Ocknął się w jakimś łóżku, które zdecydowanie nie przypominało jego drewnianej pryczy. Ból niemal wypalał mu wnętrze. Podniósł się na poduszkach i podciągnął kolana do torsu, próbując zminimalizować trawiący go płomień. Próbował oklumencją oczyścić trochę umysł i dopiero po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował.
Po tym jak zemdlał musieli go przenieść do jakiegoś pokoju. Wszechobecne drewno sprawiało, że wydawał się przytulny i ciepły. Duże okno wychodziło wprost na oświetlony księżycem las. Na zewnątrz było już znacznie mniej śniegu, niż to zapamiętał.
Nagle jego uszu dobiegło ciche chrapnięcie i oderwał wzrok od magicznej scenerii. W kącie pokoju dostrzegł fotel a w nim drzemiącego Blaise'a.
- Zabini... - jęknął, a jego głos brzmiał jeszcze gorzej, niż się tego spodziewał. Chłopak natychmiast się przebudził i spojrzał na niego zaniepokojonym wzrokiem.
- Drake, co się stało? Jak się czujesz?
- Jakbym miał w środku rozwścieczonego smoka, próbującego się wydostać na wolność. Gdzie jestem? – wysapał, ściskając brzuch.
- Zemdlałeś, przenieśli Cię na piętro. Parkinson uznała, że skoro złożyłeś przysięgę nie ma sensu trzymać Cię w celi.
- Oh, jaka łaskawa. – skrzywił się, choć sam nie wiedział czy bardziej z ironii, czy z bólu.
- Chcesz jakiś eliksir? Mogę Ci załatwić jakiś przeciwbólowy. – popatrzył na blondyna zatroskany.
- A wiadomo co mi jest?
- Niestety nie. Oglądał Cię zaufany Magomedyk, ale powiedział, że nie ma pojęcia co to może być. Podawaliśmy Ci Eliksir Słodkiego Snu, ale jak widać przestał działać.
- W takim razie nie chcę. – pokręcił głową i od razu zrozumiał, że to był błąd, bo cały pokój zawirował mu niebezpiecznie przed oczami.
- Stary, wyglądasz jakbyś miał zaraz zejść. – powiedział nieprzekonany słowami byłego przyjaciela.
- I tak się czuję. – jęknął Draco i złapał się mocniej za brzuch. – Dobra, daj mi coś. – wyrzucił w końcu. Zabini natychmiast wyszedł i po kilku chwilach wrócił z fiolką pełną seledynowego płynu.
Malfoy jednym haustem opróżnił zawartość i czekał na efekty. Niedługo później płomień odrobinę zelżał, ale nie zniknął.
- Podawaliście mi eliksir nasenny? – zapytał, gdy umysł przestał zaćmiewać ból. – Jak długo spałem? – zapytał podejrzliwie.
- Cztery dni. – powiedział czarnoskóry chłopak. Draco przeszedł dreszcz. Cztery dni... O tyle zbliżony był do ślubu z Parkinson.
- Kurwa... - wyszeptał tylko.
***
Hermiona mimo trawiącego ją bólu nie przestała pracować. Maskowała go oklumencją i silnymi eliksirami tworzonymi i dostarczanymi sową przez Madame Pomfrey. Nie poddawała się, przekopując się po raz setny przez Bibliotekę Blacków i doniesione przez Ministra księgi. Konsultowała się z profesorem Flitwickiem, poprzez właśnie Shacklebota, ale on również nie znalazł innego rozwiązania niż niemalże czarnomagiczny rytuał, który niestety nie wchodził w grę.
Dużo czasu poświęciła również na przemyślenia, w jaki sposób mogłaby zaszantażować Lucjusza, by podpisał akt małżeństwa. Niestety nic nie przychodziło jej do głowy. Nawet groźba rozwodu z Narcyzą nie była w stanie przekonać go do zmiany zdania. Nie miała więc żadnej karty przetargowej, skoro tak łatwo poświęcił życie syna.
CZYTASZ
Aura - Dramione
FanfictionLedwie rozpoczął się ósmy rok nauki w Hogwarcie, a Hermiona Granger, Złota Dziewczyna, już zdołała zarobić szlaban. Jej przyjaciele są zaskoczeni, tym bardziej, że karę ma odbywać z Draco Malfoyem. Czy ich traumy i wspomnienia sprzed wojny pozwolą z...