1. Sen

2.9K 145 134
                                    

­­— Mamo, co się dzieje?!

Stałam na progu wielkiego salonu, pogrążonego w mroku. Za przeciwległą ścianą, całkowicie przeszkloną, rozpościerał się widok na panoramę Paryża. Przy oknie stała kobieta. Ciemność panująca w pokoju uniemożliwiała jej zidentyfikowanie, jednak miałam pewność, że to mama. Był to ten rodzaj pewności, którą ma się tylko we śnie.

— Mamo? — powtórzyłam niepewnie, gdy nie zareagowała na pierwsze pytanie.

Milczała. Zbliżyłam się, ponownie ją wołając. Zareagowała dopiero, gdy dotknęłam jej ramienia. Odwróciła się do mnie, jej twarz była zalana łzami.

- Przepraszam, Juliette - szepnęła łamiącym się głosem.

Odruchowo cofnęłam się o krok, przestraszona jej stanem. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby płakała. Chciałam ponownie zapytać, co się stało, za co mnie przeprasza, jednak moje gardło ścisnęło się z irracjonalnego przerażenia i nie byłam w stanie się odezwać.

- Przepraszam... - powtórzyła mama, po czym zapatrzyła się w przestrzeń. Jej wzrok stał się pusty.

Powoli odwróciła się z powrotem do okna, po czym ruszyła przed siebie. Jednak zamiast zderzyć się ze szkłem, przeszła przez szybę, jakby jej tam wcale nie było i runęła w dół.

Krzyknęłam, rzucając się do okna.

Ocknąwszy się ze snu, otworzyłam szeroko oczy. Kilka sekund zajęło mi zorientowanie się, gdzie jestem i uspokojenie oddechu. Rozejrzałam się po pokoju i obmacałam pościel, by upewnić się, że nie znajduję się w Paryżu, a na przedmieściach Brest. Po prawdzie niewielka to różnica. I tak nie mogłam określić tej sypialni znajomą, podobnie jak dziesiątek innych, które zamieszkiwałam przez ostatnie pół roku.

Przewróciłam się na bok, próbując uwolnić się od strasznej wizji ze snu. Chociaż podobne koszmary śniły mi się regularnie, miałam wrażenie, że ostatnio ich częstotliwość wzrosła. Zerknęłam na zegarek, stojący na szafce nocnej. Wskazywał kilka minut po północy, a więc standardową porę na pierwszą nocną pobudkę. Bezsenność stała się dla mnie normą.

Spojrzałam w stronę drzwi, spod których sączyło się delikatne światło, zdradzając, że w domu nie byłam jedyną czuwającą. Mama też nie spała. Znowu. W zasadzie miałam wrażenie, że nigdy nie śpi. Nie miałam pojęcia jakim cudem w ogóle funkcjonuje, skoro stale zarywa noce.

Nagle w szparze między drzwiami a podłogą dostrzegłam przemieszczający się cień, który mógł oznaczać tylko jedno. W popłochu odwróciłam się na drugi bok i sięgnęłam po książkę leżącą na stoliczku nocnym. W ostatniej chwili zdążyłam schować ją pod kołdrę, zanim drzwi otworzyły się z cichutkim skrzypnięciem. Zamarłam w bezruchu, starając się oddychać spokojnie. Udawałam, że śpię. Znów.

Po chwili mama wyszła, a ja ponownie się rozluźniłam. Przynajmniej pozornie. Zgodnie z utartym schematem podniosłam się z łóżka i na palcach powędrowałam do okna, żeby dyskretnie wyjrzeć zza firany na opustoszałą ulicę. Mój słuch zarejestrował ledwo słyszalne trzaśnięcie drzwi i po chwili na ścieżce prowadzącej do furtki pojawiła się zakapturzona postać w długiej pelerynie, żeby rozpłynąć się w powietrzu tuż za granicą posiadłości.

Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w miejsce deportacji, po czym odwróciłam się od okna ze stłumionym westchnieniem. Wiedziałam, że mama nie wróci przez kilka długich godzin. Niespiesznie podeszłam z powrotem do łóżka i wyciągnęłam spod kołdry książkę. Był to jedyny podręcznik, który zabrałam ze sobą, gdy w pośpiechu opuszczałyśmy dom. Transmutacja. Ironia losu, ponieważ tak naprawdę nie przepadałam za tym przedmiotem, chociaż dopiero teraz w pełni zdałam sobie z tego sprawę. Wcześniej uczyłam się go pilnie i chciałam nawet studiować ten kierunek. Od małego mama powtarzała, że to najważniejsza dziedzina magii. Zabrałam ze sobą książkę, żeby nie stracić zbyt wiele cennego czasu i uczyć się nawet w Święta. W końcu byłam na ostatnim roku w Beauxbatons.

Piękna i Bestia [S. Snape & OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz