Ep. 24

514 88 110
                                    

Kroki Sory odbijały się echem w pustym korytarzu, kiedy podążał za Dabim w ciszy. To się porobiło. Zaczęło się od dziecinnego focha za zlekceważenie go i umniejszenia jego wartości jako człowieka, a skończyło się na szczerej nienawiści ze strony Tomury. Ich relacja była jak rollercoaster, nieprzewidywalna i dość zmienna, nie szło za nią nadążyć i poprawnie jej nazwać. Gdyby nie tamta chwila zwątpienia w swoje własne poczynania, wszystko wyglądałoby inaczej, a teraz... Sora szedł na skazanie. Dosłownie.

Nie było wątpliwości, że Shigaraki nie odpuści, zwłaszcza zdrady, i to ze strony kogoś takiego jak Sora. Dabi prowadził go do czegoś, co miało stanowić jego tymczasową celę. Złotookiemu od razu przed oczami pojawiła się rodzinna rezydencja i pokój, w którym był zamykany wraz z Shiro, kiedy nie mogli zapanować nad darem. To zakorzeniło w nim pewną obawę przed zamknięciem bez możliwości samodzielnego wyjścia.

- Nie mamy tu lochów - powiedział, chcąc przerwać tę ciszę. Oczywiście, że był wściekły na Dabiego, bo to on wypaplał, ale to Sora był sobie winien, bo nie powinien pozwolić, aby tamtą sytuacja z Bakugou w ogóle miała miejsce. - Więc, gdzie mnie zamkniesz?

Ale Dabi mu nie odpowiedział. Zatrzymali się na najwyższym piętrze, a czarnowłosy podszedł do okna i otworzył je, omal nie niszcząc go. Jakość konstrukcyjna tego budynku naprawdę wołała o pomstę do nieba. Sora uważnie go obserwował, czyli co... Wyrzuci go przez okno z nadzieją, że umrze od razu?

- Dabi, hej... Co ty?

- Skacz.

Zaraz... Co? Sora zamrugał, jakby widział go po raz pierwszy. Czy on bym poważny? Przecież to chyba było piąte piętro! Oni naprawdę chcieli go zabić w tak niehumanitarny sposób? To już spopielenie przez Dabiego byłoby lepsze... Chyba. I co? Tak to się miało skończyć? Nie zemścił się, nie zabił premiera Japonii, nie ukarał Shiro za porzucenie, tak naprawdę nic nie osiągnął, od kiedy uciekł z rodzinnego domu.

Mężczyzna podszedł do Sory i szarpnął go za kaptur, przybliżając do okna. Ten tylko zaczął się szarpać, nie chcąc w ostatnich chwilach być tchórzem, jak przez całe życie. Nim zginie, będzie walczył to samego końca.

- Nie dam się - burknął, zapierając się rękoma, aby uciec od tego psychopaty.

Dabi wywrócił oczami, nie wierząc w głupotę tego idioty.

- Ogarnij się i słuchaj mnie. Zjebałem, dobra? - westchnął zirytowany. - Dlatego ja się teraz odwrócę i udam, że nie widzę jak uciekasz przez okno.

- E?

- Cholera, Sora, skup się! - Pacnął go w głowę, wiedząc, że mają coraz mniej czasu. - Dajesz stąd nogę. Jasne? - Sora ostrożnie kiwnął głową, nie wierząc w intencje złoczyńcy. - Kiedy będziesz na wolności, sprawdzisz dla mnie ten adres. Zobaczysz, co tam się dzieje i... po prostu zobacz, tu masz adres. - Podał mu pogniecioną kartkę. - To ta moja przysługa.

- Czyli pomagasz mi, ponieważ chcesz tej przysługi - mruknął rozczarowany. No tak, Dabiego nie obchodził jego los.

- Nie tylko - odparł, podając mu coś jeszcze. - To wiele wyjaśnia. - Sora otworzył szeroko oczy na widok tego, co trzymał Dabi. - Może nie wszystko, bo nadal uważam cię za ciepłą kluchę i chuchro, ale nie jesteś aż tak beznadziejny. A teraz spieprzaj, bo zaraz zacznie się niezłe przedstawienie.

Sora posłusznie wychylił się przez okno, dostrzegając przyczepioną do ściany drabinę po prawej stronie. Prędko zaczął po niej schodzić, nie wierząc w swoje szczęście. Omal nie krzyknął, gdy z okna buchnął błękitny płomień. Ten jeszcze szybciej pokonywał kolejne szczeble, będąc bliżej wybawczej ziemi. Nie wiedział, co się działo na górze i chyba wolał nie wiedzieć. Nic więcej nie zdradzało, że ktoś znajdował się w środku, to dobrze, bo bohaterowie mogliby zacząć węszyć. Sora ostatni raz spojrzał na budynek, będący jeszcze do niedawna miejscem, które mógł nazwać domem i pobiegł przed siebie, naciągając kaptur niemal na same oczy.

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz