46. Koniec świata

1K 72 96
                                    

Ten rozdział nieźle mnie zaskoczył i potoczył się zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Zdaje się, że jest też w trochę innej konwencji niż całe opowiadanie, ale... no cóż, YOLO 😜 Oddaję go w Wasze ręce z niemałą ulgą. 

Dziękuję AmandaNeilwade za zbetowanie i całą dyskusję ❤️ 

***

Po dobie wyrwanej z czasu i przestrzeni trafiłam wprost do kolejnej onirycznej rzeczywistości. Adres przesłany przez fałszywego galeona zaprowadził mnie i Severusa do stadniny koni położonej gdzieś pośrodku niczego. Stojąc na piaskowej drodze, która stanowiła granicę między wydzielonymi torami wyścigowymi, a ścianą lasu, rozejrzeliśmy się uważnie dookoła. Zdawało się, że w pobliżu nie ma żywego ducha, ale oczywiście było to jedynie złudzeniem. 

— Bez żadnych numerów! — Stanowczy głos napłynął gdzieś spomiędzy drzew za naszymi plecami. 

Jak na komendę, odwróciliśmy się w tym kierunku. 

— Ręce w górę. — Brzmiał kolejny komunikat. — Wejdźcie w cień lasu. 

Spojrzałam na Snape'a, a on skinął potakująco i ruszył przodem. Kiedy przekroczyliśmy linię drzew, z głębi wyłoniło się dwóch rudych mężczyzn, celując w nas różdżkami. Był to ojciec Rona oraz najstarszy syn Weasleyów — Bill. 

— Wypić to. — Młodszy z mężczyzn rzucił w naszą stronę fiolki wielkości małego palca. 

Snape obejrzał swoją pod światło i skrzywił się, ale nic nie powiedział. Gdy odkorkował i przyłożył flakonik do ust, uznałam, że mogę iść jego śladem. 

Eliksir w smaku był kwaskowy; po jego przełknięciu natychmiast paskudny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, ale poza tym nic się nie wydarzyło.

— Dobrze — skomentował pan Weasley, opuszczając nieco różdżkę. Zastanawiał się przez chwilę, przeskakując wzrokiem między naszymi twarzami. W końcu zatrzymał spojrzenie na Mistrzu Eliksirów. — Severusie, jaką formę przyjmuje twój patronus? 

Snape ponownie skrzywił się, jakby połknął cytrynę. 

— Łania — wycedził przez zęby. 

— Zaprezentuj. 

Przez chwilę byłam pewna, że Severus odmówi, ale potem bez słowa sięgnął do kieszeni i wyciągnął różdżkę. 

Expecto patronum — Dostojna, srebrzysta łania uformowała się z błękitnej mgły, bezszelestnie przebiegła po ściółce i zniknęła między drzewami. 

Przez moment wszyscy spoglądali za nią jak urzeczeni. 

Pierwszy otrząsnął się Bill i odchrząknął. 

— Zgadza się — orzekł beznamiętnym tonem. — Co z dziewczyną? — Zwrócił się do ojca. 

— Juliette — poprawił go mężczyzna, a jego wzrok spoczął na mnie. Na poczciwej twarzy wymalowało się zakłopotanie. 

— Może wystarczy moje poręczenie, że to żaden śmierciożerca? — zasugerował Snape ironicznym tonem.  

— Chyba tak — westchnął po namyśle pan Weasley. 

Następnie mężczyźni poinstruowali nas dokąd mamy się udać i już po chwili zostawiliśmy ich w tyle. Szliśmy wąską ścieżką, coraz bardziej zagłębiając się w las. Dróżka rozszerzyła się, a potem wyprowadziła nas na leśną drogę. Następnie zgodnie z instrukcją trafiliśmy na rozdroże i wybraliśmy prawe rozwidlenie.

Piękna i Bestia [S. Snape & OC]Where stories live. Discover now