Ep. 8

647 102 68
                                    

Minęło kilka godzin, od kiedy Shigaraki i Sora rozpoczęli wspólną grę. Oboje stracili poczucie czasu, aż na zegarku wybijała pierwsza w nocy. Żaden z nich nie odczuwał jednak zmęczenia, wciąż wgapieni w jasny ekran telewizora, gdzie właśnie toczyli kolejną walkę z trudnym do pokonania bossem. Przeciwnik padł roztrzaskany na drobne kawałki, co wywołało w Sorze dziecięcą radość. Z kontrolerem w ręku, klęknął na łóżku Tomury, wydając z siebie głośne dźwięki zachwytu spowodowane zwycięstwem. Lider warknął coś o ciszy, by zaraz reszta grupy nie zbiegła się przerażone, że kogoś tu zarzynają. 

Złotooki uśmiechnął się głupio, cały czas zapominając o strachu, który zwykle odczuwał przy przywódcy Ligi Złoczyńców. Wyciągnął w jego stronę dłoń, na co Shigaraki zmarszczył czoło. Nie rozumiał tego idiotycznego gestu, więc posłał Sorze krytyczne spojrzenie.

- Piąteczka...? - spytał cicho, powoli przypominając sobie, że nie siedzi na herbatce u przyjaciela a u szefa i niebezpiecznego złoczyńcy. - Albo i nie.

- Boisz się, że się rozpadniesz? - odparł złośliwym głosem Shigaraki z lekkim, nieprzyjemnym uśmiechem. - A może czegoś innego? - Wyciągnął na wysokość swojej twarzy dłoń. Otworzył szeroko oczy, kiedy ręka Sory zetknęła się płasko z jego w geście tej upragnionej przez złotookiego ,,piąteczki''. - Co do...

- Nie rozpadłem się - zachichotał Sora, po czym przeciągle ziewnął. - Chyba pora na dziś kończyć... Dziękuję, Shigaraki, to była super zabawa! Czy... zagramy jeszcze kiedyś?

Nie uzyskał odpowiedzi, ale mu to nie przeszkadzało. Sam fakt, że chłopak nie uniósł się, odbierał jako dobry znak. Wrócił do siebie, po cichu, by nikogo nie obudzić, zostawiając lidera samego w swoich czterech ścianach. Tomura wpatrywał się w dłoń, która niszczyła wszystko, zmieniała w popiół każdego... oprócz tego dzieciaka. Pierwszy raz nie był zirytowany obecnością innego człowieka ani jego krzykami, a musiał przyznać, że Sora bardzo emocjonalnie podchodził do ich wspólnej gry. Czasem rzucał małe przekleństwa na poziomie przedszkolaków, ale gdy padły dwa ostrzejsze słowa, zastanowił się, czy nie jest to skutek zbyt częstego kontaktu z Dabim.

Shigaraki popatrzył na ekran telewizora z widocznym napisem PAUZA. Mógł grać dalej sam, już dawno gracz numer dwa nie był mu potrzebny. Rozpoczął dalszą grę, ale po dziesięciu minutach przerwał rozrywkę, nie czerpiąc z niej takiej samej satysfakcji jak chwilę temu. Ten przeklęty szkodnik... Nie był taki sam jak Twice, Toga czy Dabi, jego obecność nie irytowała go tak jak na początku. Swoją niską prezencją niemal wymazywał swoje istnienie, przez co z pewnością ktoś kiedyś o nim zapomni. A może już zapomniał, dlatego znalazł się w Lidze? O, tak. Wspólna gra naprawdę sprawiła mu przyjemność. Jutro z samego rana znów będzie musiał myśleć nad atakiem na te dzieciaki U.A. i nad uprowadzeniem Bakugou. Tomura położył się na łóżku, nakrywając się kołdrą. 

Zrobiło się cicho. Zbyt cicho. Czy tak wyglądałoby życie Shigarakiego, gdyby jego historia potoczyła się inaczej, a on sam nie został złoczyńcą. Może zdobyłby przyjaciół i wraz z nimi zarywał nocki na wspólnym graniu. Oczywiście nie miał wpływu na przeszłość, więc nie rozmyślał zbytnio nad tym, ale te ostatnie godziny z Sorą były całkiem znośne. I już mu trochę tego brakowało. To było coś nowego. Coś przerażającego, ale i przyjemnego. 

Rano Tomura zaszedł do baru, gdzie Kurogiri rozmawiał o czymś przez telefon, ale na widok lidera ściszył głos i zaraz zakończył połączenie.

- Kto to był? - zapytał niebieskowłosy, siadając na swoim miejscu, czekając, aż wyląduje przed nim śniadanie.

- Zapotrzebowanie dla członków Ligi - odpowiedział dymek. - Dabi skarżył się na jakieś braki, niektórzy również.

Shigaraki chwycił za pogniecioną kartkę i odczytał dwie ostatnie pozycje, unosząc pytająco brwi, po czym spojrzał zaskoczony na towarzysza. Ten tylko wzruszył ramionami.

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora