Rozdział 34

2.8K 121 9
                                    

Co może się stać w jednej sekundzie? Jedną sekundę trwa na przykład uderzenie pioruna w ziemię. Nawet mniej, bo tak naprawdę dzieje się to w jej ułamku. W ciągu jednej sekundy przez wodospad Niagara przepływa ponad sześć tysięcy metrów sześciennych wody. Dla wyobrażenia to mniej więcej dwa baseny olimpijskie. Tak, czarodzieje wiedzą, co to jest olimpiada. W starożytnej Grecji brali czynny udział w jej tworzeniu przecież. W ciągu jednej sekundy można też doświadczyć całego szeregu skrajnie różnych emocji. Od złości, po radość, od napięcia po ulgę, od rozpaczy po nadzieję.

I tak właśnie czuł się Draco Lucjusz Malfoy. W ciągu jednej sekundy przez jego twarz przemknął cały szereg różnych uczuć. A warto przypomnieć, że mimo wszystko był przecież niemalże Mistrzem Oklumencji.

W ciągu tej jednej sekundy wydarzyło się tak wiele, że nie był w stanie i nawet nie próbował ogarnąć tego umysłem. Patrzył więc tylko na nią. Stała tam, w drzwiach, a zimne marcowe powietrze rozwiewało jej włosy na wszystkie strony. Obok niej przebiegli aurorzy, rzucając przeróżne zaklęcia. Gdzieś, jakby z oddali, dobiegł go krzyk stojącej nieopodal Pansy i trochę dalej Pani Zabini. Ale jego to kompletnie nie obchodziło. Stał i po prostu patrzył na nią nie mogąc oderwać od niej oczu.

Aż do momentu, gdy jasnozielony promień przemknął tuż obok niego, chybiając o dosłownie centymetry. To go wybudziło z transu. Podniósł wokół siebie niezwykle mocną tarczę i spojrzał w kierunku, z którego nadleciała Avada. Flavio bronił się, próbując odpędzić od siebie niemal pięciu aurorów na raz. Nie miał jednak żadnych szans, więc postanowił w akcie desperacji zabić go. Kolejne zaklęcie zgrabnie ominął, odskakując jakby od niechcenia o krok.

Zerknął w kierunku Blaise'a, który osłaniał matkę przed krążącymi po salonie różnokolorowymi promieniami. Kobieta kuliła się za jego plecami, jednak nie przestawała krzyczeć. Mimo to drżącą ręką wznosiła wokół nich niezwykle silną tarczę. Widać było, że ta czarownica wiele w życiu przeszła, co dobitnie podkreślał jej nieprzerwany krzyk. Nie poddawała się jednak i chroniła swojego pierworodnego najlepiej jak potrafiła.

Shacklebot wraz z jakimś aurorem unieruchamiał właśnie panią Parkinson, która pierwsza została pokonana. Reszta skupiona była na Giannim, przygłupim, ale niezwykle potężnym pachołku Macri'ego.

Gdzieś pośród całego tego zgiełku mignęła mu ruda czupryna Wieprzleja, ale nie przejął się nim za bardzo. Była tutaj. Przyszła po niego. Nie zostawiła go. Miała wokół siebie tarczę, ale nie ruszyła się o krok. Minister jej zabronił? Czy po prostu nie była w stanie się poruszyć? Niemal tak jak on.

- Draco! Zabierz mnie stąd! – zapiszczała Pansy, która nawet nie zauważył kiedy skryła się za jego plecami. Uczepiła się teraz jego rękawa, niczym świstoklika. Popatrzył na nią lekko zaskoczony i dopiero po chwili do niego dotarło, że ona naprawdę myśli, że jest teraz jej mężem i musi zagwarantować jej bezpieczeństwo.

- Wybacz Pansy. – skrzywił się. – To Minister zdecyduje co z Tobą zrobić. – niemal warknął. Wiedział, że dziewczyna nie była świadoma jego porwania, ale nie mógł się zdobyć na choćby odrobinę współczucia.

Zaklęcia nadal krążyły po pokoju, więc dołączył do aurorów próbujących spacyfikować wściekłego Flavio. Włoch rzucał klątwami na wszystkie strony, nie skupiając się nawet kogo trafi. Wlepiał tylko w niego pełne nienawiści spojrzenie. Próbował się parę razy aportować, ale jedną ze standardowych procedur aurorów było zabezpieczenie terenu akcji zaklęciami antydeportacyjnymi.

Od tarczy Draco odbiło się jeszcze parę kilka zapewne niezbyt przyjemnych w skutkach klątw, ale przy takiej przewadze Włosi nie mieli zbyt dużych szans. Pani Parkinson już dawno spacyfikowana zdawała się być teraz niebyt przyjemnym dla oka posągiem, wątpliwie zdobiącym salon.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now