Ep. 27

499 85 18
                                    

Sora w porę uskoczył przed atakiem wściekłego psa. Ziemia znów zadrżała, a emocje cichły zastąpione coraz większym pragnieniem przetrwania. Tym zawsze kierował się Sora, aby tylko przetrwać. Do nocy, do świtu, z dnia na dzień. O własnych siłach. Złote oczy zaczynały jasno błyszczeć. A kolejne wstrząsy stawały się jeszcze mocniejsze niż poprzednie. I niebezpieczne. Pies skoczył na Sorę, ale ten nim zdążył zareagować, poczuł na policzku ciepłą ciecz. Drżącą dłonią dotknął tego miejsca, nie odrywając wzroku od konającego zwierzęcia, które zaczynało przybierać postać nagiej kobiety, pozbawionej życia. Jeszcze przez chwilę sam dostrzegł w jej oczach podobny strach, który Sora znał doskonale. O ile dla niej walka z młodzikiem była swego rodzaju zabawą, tak prędka, ale i bolesna śmierć, ją przeraziła. Widział jak szybko jej życie gaśnie. W jej oczach ujrzał niemą prośbę o ratunek. Nie chciała umierać. Nikt nie chciał. Wydała z siebie ostatnie tchnienie, przy czym wbiła pazury w ziemię.

Wyciągnął przed sobą dłoń, czując, jak robi mu się słabo na widok krwi. Powiódł wzrokiem w stronę lidera, chcąc wyjaśnień i odpowiedzi, ale nawet on wyglądał, jakby nie wiedział, co się wydarzyło i analizuje całą sytuację. Zamyślony przypominał Shigarakiego. Ktoś tu wtargnął i ją zabił? Szybko zrozumiał, kto za to odpowiada, a złość zaczęła w nim na nowo kiełkować.

- Jinta Midari, ty i twoi towarzysze jesteście aresztowani! - krzyknął głos dobrze znany Sorze. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz, wcale nie spowodowany strachem, a właśnie narastającym w nim gniewie. - Zabieram także Sorę Madaramę do domu!

Niektórzy zaczęli między sobą szeptać, słysząc imię, a już zwłaszcza nazwisko nowego nabytku, który niedawno toczył bój na śmierć i życie. Midari uśmiechnął się kpiąco na myśl, że jeden bohaterek mógł coś zdziałać przeciwko jego ludziom. Nie zamierzał jednak bawić się teraz, kto jest silniejszy, ponieważ w jego interesie była teraz ewakuacja, a już z pewnością zabranie tego chłystka z dziury. Wskazał na jednego ze swoich ludzi z zieloną paszką, a ten niczym ninja zniknął i pojawił się tuż przy Sorze. Przybysz drgnął, nie bardzo wiedząc, czego spodziewać się po tym szemranym typie. Czy chcieli wykorzystać Sorę jako kartę przetargową. Owszem, ludzie Jinty i on sam zasługiwali na zamknięcie w więzieniu, ale kiedy odkrył, że Sora również tu jest, jego lista priorytetów mocno uległa zmianie. Najważniejsze było teraz uratowanie złotookiego. Główny obiekt zainteresowania każdego w opuszczonym teatrze, zacisnął mocno pięści, nie powstrzymując złości.

- Ani się waż, gnojku! - wydarł się bohater. - Wara od...!

- Zamknij się! - wrzasnął Sora, a jego oczy płonęły z wściekłości. Pojedyncza fala wstrząsu pognała w stronę bohatera, na co ten w ogóle nie był gotowy i przy uskoczeniu sturlał się piętro niżej. Nie spodziewał się, że Sora nagle zaczął panować nad swoim darem w takim stopniu. - Spieprzaj! Zdychaj! Nie jesteś już moim bratem! Po prostu zdechnij! TY I OJCIEC! - kolejny krzyk, zdzierający gardło, a także następna potężna fala, o dziwo ukierunkowana w stronę Shiro. Nie uderzał na oślep, powodując zwykłe wyładowanie, fale konkretnie celowały w brata.

Ten ledwo uskakiwał i wymijał fale. Przecież nie mógł odpowiedzieć tym samym, ponieważ za żadne skarby nie chciał skrzywdzić przypadkiem Sory. Zmrużył zmęczone oczy. Niemal codziennie szukał w różnych dzielnicach, częściach kraju kogoś, kto aparycją przypominałby Sorę, zaniedbując tym samym swoje obowiązki stróża porządku i bezpieczeństwa. Akurat w czasie, gdy społeczeństwo miało wątpliwości w słuszność zawodu bohatera, a już szczególnie, czy na pewno są z nimi bezpieczni.

- Sora, nie rozumiesz, chcę cię tylko uratować!

- W dupie mam twój ratunek! O kilka lat za późno! - Shiro użył swojego daru o identycznym działaniu, co Sory, ale tylko po to, by odeprzeć tę złowrogą falę. - Zostaw mnie! Po prostu...

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Where stories live. Discover now