Ep. 29

461 88 23
                                    

Jak słabo. Jak żałośnie teraz wyglądał. Zdawał sobie z tego sprawę, że gdyby ktoś z Ligi poza Kurogirim zobaczyłby go teraz, straciłby cały respekt i szacunek pozostałych członków. Wiedział to doskonale, a jednak dalej korzył się przed nic nieznaczącym robakiem, wyciągając do niego rękę z błaganiem w szkarłatnych oczach, by nie odtrącał jej po raz kolejny. Shigaraki Tomura zdawał sobie sprawę, że zawalił, wątpiąc w Sorę, ale nie zamierzał się poddawać. Chciał, musiał! - ściągnąć Sorę z powrotem do Ligi za wszelką cenę, choćby miał właśnie tak się upokarzać jak teraz lub... stać się najgorszym wrogiem złotookiego.

Obaj wpatrywali się w siebie, nie odważając się przerwać błogiej ciszy między nimi. Pięć tygodni wydawało się krótkim okresem w porównaniu do wspólnie dotąd spędzonego czasu, a jednak tyle wystarczyło, aby przez Tomurą znajdowała się zupełnie inna osoba. Aura strachu, którą zwykle wokół siebie roztaczał zanikła, ukazując młodzieńca gotowego poświęcić wszystko dla swoich celów. Nawet własne życie. To mroziło krew w żyłach niebieskowłosego, ponieważ nie zamierzał na to pozwalać. Potrzebował Sory w swoim życiu. Czy naprawdę ta zemsta była warta rujnowania zbudowanych więzi? W tym momencie lider Ligi Złoczyńców wychodził na hipokrytę, aczkolwiek czuł się z tym dobrze. On sam dla zemsty poświęciłby wszystko, ale nie godził się, by jego niewinny Sora stawał się kimś takim jak on - złoczyńcą o zniszczonej psychice, przykrej przeszłości. On zawsze był od nich wszystkich lepszy - delikatny, spokojny niczym rzeka podczas słonecznego, wiosennego dnia. Sora mógł poświęcić wszystko, ale nie więź i relację z Tomurą. Na to nie pozwalał.

Jednak złotooki nie miał takiego bałaganu w myślach jak chłopak przed nim. Sam nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie obawy tłoczyły się w głowie przywódcy złoczyńców dotyczące Sorę. Nie zwracał na to uwagi, z jak łagodnym tonem zwracał się do niego Tomura, chcąc przypomnieć te dobre chwile razem spędzone. 

- Wrócić...? - powtórzył tępo Sora. Nie chciał wracać. Zemsta stawała się na wyciągnięcie ręki, gdyby się wycofał, możliwe, że nigdy nie spełniłby swojego marzenia o śmierć premiera Japonii. Jego przeklętego ojca. - Powiedz, Tomura. - Po raz pierwszy zwrócił się tak do chłopaka, a ten nawet nie był w stanie się z tego cieszyć, wiedząc, że wymówił je bez emocji. - Czy mam po co wracać? Do klatki, byś mnie tam trzymał za domniemaną zdradę? A może pozwalać się dalej poniżać niczym szczur, za jakiego mnie uważaliście.

- Wrócić jako mój przyjaciel - odparł, wbijając palce jednej ręki w swoje skołtunione, niebieskie włosy, choć ich kolor wyblakł, przypominając bardziej barwę popiołu.

- Przyjaciel? 

Zapadła głęboka cisza. Kurogiri nie ośmielił się wtrącać od początku do samego końca. Pierwszy raz widział swojego przywódcę w takim stanie, ale już dawno zauważył, jak kluczową rolę w jego życiu ostatnimi miesiącami odegrał Sora. Jeżeli otrzymałby rozkaz, aby spętać złotookiego i siłą ściągnąć go do kryjówki, zrobiłby to bez zawahania. Milcząc, niemal stapiając się z otoczeniem, wpatrywał się uważnie w zmiany zachodzące na twarzy Sory. Zaskoczenie przeszło w głęboką konsternację, a na koniec twarz wykrzywiła się z rozbawionym grymasie. Sora wybuchnął śmiechem, nieprzyjemnym i wcale nie wesołym.

- Ty nie masz przyjaciół, Shigaraki - powiedział w przerwach od długiego śmiechu, a to sprawiło, że Tomura otworzył lekko usta, będąc całkowicie zmiażdżonym tym stwierdzeniem. Sora go wyśmiał. Uznał, że jest sam, że nie ma nikogo, kto chciałby obok niego być z własnej woli. - Jesteś tak w siebie zapatrzony, że nie widziałeś nic więcej! - krzyknął Sora, tym razem poważnie, z zamaskowaną nutą bólu. Złapał się za koszulę, ściskając ją w miejscu, gdzie znajdowało się serce. - Nie widziałeś nic, niż sam chciałbyś zobaczyć! Może i owszem byliśmy przyjaciółmi, przynajmniej ja tak uważałem, bo nigdy nic nie powiedziałeś. Nazwałeś mnie psem! Kaprysem! Widziałeś, jak wielką przyjaźnią cię darzę! A traktowałeś mnie jak trofeum... nawet nie wiedząc, że moje uczucia względem ciebie zmieniają się. Chciałem być blisko! Godziłem się na to jak mnie traktowałeś! Ale... potem chciałeś mnie porzucić, więc to ja - uśmiechnął się smutno - porzuciłem ciebie.

Shigaraki otworzył szeroko oczy. Opuścił dłoń, wiedząc, że ten nigdy jej nie chwyci i nigdy nie uzna już za przyjaciela. Bliska osoba dla Tomury...

,, To proszę... nie krzywdź więcej samego siebie. Nie mogę zamknąć oczu, gdy wiem, że zadajesz sobie ból''.

Zatem dlaczego Sora zadawał go teraz sam? Tak silny i potężny, jak żadna rana, jakiej doświadczył w życiu. Znajoma osoba, która otoczyła go bezwarunkową troską i czułością stała się obca. Ktoś, kto patrzył na niego nie jak na potwora a na... kogoś bardziej wartościowego, wbijał w niego teraz wzrok z niechęcią.

,,Nie zawsze będę obok, aby się tobą zaopiekować''.

Nie odejdzie. Nigdy nie pozwoli mu odejść. Shigaraki popatrzył tępo na swoją dłoń, a potem wściekle ściągnął rękawiczkę, wystawiając ją w stronę nic nie rozumiejącego Sory. Ten tylko uniósł wysoko brwi. Kurogiri nie zdążył zareagować, gdy chłopak prędko wystrzelił przed siebie z zamiarem złapania złotookiego. Sora nie zamierzał tak łatwo dać się chwytać. Uskoczył w bok, unikając daru Shigarakiego, mimo że wiedział, że jemu nic nie grozi poprzez jego własny dar. Jednak jeśli by go złapał, trudniej byłoby się oswobodzić. Kurogiri zamierzał w końcu interweniować, ale poczuł jak silna fala wyrasta przed nim i odrzuca go daleko. Obaj złoczyńcy byli zaskoczeni tym, że to Sora w pełni świadomy wykorzystał własną moc celując nią w jeden punkt, nie rujnując wokół okolicy. 

Nie ostudziło to zapału czerwonookiego, zmrużył gniewnie oczy, ponownie dopadając do Sory. Ten umknął mu ledwo co, przeskakując na drugi dach sąsiedniego budynku. Shigaraki prychnął pod nosem, zirytowany, że będzie musiał się nabiegać za tym idiotą, aby w końcu wbić mu do łba, że za żadne skarby nie pozwoli mu zerwać ich więzi. Sora uśmiechnął się tryumfująco, obserwując drugiego chłopaka, oddzielonego przepaścią między ich budynkami. Podniósł dłoń, aby mu pomachać na pożegnanie, ale otworzył szeroko oczy, gdy zrozumiał, że Tomura wcale się nie wycofuje, a po prostu szykuje sobie drogę. 

- Nie rób tego! - wrzasnął Sora. - Bez Kurogiriego nie dasz rady! Spadniesz i...

Zginiesz.

I tym Sora miał się niby przejąć? Przejąłby się, jak cholera! Mógł grać twardziela, jaki to on nie zaradny jest samotnie, jak nikogo nie potrzebuje, ale te przeklęte impulsy w jego sercu, zdradzały jasno, jak ciężko mu odrzucać postać przed nim. Zerwie te więzi, bo go ograniczają. Zerwie, bo...

Bolą.

Podniósł ponownie wzrok na sąsiedni budynek, nie kryjąc zaskoczenia, że ten mimo protestów Sory dalej trwał w tym swoim głupim postanowieniu, że nie pozwoli mu odejść. Nabrał powietrza i zaczął biec w kierunku przepaści, dzielącej ich. Sora cofnął się gwałtownie, gdy ten znalazł się na tym samym dachu, zataczając się. Chłopak wstał, ignorując ból w lewym barku i popatrzył na roztrzęsionego Sorę.

- Czy teraz skończysz te cyrki i wrócisz ze mną? - wydyszał. Zdecydowanie jego forma nie nadawała się do takich pościgów. 

Sora pokręcił głową, chichocząc panicznie. Miał przed sobą naprawdę okropny przypadek uparciucha. Shigaraki Tomura, jeżeli coś sobie postanowił, to musiał to otrzymać. Zbyt długo szukał Sory, aby teraz odpuścić. Nie po raz kolejny. Nie popełni drugi raz tego błędu i nie pozwoli mu uciec. Zaczął się desperacki wyścig. Sora przeskakiwał z budynku na budynek, zawdzięczając dobre tempo ostrym ćwiczeniom, którym poddał go Midari w celu wyrobienia kondycji. Shigaraki nie ustępował, chociaż przekraczało to jego fizyczne możliwości, dalej tłukł się za nim, szybko analizując całe pościg.

 ,,A traktowałeś mnie jak trofeum... nawet nie wiedząc, że moje uczucia względem ciebie zmieniają się''.

Uczucia.

Jakie, do cholery, uczucia?!

Sora potknął się o nierówną powierzchnię dachu, przez co stracił całą przewagę. Poczuł silne szarpnięcie za płaszcz i przewrócił się, czując jak drugie ciało przygniata go do ziemi. Odważył się otworzyć oczy, by ujrzeć rozwścieczone spojrzenie szkarłatnych oczu Shigarakiego, za którymi Sora czasem tęsknił.

- To koniec, Sora - mruknął, próbując złapać oddech.

- Nasz koniec - zgodził się złotooki, a twarda powierzchnia pod nimi zadrżała, tworząc wokół nich wycięcie, które spadło w dół. Razem z ich dwójką.

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Where stories live. Discover now