Ep. 20

593 94 94
                                    

Minęły dwa dni od walki All Mighta z All for Onem. O odejściu na wcześniejszą emeryturę i utracie mocy Symbolu Pokoju było głośno. Każdy cywil przeżywał utratę tego wspaniałego poczucia bezpieczeństwa, kiedy ten konkretny bohater czuwał nad nimi. Jego miejsce miał zająć dość potężny, ale nie zyskujący zbytniej popularności Endeavor - bohater słynący z wybuchowego charakteru. Dla Ligi był to okres lizania ran. Stracili swojego patrona, planującego z góry kolejne ruchy. Teraz wszystko spadło na barki młodego Shigarakiego, wciąż przeżywającego utratę mistrza, zesłanego do Tartarusa.

Każdy pozwalał na tę cichą żałobę przywódcy. Nikt nie dobijał się do jego drzwi, Kurogiri przestał na siłę namawiać go do jedzenia. Nowa kryjówka nie szczyciła się takim samym poziomem komfortu jak ich poprzedni bar, ale dość szybko odnaleźli się w tym środowisku. W piwnicy znajdował się duży stół do bilardu, tarcza do rzutek oraz biedniej wyposażony barek. Poprzednie pokoje nie mogły równać się choćby z trzygwiazdowym hotelem, a te obecne wcale nie były lepsze. Jednak potrzebowali stabilnego w miarę miejsca, gdzie mogli szykować się do ataku tam, gdzie zaboli najbardziej. Bakugou Katsuki został odbity przez swoich przyjaciół, przez co cała akcja wydawała się stratą czasu. Skutkiem tego wszystkiego była ogromna wściekłość Tomury, barykadującego się w pokoju.

Sora nie potrafił na to patrzeć. Dwa dni bez słuchania tego ochrypłego głosu wydającego rozkazy, karcącego innych... wydawały się puste. Nie wierzył, jak inni z łatwością czekali spokojnie, aż humorek minie niebieskowłosemu, a potem wezmą się do ostrej pracy. Sora nie godził się z tym. Nadal pamiętał tę rozpacz, kiedy po przejściu przez portal, zaraz po całej walce, wgapiał się ekran wiadomości, informujących o zwycięstwie All Mighta. Sora jeszcze nigdy nie widział takiej nienawiści. U nikogo. Ta troska i zmartwienie trzymały go w pionie pod drzwiami lidera, ale wahał się zapukać. Tyle dobrego, że dar Tomury nie mógł go zabić przez absorpcję cząstek mocy. 

- Oi... Shigaraki to ja... Sora. Przepraszam, że cię nachodzę, ale siedzisz tam już dwa dni... powinieneś coś zjeść. Przynieść ci coś?

- Sora? - Złotooki odwrócił się od drzwi, by spojrzeć na zmierzającego w jego stronę Mr. Compressa. - Co tu robisz?

- Ja... sam nie wiem.

- Słyszałeś Kurogiriego, pozwól mu wyładować się w samotności. Będzie nas potrzebował to nas wezwie.

Kolejna osoba uważała, że Tomura chciał być sam. Dlaczego tylko Sora uważał takie podejście za gówniane? Ile razy on prosił, by ktoś przyszedł do jego drzwi, otworzył je i tylko przytulił, dając poczucie, że nie jest sam? Zamaskowany złoczyńca poszedł w swoją stronę, ale Sora nie zamierzał ruszać się. Zwalczył wątpliwości i nacisnął klamkę drzwi prowadzących do pokoju lidera. Zaskoczył go fakt, że drzwi tak łatwo ustąpiły. Wszedł do środka i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to pusta paczka po zupce błyskawiczne - taka dieta nie mogła dobrze wpływać na kogoś tak chudego jak Tomura. 

W pokoju panował ogólny bałagan, właściciel porozrzucał wszystko, co się tu znajdowało, a najwidoczniej Kurogiri podjął ryzyku i przytachał parę gratów ze starej kryjówki. Chłopak siedział skulony na łóżku, grając na konsoli. Skoro miał to u siebie, nic dziwnego, że nie zamierzał wychodzić z pokoju i użerać się z innymi. Nie zwrócił uwagi, że ktoś naruszył jego przestrzeń, wbijając do środka. Wiedział, że to Sora. Tylko ten był na tyle odważny lub głupi, aby przerywać mu w byciu samemu. W środku jednak cieszył się, że w końcu przyszedł.

- H-hej... - wydukał, wtulając się plecami w drzwi. - Co słychać, szefie?

Tomura nie odpowiedział. Jeszcze nie kazał się wynosić Sorze, co odebrał za dobry znak. Odczepił się od wyjścia i podszedł bliżej chłopaka, z żalem zauważając świeże rany na szyi. Do takiego stanu jeszcze nigdy się nie doprowadził. Ogólnie Sora powinien mieć go gdzieś, w końcu stanowił jego kaprys i nic więcej, ale samo to, że mógł być tym kaprysem dawało mu jakąś ulgę. Chociaż chwilowo... to był komuś potrzebny. 

- Chcesz pogadać?

- Nie - warknął w odpowiedzi. 

- Czy... mogę zostać? - Shigaraki nie odpowiedział. Sora usiadł na skraju łóżka, o wiele mniej wygodnego niż tamto w poprzedniej kryjówce. - Jest ciężko - westchnął sam do siebie. - Ale to nie coś coś, z czym sobie nie poradzisz, prawda? Ech... wiesz, nie przeszkadza mi bycie twoim kaprysem. - Położył się plecami na niewygodnym materacu, opierając głowę na rękach. - Nawet jeśli to chwilowe, to cieszę się, że zawsze mogę do ciebie przyjść, wypłakać się, wyżalić, a ty nie powiesz, żebym się wynosił. Znaczy tak, zdarza ci się, ale no... To tak, jakbym miał przyjaciela. - Nie mógł tego zobaczyć, ale Tomura przestał naciskać guziki kontrolera, nie pauzując gry. - Nigdy nie miałem przyjaciela, ale przy tobie czuję, jakbym go miał... Byłoby mi smutno, gdyby coś ci się stało, dlatego nie lubię, gdy sam siebie ranisz, jak ryzykujesz. 

Złotooki zamilknął na chwilę, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony lidera, na dowód, że go słucha. Przeliczył się, odpowiedziała mu cisza, przerywana dźwiękami z gry. Na co liczył? Wylewną wypowiedź niebieskowłosego, że docenia jego oddanie, zaangażowanie? Bzdura. Cała ta przyjaźń była imaginacją pragnień Sory i zdążył się już z tym pogodzić.

- A ty, Shigaraki Tomuro? - zapytał z mniejszym zapałem, znów wbijając wzrok w szary sufit. - Czy tęskniłbyś za mną? Byłoby ci smutno - ziewnął krótko - gdyby coś mi się... stało?

Nagle poczuł się bardzo zmęczony. Zamknął oczy na minutę, ale już ich nie otworzył. Przez ostatnie wydarzenia źle sypiał i nie mógł zasnąć. Obecność Tomury działała na niego tak jak zawsze - kojąco. Dlatego opętała go ogromna potrzeba snu. Shigaraki wyłączył grę, nie mając ochoty kontynuować rozgrywki. Słyszał spokojny oddech towarzysza i ciche pochrapywanie. 

- Kaprys, co? - odezwał się sam do siebie.

Odłożył kontroler i odwrócił się w stronę śpiącego na jego łóżku Sory. Korciło go zrzucić jasnowłosego na podłogę, przypominając o pewnych granicach, ale nie był w stanie. Po raz pierwszy w życiu ktoś nazwał go przyjacielem. Stąd się brała ta troska Sory. Bezwarunkowa, nie oczekująca niczego w zamian przyjaźń. Jakież to było cudowne uczucie... Nazwany przyjacielem. Gdyby coś mu się stało, Sora byłby smutny. Czy Shigaraki mógł powiedzieć to samo? Na pewno tolerował obecność złotookiego, czuł się lepiej, gdy miał go w zasięgu wzroku.

Serce Tomury znów przyspieszyło jak podczas szaleńczego biegu. To nowe, do tej pory nieznane uczucia budziło w nim przerażenie. Czy był na coś chory? Dlaczego jego tętno tak gwałtownie się zmieniało, gdy Sora znajdował się tak blisko. Shigaraki zapragnął go dotknąć, ciesząc się dotykiem całej dłoni, bez obawy, że straci kogoś, kogo stracić nie chciał. Wplótł kościste palce w jasne włosy, bawiąc się nimi jak małe dziecko. Były takie miłe w dotyku. 

,,Oi, Shigaraki, proszę przestań krzywdzić samego siebie!''.

,,To prezent dla ciebie''.

Uczono go, że nic nie ma za darmo. Nikt nie zainteresuje się samotnym dzieckiem i jedynie, na kogo może liczyć to on sam. Inną osobą, której miał być bezgranicznie oddany to tylko jego mistrz. Jak to się stało, że do myśli... i serca wkradło się taki nic? Sora był wyjątkowy w swej przeciętności. Shigarakiego cieszyło, że takie szlachetne serce nie zamknęło się na niego. Wierzył, że choćby traktował Sorę najgorzej, uwłaczając mu na każdym kroku, on zawsze wróci i przy nim będzie. Musnął palcem ciepły policzek złotookiego. Bardzo, ale to bardzo zapragnął zostać przytulonym - tak jak wtedy, gdy Sora był chory i pragnął czyjejś obecności.

Shigaraki ułożył się na łóżku obok śpiącego towarzysza i wtulił się w niego jak dziecko spragnione matczynej miłości. Nie powiedział tego na głos, ale byłoby mu smutno, gdyby ten dzieciak nagle zniknął z jego życia. Wkradł się w nie niepozornie, nie chcąc niczego w zamian, ucząc Tomury obecności kogoś innego niż on sam. Teraz nie zamierzał znowu być sam. Odczuwał to za każdym razem, kiedy Sora wychodził z pokoju, zostawiając go samego. Potrzebował drugiego człowieka.

Potrzebował Sory.

Nawet jeśli wydawało się to nieodpowiednie, bo oboje byli facetami, a niebieskowłosy nigdy nie odczuwał pociągu do tej samej płci, tak robiło mu się gorąco przy złotookim. W obecnych czasach uczucie między osobnikami tej samej płci nie było dziwne, w końcu i członkowie Ligi przestaliby się z tego śmiać. Ale Shigaraki nie miał żadnych uczuć względem tego bachora. Po prostu uzależnił się od jego obecności. Objął ostrożnie rękoma drobne ciało Sory i wtulił się w nie, samemu zasypiając. Do samego końca starał się go nie dotykać, by przypadkiem przez sen nikogo nie zabić. Zwłaszcza jego.

Rozpad | Tomura Shigaraki✔Where stories live. Discover now