Rozdział 11

4.7K 179 65
                                    

Od rana w całym Zamku panował popłoch. Dziewczęta biegały pomiędzy dormitoriami wymieniając się eliksirami i różnymi dziwnymi maściami poprawiającymi koloryt skóry, rozświetlającymi, zakrywającymi trądzik i innymi podobnymi rzeczami. Prefekci biegali przyozdabiając korytarze ogromnymi dyniami, które lewitowały pod sklepieniami. Irytek z lubością strącał te dynie na głowy każdemu kto odważył się przejść obok.

Po południu Ginny zdyszana wpadła do dormitorium dziewcząt. Lavender i Parvati już od dwóch godzin nakładały na siebie różne smarowidła i na przemian kręciły i prostowały sobie włosy, nie mogąc się zgodzić co do finalnego wyglądu fryzur. Zerknęła na nie, ale nie poświęciła im uwagi. Rzuciła okiem na Hermionę, która siedziała na łóżku i czytała książkę.

- Co Ty robisz, Granger?! - rzuciła zatrzaskując za sobą drzwi. Chyba powoli taki sposób ich zamykania zaczynał wchodzić jej w nawyk.

- Od kiedy mówisz do mnie po nazwisku? - zapytała zaskoczona Hermiona opuszczając książkę na kolana.

- Od kiedy wymaga tego sytuacja! Dlaczego jeszcze nie zaczęłaś się szykować?! - niemal na nią warknęła, a Lavender i Parvati przerwały na chwilę swoje przygotowania by przyjrzeć się tej niecodziennej scenie.

- Przecież mam jeszcze dużo czasu. Pójdę się wykąpać, wysuszę i zepnę włosy a potem założę suknię. Potrzebuję na to maksymalnie pół godziny. - powiedziała przyglądając się zdziwiona przyjaciółce.

- Marsz pod prysznic! Ale już! – wrzasnęła. Popatrzyła na Ginny, która jedną rękę oparła na biodrach a drugą wskazywała na łazienkę. Wyglądała teraz łudząco podobnie do swojej matki i to chyba przekonało Hermionę, że nie warto się spierać. Posłusznie wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi.

- Poczekaj! - warknęła znów Ginny. Schyliła się do swojego kufra i wyciągnęła z niego mały arsenał różnych fiolek i płynów. Wzięła cztery i podała Hermionie. - Weź to. Ten - wskazała na pomarańczową butelkę. - to jest płyn do ciała z peelingiem. Ten - dotknęła czerwonej – to balsam do ciała. W tej niebieskiej jest szampon a w zielonej odżywka.

Hermiona popatrzyła lekko ogłupiała, ale posłusznie wzięła wszystkie butelki i wyszła do łazienki. Po kolei użyła wszystkich produktów i po jakimś czasie weszła do dormitorium z turbanem na głowie i zawinięta w ręcznik. Ginny rzuciła na nią okiem i głową wskazała swoje łóżko. Posłusznie na nim usiadła, a dziewczyna zaczęła nakładać jej na twarz jakieś płyny ze swojego arsenału fiolek.

- Siedź tu i nie dotykaj twarzy. Najlepiej w ogóle się nie ruszaj a ja pójdę pod prysznic. - powiedziała Ginny i wyszła. Hermiona wbiła wzrok w drzwi, starając się nie skupiać na tym co robią Lavender i Parvati. Wyglądało to na bardzo skomplikowane i bała się, że te same procedury będą zastosowane i wobec niej.

Nie pomyliła się, bo gdy Ginny wróciła z łazienki zabrała się za jej makijaż.

- Miona! Przestań się kręcić! - złajała ją, gdy ta próbowała skurczyć się w sobie by uniknąć spotkania z lewitującą nad jej głową zalotką do rzęs. Sama w tym czasie wklepywała sobie w twarz zawartość jednej z fiolek.

Po dłużej chwili wyglądało na to, że Ginny skończyła się znęcać nad jej twarzą. Teraz zabrała się za włosy.

- W czwartej klasie na balu miałaś proste włosy, prawda? - zapytała.

- Tak, ale spędziłam chyba z pięć godzin wczesując sobie w nie Ulizannę. Nie chcę tego powtarzać. - skrzywiła się.

Ginny westchnęła i spryskała jej włosy jakimś płynem po czym ku rozpaczy Hermiony chwyciła różdżkę i zaczęła na nią nawijać kolejno pasma jej włosów. Trwało to długo, zegar pokazywał już dziewiętnastą.

Aura - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz