Rozdział 7

5.2K 182 83
                                    

Następne tygodnie upłynęły nadzwyczaj spokojnie. Codziennie odbywali treningi lub uczyli się wspólnie, ale nic nie wykraczało poza zdawkowe i rzeczowe uwagi. Ron unikał Hermiony, na zajęciach nawet na nią nie patrzył, a z pokoju wspólnego znikał szybciej niż można powiedzieć „Quidditch".

Hermiona długo rozważała słowa Ginny i zrozumiała, że dziewczyna ma rację. Nie mogła wymagać, by Draco, jeśli kiedykolwiek był nią zainteresowany, zmieniał dla niej swój świat. Był arystokratą, a ona mugolaczką. Pomimo wojny pewne rzeczy nie zmieniły się i nawet jeśli jakimś cudem byliby razem, to byliby tylko oni kontra cały magiczny świat. Bolało ją to, ale odsuwała od siebie te myśli. Sama przecież wciąż jeszcze czuła coś do Rona, w pierwszej kolejności musiała zaleczyć tę ranę.

Gryfonka zmierzała właśnie na zajęcia z Transmutacji, gdy zobaczyła Malfoya siedzącego na parapecie z Astorią Greengrass. Mówił jej coś szeptem na ucho, a dziewczyna chichotała czerwieniąc się. Poczuła tępy ból w klatce piersiowej i zawróciła, by pójść okrężną drogą. Draco zdążył zobaczyć tylko burzę loków znikającą za rogiem korytarza.

Hermiona oddychała głęboko idąc pomiędzy salami. W myślach powtarzała sobie, że przecież to było nieuniknione. Przed wojną głośno było o tym, że rodzice Malfoya i Greengrass dogadywali się by zaaranżować im małżeństwo. „Widać plany są nadal aktualne..." westchnęła ciężko. Mimo to tępy ból jak na złość nie chciał ustąpić i była wściekła na siebie za to. Przecież zawsze tak racjonalnie podchodziła do wszystkiego.

Weszła do sali i cicho zajęła swoje miejsce, czekając na początek zajęć. Powoli napływała reszta uczniów, w tym Malfoy, ale nawet nie podniosła wzroku znad ławki. Ginny usiadła obok niej, opowiadając jej o tym, że Neville chyba znalazł dziewczynę. Słuchała tego, ale słowa jakby do niej nie docierały. Rudowłosa urwała, bo do sali weszła McGonagall i rozpoczęła zajęcia.

Hermiona myślami była nieobecna przez resztę wykładów. Na koniec Dyrektorka jednak wyrwała ją z otępienia.

- Zaklęcia te, są wyjątkowo skomplikowane. Wymagają dużej wiedzy, nie tylko z Transmutacji, lecz także z Eliksirów, Zaklęć i Zielarstwa. Zostaniecie podzieleni w pary, w których opracujecie odpowiednią formułę. – powiedziała Dyrektorka. Hermiona odruchowo zerknęła na Ginny, która uśmiechnęła się do niej. Dziewczyny zazwyczaj pracowały razem, jeśli były to grupowe zadania.

- Pan Potter i Panna Greengrass – powiedziała McGonagall, a wszyscy w klasie zamilkli. – Pan Zabini i Panna Patil. – „tylko nie z Malfoyem, tylko nie z Malfoyem" powtarzała gorączkowo w myślach Hermiona. - Pan Nott i Panna Granger. Pan Malfoy i Panna Weasley. - Ginny spojrzała z przerażeniem na Hermionę. – Pan Weasley i Panna Parkinson.

Reszty Hermiona już nie słuchała, podniosła wzrok i napotkała lekki uśmiech Notta, skierowany w jej stronę. Odwróciła oczy.

- Panno Granger, Panie Malfoy i Panie Weasley. – powiedziała Dyrektorka, znów odrywając Hermionę od jej myśli. – W związku z powyższym zadaniem oraz państwa karą, przesuwam państwa ciszę nocną do północy. Dziękuję, koniec zajęć.

Hermiona zaczęła zbierać swoje rzeczy. Reszta uczniów grupowała się w wyznaczone pary, by omówić szczegóły zadania. Kątem oka uchwyciła nieśmiałe spojrzenie swojego partnera. Wyglądał jakby się wahał, jednak po chwili podszedł do niej, gdy kończyła pakować swoje rzeczy.

- Em... Cześć, mam na imię Theodore Nott. Chyba nigdy formalnie się nie poznaliśmy – usłyszała zakłopotany głos.

- Cześć, Hermiona Granger. – odpowiedziała równie niepewnie.

- Proszę mów mi po imieniu. – poprosił. – To znaczy... Oczywiście, tylko i wyłącznie, jeśli chcesz... znaczy... jeśli masz ochotę. Słodki Salazarze... ­- przejechał sobie dłonią po twarzy jakby chcąc zetrzeć z niej zażenowanie. – Przepraszam, miałem na myśli, że nie musimy się ściśle trzymać formalności, bo tak jest prościej, ale oczywiście decyzję pozostawiam Tobie.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now