Ep. 28

482 89 20
                                    

Od godziny wpatrywał się w irytująco migający napis na ekranie GAME OVER. Nie robił nic, aby wznowić bądź zakończyć grę, nie miał na to ochoty, czując znużenie wszystkim, co się dookoła działo. Minęło pięć tygodni, od kiedy Sora nawiał, znikając niczym proch rozwiany przez wiatr. Z tego powodu Shigaraki zastanawiał się, czy gdzieś w szale nie dotknął Sory, a jego dar nie ochronił go przed rozpadem? Dowodem na to, że złotooki jednak żyje był Dabi, będący świadkiem ucieczki. Głosy dobiegające z korytarza zmusiły go, aby wyjrzeć ze swojego pokoju, w celu analizy powodu tych krzyków. Toga i Twice wyruszyli do Chisaki'ego jako szpiedzy, a zatem kto inny mógł tyle hałasować?

Odpowiedź nadbiegła dość szybko w postaci zdyszanego Spinnera, wyglądającego, jakby zobaczył ducha. Jego zielona gadzia skóra wydawała się dziwnie blada, co niezbyt przejęło Tomurę, o ile nie jest to nic zaraźliwego. W innym wypadku niech to humanoidalne coś trzyma się od niego z daleka. Jaszczur oglądał się za siebie, czekając jeszcze na kogoś. Gdy po pięciu minutach nikt się nie zjawił, odwrócił się ponownie w stronę zniecierpliwionego lidera. Ostatnimi czasy naprawdę złym pomysłem było denerwowanie Tomury- zważywszy na misję z Shie Hassaikai, a także na dłużącą się strasznie nieobecność Sory. Pięć tygodni. Pięć niemiłosiernie długich tygodni, gdy samotność ponownie wyciągnęła swe szpony ku chłopakowi. Czuł, że powoli wyzwalał się z cieni, widząc coraz więcej światła, ale wraz z odejściem jego nadziei, promyka, przyjaciela, stracił to wszystko, ponownie zsuwając się w głąb własnego świata.

Brak Sory odczuł niemal każdy, ponieważ w czasie, jaki tu spędził wraz ze wszystkim sprawił, że stanowił element całej grupy złoczyńców. Zabrakło Sory, śmierć Magne... to wszystko sprawiało, że ukochany spokój Tomury został zaburzony. Zaakceptował pewną rzeczywistość, notując ją jako coś trwałego, co teraz uciekło mu nagle z rąk, nie pozwalając na spróbowanie pochwycenia nici jego ,,normalności''. 

- Spinner, gadaj, o co chodzi? - warknął, powstrzymując się od ostrzejszych słów. Miał własne sprawy na głowie, by przejmować się samopoczuciem pionka.

- N-nie uwierzysz! - wydyszał, a na korytarzu zauważył biegnącego w ich stronę Mr. Compressa. - Widzieliśmy go! Kurna, co się z niego zrobiło! Jak jakiś ninja!

Shigaraki uniósł brew nie do końca rozumiejąc słowa gada. Dopiero Mr. Compress, bardziej opanowany i nie zdyszany, jakby przebiegł właśnie podwójny maraton, zaczął tłumaczyć nielogiczne sklejki słów Spinnera, co pozwoliło mu na nabranie głębokie oddechu. Mężczyzna w masce teatralnie ukłonił się przed przywódcą, ciesząc się, że ma dla niego same dobre wieści. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy miał ciągle złe dni. 

- Shigaraki Tomuro, będąc na patrolu wraz ze Spinnerem, zauważyliśmy kogoś podejrzanego, więc podążyliśmy za nim - powiedział spokojnie, ale z lekką nuty dumy w głosie. - Po dokładnej obserwacji...

- Do rzeczy - westchnął Tomura.

- Shigaraki Tomuro, znaleźliśmy Sorę.

Wszystko zatrzymało się w tej jednej chwili, a Tomura nabrał głębokiego oddechu, jakby od dawna był pozbawiany dostępu do świeżego powietrza. Sora...? Skoro go znaleźli, dlaczego go nie sprowadzili? Czy naprawdę tak trudne było ujęcie małego szczura, znającego ich sekrety, rozmieszczenie bazy, strategie i po części plany? Czerwone oczy przywódcy Ligi błysnęły niebezpiecznie, a on sam nagle zniknął w swoim pokoju, by zaraz wyjść w czerwonym płaszczu. Nie obdarzył nikogo krótki spojrzeniem, po prostu spytał gdzie i nie prosząc ich o towarzystwo samotnie opuścił bazę.

Na zewnątrz wiał ostry i mroźny wiatr. W końcu zbliżała się ta przeklęta pora roku, jaką była zima. Tomura nie znosił jej ani świąt. Wcisnął dłonie głębiej w kieszenie płaszcza, starając się zachować anonimowość. Mimo że jego twarz zakrywała szeroka dłoń i każdy by go od razu rozpoznał, poruszał się tak niezauważalnie, że łatwo było porównać go do kartki papieru. Przenikał z miejsca na miejsce, mając przed oczami tę tchórzliwą gębę. Uciekł, po prostu dał nogę, po tym jak ośmielił się go zdradzić. Shigaraki nienawidził tego, co się z nim teraz działo. Czuł w okolicach serca dziwny przeszywający go na wskroś ból. Sądził, że pozbył się go kilka dni po odejściu Sory, ale na myśl o ponownym spotkaniu...

Co miał zrobić? Ukarać go za zdradę, a potem ucieczkę czy...? Czy powinien w ogóle wchodzić w jego życie, gdy ten postanowił odejść? TAK. Shigaraki nie cierpiał samotności, a gdy zakosztował towarzystwa kogoś, kto go rozumiał, darzył czułością i troską, nie mógł za żadne skarby pozwolić mu odejść. Nigdy. Może podchodziło to pod obsesję, nie dbał o to.

Sora był jego obsesją.

Zapuścił się w końcu w kolejną obskurną uliczkę, nasłuchując czy gdzieś nie kręcą się inne kanalie, ośmielające się choć myśleć o Sorze. Co się działo z nim przez ten czas, gdy Liga go nie strzegła, nie kryła jak jednego ze swoich? Znalazł inną grupę? Okazał komuś innemu troskę? Czy dopuścił się większej zdrady? Był jego przyjacielem. Tylko jego.

Głośne kroki odbijające się o metalowe elementy dachów zwróciły uwagę Tomury ku górze. Bingo? Miał słabą kondycję, przez co żałował, że nie zabrał ze sobą Kurogiriego. Dotknął dłonią drabinki, a przez założone rękawiczki, nie rozpadła się. Nim wykonał jeden krok, zatrzymał się, uśmiechając lekko pod nosem, jak los mu dziś łagodnie sprzyja.

- Shigaraki Tomuro...

- Kurogiri - wszedł mu w słowo, nie mając zamiaru słuchać, co ten ma do powiedzenia. - Dobrze, że jesteś. Zabierz mnie na górę. - Barman chciał zaprzeczyć, ale Shigaraki nie zamierzał się poddać, gdy po tych wszystkich poszukiwaniach, był tak blisko celu. - Na górę. Już.

Istota spowita czarnym dymem nie mogła odmówić swemu przywódcy, bo zobowiązywał się do wiernej służby. Po to powstał. Natychmiast porwał w swe sidła jasnowłosego i przeniósł go na dach dwa budynki dalej. Z doskonałym wyczuciem czasu, bo uniknął postrzelenia. Tego samego szczęścia nie miał wysoki mężczyzna w garniturze, który padł u jego stóp z raną postrzałową między oczami. Tomura i Kurogiri popatrzyli na ofiarę, a potem na strzelca, a ich spojrzenia nie mogły przyswoić, że osoba naprzeciw nich to właśnie ich Sora.

Za duże bluzy, które zwykł nosić zastąpił ciemną koszulą i ciemnym płaszczem z wieloma kieszeniami. Na stopach natomiast pozostały stare dobre czarne trampki. Czapka również wydawała się pozostać taka sama, ale odkrywała znacznie więcej, bo jasne włosy Sory sięgały już jego ramion i w żaden sposób nie próbował ich ukrywać. Na pięknej buźce widniała świeżo zasklepiona rana, przez co w głowie Tomury pojawiło się pytanie, kto go skrzywdził.

- So... - zaczął, ale zamilkł, gdy pistolet został wycelowany w ich stronę. - Huh... Co ty wyprawiasz, idioto?

- Czemu tu jesteście? - zapytał chłodno, mniej przyjaznym tonem niż obaj zapamiętali.

- Sora - podjął temat Kurogiri - jesteśmy tu, abyś z nami wrócił. Do domu.

To słowo brzmiało tak magicznie i kiedyś Sora rzeczywiście mógł uznać to za prawdę, ale teraz...

- Nie mam domu - odparł. - Zostaję tu i dlatego wy też odejdźcie. Jeżeli chodzi wam tylko o sekrety Ligi możecie być pewni, że milczę jak grób. - Schował broń za pazuchę i odwrócił się z zamiarem odejścia, ale zatrzymał go uniesiony głos Tomury.

- Wracasz z nami! - rozkazał Shigaraki. - Choćbym miał tam cię zaciągnąć półprzytomnego.

- Nic nie rozumiesz - westchnął Sora, kręcąc głową. - Nie wrócę nigdy ani do Ligi, ani do ciebie. - Ostatnie słowa zabolały Tomurę. - Może i Liga gwarantowała mi bezpieczeństwo, ale nie to, czego chciałem, a pragnąłem zemsty. Spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy mi pomogli. Pięć tygodni, tyle wystarczyło, abym przestał się wahać i żył tylko dla zemsty. Tu nasze drogi się rozchodzą, Shigaraki To... - ucichł, dostrzegając, jak chłopak ściąga z twarzy swoją maskę i ukazuje smutne oblicze. - Czemu ty...?

Po policzku przywódcy Ligi Złoczyńców spływała łza, zupełnie do niego nie pasująca, budząca niepokój Sory oraz przypominająca uczucia, jakimi Sora darzył go.. Shigaraki wyciągnął ku niemu swoją własną dłoń, nie zamierzając jej opuścić, dopóki ten nie zdecyduje się go chwycić. Nie pozwoli mu, choćby miał się przed nim korzyć. Jak małe dziecko pragnące za wszelką cenę zatrzymać przy sobie matkę albo inną bliską osobę.

- Sora, wróć ze mną.


Rozpad | Tomura Shigaraki✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin