Ep. 6

645 103 60
                                    

Błędem było uciec z kryjówki Ligi, nie mając pewności, czy potem będzie w stanie do niej wrócić. Dziewczyna z aparatem mniej więcej wskazała właściwy kierunek, ale Sora obawiał się powrotu. Osoba Shigarakiego budziła w nim mieszane uczucia, z czego przeważał strach, więc nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć i zrobić, gdyby wrócił do Ligi. Tomura zapewne ukarałby go, możliwe, w dość bolesny sposób. I to wcale nie przez atak paniki podczas obiadu, ale przez ucieczkę z kryjówki, pomimo ostrzeżeń, że bez obstawy czy zgody, nie wolno mu wychodzić. Nadal nie zajmował tak istotnego stanowiska w grupie przestępców, by mu ślepo ufano. Zapewne uważano, że kiedy ucieknie powiadomi bohaterów o tym, gdzie szukać Ligę Złoczyńców.

Sora wbiegł w uliczkę obok zamkniętej kwiaciarni, próbując złapać oddech. Dlaczego nie próbowano go zatrzymać, kiedy uciekł? Tak ich zaskoczył nagły wybuch złotookiego czy może Shigarakiemu nie robiło różnicy, czy dzieciak zniknie? Problem z głowy, tak? Sora nabrał powietrza w płuca, po czym zamarł na dźwięk nerwowej rozmowy w głębi uliczki, której prawdopodobnie nie powinien być świadkiem. Dwóch mężczyzn, co wywnioskował po tonie głosów, kłóciło się o dużą sumę pieniędzy, długi. Padło też wiele gróźb. Sora zachwiał się, przeczuwając, że powinien uciec stąd jak najszybciej i zapomnieć o całej sprawie. Zatrzymał się, słysząc znajome nazwisko lidera Ligi. To wzbudziło ciekawość w złotookim, mającą przykre konsekwencje.

Postąpił jeden krok, aby czmychnąć, zanim ktokolwiek się zorientowałby, że w ogóle tu jest. Niestety nie zauważył, jak pod nogę zawija my się puszka po niedopitym napoju gazowanym, która przy kopnięciu poleciała w stronę rozmówców. Nagle ich rozmowa ucichła. Sora odnosił wrażenie, że wszyscy wokół słyszeli jak szybko mu bije serce. Cofnął się jeszcze o dwa kroki, kiedy nagle jakaś obślizgła macka otoczyła opiekuńczo ramię Sory, nie pozwalając mu na kolejny ruch. Przełknął cicho ślinę, czując jak macka ciągnie go w przeciwnym kierunku niż chciałby iść. Odwrócił się, napotykając surowe spojrzenia dwójki obcych mężczyzn. Ręka jednego było uniesione w stronę jasnowłosego, a palce wydłużały się, przypominając macki ośmiornicy.

- A dokąd to? - zapytał ten, który trzymał Sorę. - Spieszysz się gdzieś?

Sorze zabrakło słów. Był kiepskim kłamcą, nawet teraz nie potrafił wymyślić na prędko w miarę wiarygodnego kłamstewka, mogącego go wyratować z tej paskudnej sytuacji.

- Słyszał nas - mruknął drugi, zakrywając usta dłonią. - Słyszał...

- Nie słyszałem! - odkrzyknął Sora, szukając rozsądnego wyjścia.

Obaj wyglądali na w miarę ogarniętych ludzi, których dało się zmanipulować. Jedyną rzeczą wartą cierpienia w dzieciństwie była nauka retoryki, wpajająca cudowną sztukę manipulacji. Czy Sora był z tego dobry? Ba, był okropny, bo nie znosił kłamstw. W tej sytuacji powiewało hipokryzją, co? W każdym razie musiał przypomnieć sobie parę boleśnie wpajanych sztuczek. Popatrzył nerwowo to na jednego, to na drugiego mężczyznę, próbując odgadnąć, który jest tu ,,ważniejszy''.

- Przepraszam panów - wymamrotał, lekko szarpiąc zniewolonym ramieniem. - Nie chciałem przeszkadzać... Po prostu boleśnie złamano mi dziś serce i chciałem się na chwilę gdzieś ukryć...

Czego się spodziewał? Ludzkiej solidarności? Poklepania po plecach, mówiąc nie ta osoba to inna? Możliwe, że ktoś, kto nie ma na rękach ludzkiej krwi zmartwiłby los takiego biedaka, ale Sora nie trafił... Ta dwójka to typowa zgraja typów spod ciemnej gwiazdy. Jeden uśmiechnął się krzywo, szczerze rozbawiony porażką sercową młodzieńca. Drugi natomiast zmarszczył czoło, zastanawiając się na czymś.

- Ale pizda z ciebie - parsknął ten radosny - dziewczyna cię rzuciła a ty chciałeś się tu wypłakać?

- Dz-dziewczyna? N-nie...

Rozpad | Tomura Shigaraki✔जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें