Rozdział 41

3.3K 125 25
                                    

Końcówka rozdziału zawiera scenę 18+ także proszę młodszych czytelników o ominięcie jej ;)


***


Ginny siedziała zwinięta w kłębek na fotelu przy kominku. Do tej pory było to ulubione miejsce Hermiony, ale od kiedy mieszkała gdzie indziej stało puste. Korzystała więc z niego, gdy akurat zdarzało jej się przebywać w Pokoju Wspólnym, co nie było częstym zjawiskiem. Tego jednak wieczora nie czuła się najlepiej i wróciła do Wieży wcześniej niż reszta, zostawiając przyjaciół w dormitorium Malfoy'ów.

Próbowała czytać, ale nieustanne szepty dobiegające z drugiej strony pomieszczenia ciągle wytrącały ją ze skupienia. Zrezygnowana zawiesiła wzrok na jednym zdaniu i przysłuchała się rozmowie.

- ... Na pewno.

- Przecież jego rodzice nigdy by się na coś takiego nie zgodzili.

- Ale podobno to jego ojciec sam podpisał akt ślubu.

- Bzdury. Zaraz ją pewnie zostawi.

- Ta sprawa cała śmierdzi. I własny apartament? Założę się, że mają oddzielne sypialnie.

Od razu wiedziała, że rozmawiają o Malfoy'ach. Krew się w niej zagotowała i chyba tylko cudem usiedziała w miejscu. Czasem przeklinała się za ten gorący temperament.

- Może to tylko przykrywka, dopóki nie wyłapią wszystkich Śmierciożerców? No bo błagam, kto by uwierzył w przeznaczenie? – Ginny rozpoznała głos Romildy. – Draco powinien wyjść za czystokrwistą! Jestem pewna, że nie bez powodu zaprosił mnie na tamten Bal.

Parsknęła, nim zdążyła się powstrzymać.

- A Ciebie co tak śmieszy, Weasley? – Vane obróciła się w jej kierunku.

- Poziom idiotyzmów, które wygadujecie. – odparła niewzruszona mierząc zgromadzone dziewczęta wzrokiem. – Ale nie przeszkadzajcie sobie, nawet mnie to bawi. – dodała uśmiechając się złośliwie.

- No tak, bo przecież Ty wiesz wszystko z pierwszej ręki. – prychnęła Lavender.

- A i owszem. – przytaknęła. – I nie macie się co łudzić, że Draco zostawi Hermionę. To nie jest żaden szwindel a ich małżeństwo prawdziwe.

- Nikt normalny nie zakochałby się w trzy miesiące! I tym bardziej nie wziął ślubu! – zjeżyła się Romilda.

- Może i tak. – wzruszyła ramionami. – Ale oni byli w sobie zakochani już wcześniej, a poza tym naprawdę są sobie przeznaczeni. Na co mieli czekać? – dodała wracając do swojej książki.

- A skąd niby o tym wiedzieli? – zaciekawiła się Parvati. - Przecież przeznaczenie musi ktoś przepowiedzieć, by mogli być tego pewni...

- Ale Luna jest legilimentką. – odparła jakby od niechcenia i zaczęła śledzić wzrokiem tekst. Słowa jednak do niej nie docierały, bo doskonale zdawała sobie sprawę jaką bombę właśnie zrzuciła na dziewczyny.

- A co ma wspólnego legilimencja z rozpoznawaniem przeznaczenia? – rzuciła wściekła Vane.

- Strasznie mało wiecie o legilimencji, co? – parsknęła, ale zaraz poczuła się jak hipokrytka. Nie dalej niż kilka miesięcy temu sama nie miała zbyt wiele pojęcia o tej trudnej sztuce. – Lovegood widzi aury ludzi i potrafi rozpoznać ich nastroje i emocje. Kiedy dwie osoby sobie przeznaczone się spotykają ich aury stają się świetliste. Jak nie wierzycie to poszukajcie sobie w Bibliotece albo zapytajcie samej Luny. – dodała i zatrzasnęła książkę. Wiedziała, że nic już więcej nie uda jej się przeczytać w tym towarzystwie, więc poszła na górę do swojego dormitorium.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now