4. Karty rzucone

1.8K 119 229
                                    


Minęły cztery dni, a Snape'a wciąż nie było. Powoli zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła, gdyby w ogóle nie wrócił. Ile czasu minęłoby, zanim ktoś by tu przyszedł i mnie znalazł? Czy byłby to wróg czy przyjaciel? Czy gdyby coś stało się Snape'owi, tajemnica mojej misji odeszłaby razem z nim?

Ponieważ nie znałam odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań, trwałam wciąż bezczynnie w tym ponurym domu. Nie miałam żadnego planu awaryjnego. Udzielił mi się nastrój tego miejsca albo naprawdę moje życie stało się beznadziejne. Zdawało się, że od wieczornego spaceru z mamą brzegiem morza minęły wieki.

Czwartego dnia nieobecności gospodarza zjadłam obiad późno, w zasadzie w czasie kolacji. Dzień był niemiłosiernie upalny i wcześniej nie miałam w ogóle ochoty na jedzenie.

Posprzątałam i schowałam połowę dania do spiżarni. Poprzedniego wieczoru znalazłam tam małą kolekcję zakurzonych butelek, bez etykietek. Przypuszczając, że to wino własnej roboty, przyniosłam jedno z zamiarem skosztowania. Wyciągnęłam kieliszek i otworzyłam butelkę. Ucieszyłam się, gdy poczułam znany, wytrawny zapach. Nalałam sobie szczodrze i usiadłam na blacie z kieliszkiem w dłoni.

Od razu odrobinę poprawił mi się humor. Uśmiechnęłam się lekko do kota, gdy wskoczył na blat i usadowił wygodnie obok mnie. W charakterystyczny sposób podwinął wszystkie łapki pod tułów, zwijając się w kłębek. Wyciągnęłam wolną rękę i delikatnie pogładziłam jego sierść, po raz kolejny w ciągu ostatnich dni ciesząc się z tego towarzystwa.

— Czyż teraz nie jest tu o wiele ładniej? Jak sądzisz, Czarka? — odezwałam się do towarzyszącego mi zwierzęcia. Zdążyłam już rozpoznać jego płeć i nadać mu imię.

Oboje, ja i kot, spoglądaliśmy na wnętrze kuchni. Istotnie wyglądała o wiele lepiej niż wtedy, gdy weszłam do niej pierwszy raz. Wyczyściłam wszystkie powierzchnie, na tyle, na ile się dało, a że znałam się dobrze na zaklęciach gospodarczych, nie sądziłam, by można było uzyskać lepszy efekt. Najchętniej wiele elementów wymieniłabym na nowe lub przynajmniej transmutowała, ale nie chciałam robić tego bez pytania. Nie mogłam zrozumieć, jak czarodziej może dopuścić do podobnego zapuszczenia domu. Przecież porządek nie wymagał wiele wysiłku, wystarczyła znajomość kilku zaklęć. Nie wierzyłam, że Snape ich nie znał.

Czarka przymknęła oczy i zaczęła cicho mruczeć. Ten dźwięk wprawiał mnie w jakiś dziwny spokój. Jednak nie dane mi to było na dłużej. Wieczorną ciszę przerwał trzask, który nie mógł być niczym innym, jak odgłosem zamykania frontowych drzwi. Zamarłam z kieliszkiem w połowie drogi do ust. Obie z Czarką utkwiłyśmy wzrok w otwartych drzwiach kuchni. Niestety z naszego miejsca nie mogłyśmy nic dostrzec.

Kot zamiauczał i zeskoczył zwinnie z blatu, po czym pognał w kierunku salonu i zniknął mi z oczu. W ślad za nim zsunęłam się z lady i najciszej, jak potrafiłam, odstawiłam kieliszek. Wyciągnęłam różdżkę, skradając się na palcach do drzwi. Z pokoju dziennego nie dobiegał żaden dźwięk. Stanęłam tuż przy drzwiach i zawahałam się. Nie wiedziałam, jak się zachować, czy powinnam się odezwać, czy raczej bez ostrzeżenia zaatakować.

Zanim zdążyłam to rozważyć, w progu stanął wysoki mężczyzna. Podskoczyłam przestraszona i kilka iskier wystrzeliło z mojej różdżki.

— To ty — wyrwało mi się.

Snape uniósł brew i rzucił okiem na koniec mojej różdżki.

— Spodziewałaś się kogoś innego? — zapytał.

Opuściłam rękę, ale serce wciąż tłukło się niespokojnie w mojej piersi.

— Nikt nie może wejść na teren posiadłości pod moją nieobecność — oznajmił Severus, wchodząc do kuchni. — Dlatego mówiłem, żebyś nie wychodziła z domu.

Piękna i Bestia [S. Snape & OC]Where stories live. Discover now