Rozdział 32

2.8K 118 18
                                    

Wielkanoc zbliżała się szybciej niż ktokolwiek się spodziewał, ani tym bardziej tego chciał. Hermiona znów zaszyła się w Bibliotece, wychodząc z niej tylko po to, by dopilnować warzącego się eliksiru w starym pokoju Hardodzioba na poddaszu. Wspólnie uznali, że to najbezpieczniejsza opcja w razie, gdyby coś poszło nie tak. Niewielkie pomieszczenie, niegdyś wyścielone słomą i starymi kołdrami zostało uprzątnięte. Mimo to w powietrzu nadal unosił się niezbyt przyjemny zapach mokrych piór, a podłogę tu i ówdzie zdobiły plamy zaschniętej krwi - zdobyczy hipogryfa, które wdarły się głęboko w deski i za żadne skarby świata nie chciały zejść. Nawet pani Weasley załamywała nad nimi ręce, bo był to pierwszy raz, gdy jej magiczne środki i zaklęcia czyszczące na nic się nie zdały.

Na Harrego spadł zaszczyt dyżurowania przy wielkim kotle, wśród tej wątpliwie przyjemnej scenerii. Na szczęście na zmianę z potajemnymi spotkaniami z Flitwickiem i Slughornem. Uznali, że jako posiadacz peleryny niewidki najlepiej poradzi sobie z tym zadaniem i nie da się złapać w żadną pułapkę. Przecież Wybraniec był w czepku urodzony. Poza tym, był ulubieńcem starego Horacego i znacznie lepiej dogadywał się z nim, niż Weasley, który non stop musiał przypominać mu swoje imię.

Ron z kolei jako bardziej doświadczony strateg przesiadywał głównie z Shacklebotem w salonie. Jednak pomieszczenie straciło całkowicie swoje pierwotne, wypoczynkowe przeznaczenie. Teraz pokój wyglądał, jakby ktoś rozerwał w nim pół Biblioteki książek. Wszędzie walały się na wpół zapisane, pomięte kartki, a rudy wraz z Ministrem co chwilę dorzucali nowe.

Z każdym dniem napięcie w domu przy Grimmauld Place 12 zauważalnie rosło. Pomimo upływającego czasu nie mogli dojść do porozumienia jak będą działać. Tak wiele rzeczy wymagało jeszcze dopracowania. Hermiona uparła się, by przygotowali także plan „B", na wypadek, gdyby rytuał się nie powiódł. Problem polegał jedynie na tym, że nie wiedzieli jak taki plan opracować. Dziewczyna nie bacząc na stanowisko Kinglsey'a po prostu kazała mu prześledzić wszystkie posiadłości Parkinson i Zabiniego. Musiał istnieć jakiś sposób na odnalezienie Draco. Jeśli rytuał nie zadziała nie będą w stanie go wyciągnąć na czas. A tego obawiała się najbardziej.

Blaise dostarczał im co prawda wszystkie informacje jakie tylko był w stanie zdobyć, ale nadal było to zbyt niewiele, by mogli uformować plan. Wydawało się, że toczą cholernie nierówną walkę z upływającym nieubłaganie czasem.

Hermionie coraz bardziej doskwierał brak konkretnych pomysłów. Pierwszym i najważniejszym ich problemem było znalezienie się na terenie posiadłości. Ona jako Pani Malfoy, po przeprowadzeniu skomplikowanego rytuału małżonków mogła przejść przez barierę ochronną zaklęcia Fideliusa. Oczywiście tylko pod warunkiem, że procedura przebiegnie poprawnie. Nigdzie w przestarzałych księgach nie znalazła wzmianki o tym, by to kobieta szukała męża. Zawsze, każdy jeden opis dotyczył mężczyzny, szukającego niewiernej lub nieposłusznej żony, która uciekła. Kiedyś realia były inne, a następnie rytuał wymarł i nie pamiętali go już nawet najstarsi członkowie czarodziejskich rodów. Prawdopodobnie ich przypadek był jedynym w historii, gdy role się odwróciły.

Zakładając jednak, że rytuał by się powiódł oznaczało to, że mogła odnaleźć Draco i przejść przez barierę. Ale co z resztą? Musiała znaleźć sposób, by pozostałe dziewięć osób mogło zrobić to samo. W pojedynkę nie miałaby szans odbić Malfoy'a z rąk porywaczy, co do tego nie miała złudzeń. Nawet gdyby Draco odzyskał moc i różdżkę a Blaise im pomógł, wróg miałby zdecydowaną przewagę liczebną. Ona sama, jak ślizgon wielokrotnie podkreślał, była delikatnie mówiąc beznadziejna w pojedynki.

Zadręczała się tą myślą w każdej sekundzie. Po prostu nie było żadnej możliwej opcji, by wprowadzić aurorów na teren posiadłości. Nawet gdyby znali dokładną jej lokalizację, mogliby jedynie stać bezradnie.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now