20. Powrót arystokraty

1.1K 93 188
                                    


Gwardia Dumbledore'a okazała się dla mnie o wiele bardziej naturalnym środowiskiem niż Ślizgoni. Podświadomie lgnęłam do nich jak ćma do lampy. Stanowili pokusę tak nęcącą, że potwornie trudno przychodziło mi się jej opierać. Byli jak światło pośród otaczającej mnie ze wszystkich stron ciemności. Malutki jasny punkcik na końcu tunelu. Punkcik, który bardzo szybko mógł okazać się pędzącym na mnie pociągiem. 

Dobrze zdawałam sobie z tego sprawę, ale, mimo to, ignorowałam podszepty rozsądku i spędzałam popołudnia oraz wieczory w Pokoju Życzeń. Na początku spotkania miały charakter czysto towarzyski, niemal naukowy, gdy wspólnie odrabialiśmy prace domowe. Z czasem zaczęłam się jednak angażować w mniej neutralne zajęcia, ćwicząc wspólnie zaklęcia, które stanowiły oczywiste przysposabianie do bitwy. W końcu wznowiłam też nauki legilimencji i oklumencji. Wciąż odmawiałam jedynie działań, które wymagały opuszczenia bezpiecznych, wspartych magiczną ochroną, ścian Pokoju Życzeń. Do czasu.

— Juliette. — Ktoś zawołał mnie po imieniu i otworzyłam oczy, wyrwana z płytkiego, niespokojnego snu. 

Spojrzałam wprost w bezdenne, ciemne tęczówki Severusa. 

Niech to Flamel umrze! Zasnęłam!

— Eliksiry! — zawołałam w panice, prostując się w fotelu.

— W porządku. Już je sprawdziłem — uspokoił mnie Severus. 

Opadłam z powrotem na oparcie, wypuszczając z ulgą powietrze. Powiodłam wzrokiem po pracowni. Nie miałam pojęcia, jak to się stało. Przyszłam pilnować eliksirów i sama nie wiem kiedy odpłynęłam nad książką. 

— Przepraszam — wymamrotałam, sięgając po podręcznik do zielarstwa, który wypadł mi z rąk i wylądował na podłodze. — Ja... zasnęłam — wyszeptałam i zamilkłam, bo zgroza ścisnęła mnie za gardło, gdy wyobraziłam sobie, że eliksiry, których miałam pilnować, mogły całkowicie się zmarnować. — Przepraszam — powtórzyłam, zerkając z lękiem na Mistrza Eliksirów.

— Lepiej idź odpocząć, skoro zasypiasz na siedząco — poradził Snape, prostując się, a w jego tonie dało się wyczuć pretensję. — Przejmę pieczę nad wywarami. 

Skinęłam głową, wciąż oszołomiona swoją wpadką. Przetarłam oczy i zebrałam rzeczy ze stolika do torby. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Snape nadal obserwuje mnie chmurnym spojrzeniem, spod ściągniętych brwi. Podniosłam na niego wzrok. 

— Przepraszam. Naprawdę mi przykro — powtórzyłam szczerze.

— Jak się czujesz? — zapytał sztywno, mrużąc oczy. 

Wzruszyłam ramionami. 

— Jestem zmęczona — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 

Dalej świdrował mnie spojrzeniem, które zdawało się przeszywać mnie na wskroś. 

— Zaobserwowałaś inne skutki klątwy? — drążył. 

— Nic szczególnego — odparłam, wzruszając ramionami. — Może lekkie osłabienie mocy. 

— Miałaś się oszczędzać — przypomniał, tym razem z wyraźną naganą. 

— Oszczędzam się — zapewniłam. 

Nie skomentował tego. 

Podniosłam się z fotela, chcąc zakończyć  dyskusję i umknąć czym prędzej z zasięgu jego badawczego wzroku. Niestety ciało mnie zdradziło. Pod wpływem nagłego ruchu, pociemniało mi przed oczami i zachwiałam się niebezpiecznie. Natychmiast poczułam chude palce Mistrza Eliksirów oplatające się na moim ramieniu, gdy ocalił mnie przed upadkiem. 

Piękna i Bestia [S. Snape & OC]Where stories live. Discover now