5. Mistrz eliksirów i śmierciożerca

1.9K 118 225
                                    

Kochani! Przepraszam za spóźnienie! Kilka spraw w życiu zbiegło się i nałożyło na dość wymagający fragment historii. Zmęczył mnie ten rozdział i z ulgą go publikuję. Mam nadzieję, że Was nie zmęczy, ale będę wdzięczna za wszystkie szczere opinie. Liczę na nie :) 

Jest tu trochę retrospekcji i sporo przemyśleń i obserwacji Juliette. Mam nadzieję, że nie przesadziłam. 

Miłego czytania!

***

Następnego dnia obudziłam się, czując skutki niezbyt dobrze przespanej nocy. Nie dość, że położyłam się późno i nie mogłam zasnąć, to na dodatek, gdy w końcu mi się udało, dręczyły mnie koszmary. Błądziłam po mrocznych korytarzach, co rusz wpadając na mamę, Snape'a lub nieznane, zamaskowane postacie. Od kiedy przybyłam na Spinner's End nie przespałam dobrze ani jednej nocy.

Siłą woli zmusiłam się do wstania i powlokłam się do łazienki. Oczy tak mi się kleiły, że otwierałam je tylko na tyle, żeby umożliwić sobie wykonywanie porannych czynności. Zapowiadał się trudny dzień. Marzyłam o napiciu się kawy, ale perspektywa spotkania z Severusem skutecznie zniechęcała mnie do wcześniejszego udania się do kuchni. Dlatego dotarłam na piętro zaledwie na pięć minut przed umówionym czasem. Gospodarza jeszcze nie było, wykorzystałam więc ostatnie minuty swobody, wstawiając wodę na gaz i uchylając okno. Na zewnątrz znów panowała piękna pogoda, a podmuch świeżego powietrza trochę mnie rozbudził.

Snape zjawił się punktualnie i powitał mnie oszczędnym skinieniem głowy. Zabraliśmy się za przygotowywanie śniadania, po czym spożyliśmy je w całkowitym milczeniu. Próbowałam znaleźć jakiś lekki temat do rozmowy, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Sama nie wiedziałam, co było gorsze: konwersacja z nim czy ta cisza. Jeśli miałam mieszkać z tym mężczyzną przez najbliższy, jeden Merlin raczy wiedzieć, jak długi, czas, to wolałabym, żebyśmy potrafili ze sobą swobodnie rozmawiać. To jednak nie wydawało się równie oczywiste dla niego. Zapowiadał się więc nie tylko trudny, ale i długi dzień, skoro mieliśmy go spędzić w milczeniu.

Po śniadaniu Snape odezwał się pierwszy raz informując mnie, że przejdziemy teraz do laboratorium. Podążyłam za nim do podziemia.

Zatrzymaliśmy się przed pustą ścianą, za którą znajdowało się tajne pomieszczenie. Severus wyjął różdżkę i wykonał serię skomplikowanych ruchów, nie wypowiadając przy tym na głos żadnej inkantacji. Musiałam przyznać, że wzbudziło to moje uznanie dla jego magicznych umiejętności. Nie znałam wielu czarodziejów, którzy potrafiliby w takim stopniu stosować magię niewerbalną.

— Połóż tu lewą dłoń — polecił po chwili.

Przyłożyłam rękę we wskazanym miejscu, tuż obok jego dłoni. Po kilku kolejnych ruchach różdżką, miejsce ściany zajęły drzwi. Snape nacisnął klamkę i przepuścił mnie przodem.

Laboratorium po raz kolejny zrobiło na mnie wrażenie. Zdawało się, że magia wypełnia znajdujące się w nim powietrze. Znów rozejrzałam się z zachwytem po kolorowej kolekcji ingrediencji.

Snape bez zwłoki ruszył w kierunku stołu, stojącego w centrum pomieszczenia. Gdy do niego dołączyłam, zdążył już wyciągnąć dwie grube księgi i bez słowa zaczął przygotowywać miejsce pracy, rozkładając niezbędne sprzęty. Niektóre przywoływał za pomocą magii, inne po prostu przynosił.

Obserwowałam go, czując się nieco niezręcznie, ale nie miałam odwagi mu przerwać, by zapytać, jak mogłabym pomóc. Nadal potwornie mnie onieśmielał.

W końcu przyniósł wszystko, co potrzebne, i ponownie stanął obok mnie.

— Znasz się na eliksirach? — zapytał, nie podnosząc nawet wzroku znad księgi.

Piękna i Bestia [S. Snape & OC]Where stories live. Discover now