił i nigdy nie ściągał kaptura przy pozostałych. Tylko dzięki swobodnym kosmykom blond włosów, dało się określić, jaki ma kolor. Sora uwielbiał ten czas, gdy każdy był tak pochłonięty sobą, że nikt nie miał czasu podręczyć małego szczurka, za jakiego go uważano. Przez ostatni tydzień blondyn nie opuszczał kryjówki Ligi Złoczyńców, przez co nie miał dostępu do informacji, czy jest już poszukiwany. Ba, z pewnością był. Zawsze mógł oglądać tu telewizję, ale bał się tego, co by tam usłyszał.

Dwa dni temu poprosił o możliwość wyjścia z kryjówki, niestety nikt nie ufał mu na tyle, by na to przystać. Tak właśnie Sora zastąpił jedną klatkę drugą. Na wolność i swobodę musiał sobie zapracować... co na radzie robił za pomocą szczoty.

- Gdybyś potrzebował nowych ubrań bądź czegoś innego, po prostu powiedz - odezwał się Kurogiri, przyglądając się Sorze, szeroko rozłożonego na blacie barku. Ten mruknął tylko coś w odpowiedzi. - Shigaraki Tomura.

Sora machnął ręką na barmana, nie biorąc jego słów na poważnie. Zdziwaczały lider budził w nim mieszane uczucia, między którymi dominował strach. Dla Dabiego była to kolejna okazja, by mu dokuczyć, często nabierając go, że Shigaraki zjawił się w kryjówce, co kończyło się małym atakiem paniki w postaci palpitacji serca i rzucenia wszystkiego, co trzymał w rękach.

- Tym razem się na to nie nabiorę - odpowiedział. - Słaby żart.

- Nie jestem żartem, gówniarzu. - Znajomy głos podziałał na Sorę jak kubeł zimnej wody, bo ten zakołysał się na krześle barowym i poleciał do tyłu, uderzając plecami o podłogę. - Idiota...

Rozpad | Tomura Shigaraki✔जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें