Rozdział 12

4.4K 148 62
                                    

Jak długo Draco siedział jeszcze na Wieży Astronomicznej, tego sam nie wiedział. Bal musiał się już skończyć, bo dźwięki dochodzące z dołu ucichły już dawno.

Rozmyślał o tym co powiedział mu Potter. Musiała go wiele kosztować ta rozmowa. Sam przecież przyznał, że gdyby mógł to trzymałby Granger z daleka od niego. Co więc sprawiało, że nie mógł? Przecież tak byłoby znacznie prościej i bezpieczniej...

Odpowiedź na to pytanie przyszła sama. Przed oczami znów ją zobaczył w swoich ramionach. Jak patrzyła na niego, gdy tańczyli...

Zacisnął zęby aż zatrzeszczało i potrząsnął głową, odpędzając od siebie jej wspomnienie. Może Hermiona była odważna, ale on nie. Nigdy nie był, zawsze chował się za swoim ojcem. W myślach usłyszał własne, tak często niegdyś powtarzane słowa "Mój ojciec się o tym dowie!" i prychnął wściekle. Lucjusz był w Azkabanie, nie miał już nic do powiedzenia. Jego reputacja została zmiażdżona niczym robak.

Co innego reputacja jego matki. Skazana była na pół roku aresztu domowego, ale nie przeszkadzało jej to udzielać się publicznie. Pisała wiele felietonów o tym jak to było żyć w ciągłym strachu pod jednym dachem z Czarnym Panem. Jak to jest być żoną Śmierciożercy. Ba, udzieliła nawet jednego wywiadu wspólnie z nikim innym jak Molly Weasley, w którym opowiadały jak miłość matki przewyższa nawet lęk. Molly opowiedziała jak zabiła Bellatrix, gdy ta zaatakowała Ginny, a Narcyza jej wybaczyła śmierć siostry i opowiedziała jak skłamała Voldemortowi, że Potter nie żyje, gdy ten powiedział jej, że Draco przeżył.

To właśnie z tego wywiadu chłopak dowiedział się jak jego matka zdradziła Czarnego Pana. Nigdy mu o tym nie powiedziała, nawet po procesie, gdy usilnie próbował wydusić z niej, dlaczego Potter zeznawał na jej korzyść.

A więc tchórzostwo musiał odziedziczyć po Lucjuszu... - prychnął na tę myśl. To właśnie ze strachu jego ojciec przyłączył się do Voldemorta, uznając, że jest silniejszy i w ten sposób jego rodzina będzie bezpieczna. To właśnie dlatego Draco wykonywał jego polecenia, by uchronić siebie i rodziców od śmierci. Był tchórzem. Przecież gdyby zaryzykował i porozmawiał z Dumbledorem wszystko mogło potoczyć się inaczej... Ale bał się. I to właśnie ten strach powstrzymał go.

Był tchórzem, był przesiąknięty idiotyzmami o supremacji czystej krwi, co więc takiego widziała w nim Granger? Co takiego było w nim, że przyćmiewało jego kolosalne wady?

Tego nie potrafił zrozumieć i miał wrażenie, które paliło mu trzewia, że Granger po prostu się myli co do niego.

Nie wiedział, jak wybrnąć z tej sytuacji. Z jednej strony nie pragnął w życiu niczego tak bardzo jak tego by Hermiona go pokochała, by mógł z nią być szczęśliwy. Codziennie zasypiać obok niej i budzić się z burzą loków wchodzącą mu w oczy.

Z drugiej jednak bał się, że presja społeczeństwa będzie zbyt duża i któreś z nich tego nie wytrzyma. Jeśli to on stchórzy jak zwykle i ją zostawi? Albo ona nie da rady udźwignąć tego brzemienia i odejdzie? W obu przypadkach musiałby chyba rzucić się w Szatańską Pożogę z rozpaczy, bo na pewno nie mógłby znieść samotnego życia, gdyby raz posmakował to u jej boku. Tego był pewien.

Podniósł się ciężko z podłogi a odrętwiałe nogi prawie odmówiły mu posłuszeństwa. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, do kogo się udać, kto mógłby mu udzielić jakiejś rady? Zszedł z Wieży i zastanawiał się z kim mógłby porozmawiać. Theo na pewno by go wysłuchał, ale Draco doskonale wiedział, że przyjaciel pomimo szczerych chęci nie będzie mu w stanie udzielić żadnej konkretnej rady. Szedł korytarzami i zaskoczony spostrzegł, że nogi zaniosły go do szkolnej sowiarni. Usiadł na zimnym murze z dala od żerdzi na których siedziały setki sów.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now