Rozdział 17

3.7K 160 57
                                    

Nazajutrz na stacji Hogsmead panował tłok i hałas. Uradowani uczniowie pakowali się pospiesznie do przedziałów pociągu Hogwart Express zmierzającego do Londynu. Sowy pozamykane w klatkach huczały z niezadowolenia. Nieupilnowane koty i szczury ganiały się w tę i z powrotem wzdłuż peronu, ku rozpaczy konduktora i Prefektów usilnie próbujących ogarnąć ten rozgardiasz. Wyglądało to jak scena z prywatnego piekła Percy'ego Weasleya.

- Miona, jesteś pewna? Masz jeszcze szansę zmienić zdanie. – rzekła Ginny, przekrzykując grupę trzecioklasistek, w które właśnie z impetem wbiegł ogromny siwy kot.

Hermiona spięła się lekko, bo boleśnie przypominał jej Krzywołapa. Zostawiła go w Norze na czas poszukiwania Horkruksów, ale cwanej bestii udało się uciec i Merlin jeden wiedział, gdzie teraz jest.

- Jestem pewna, pakujcie się już, bo za chwilę nie znajdziecie żadnego wolnego przedziału. – odparła matczynym tonem ponaglając przyjaciółkę i jej chłopaka w stronę drzwi pociągu.

Ginny popatrzyła na nią z dziwnym wyrazem twarzy, ale podniosła wzrok i utkwiła go w czymś ponad głową przyjaciółki.

- Malfoy się gapi. – syknęła.

Obejrzała się przez ramię i faktycznie, młody ślizgon lustrował ją wzrokiem. Kiedy jednak ich spojrzenia spotkały się odwrócił oczy.

Wczorajsze spotkanie na Wieży Astronomicznej było dla obojga niezmiernie krępujące. Po euforii, która nastąpiła przy wręczeniu jej fotografii rodziców, i odzwierciedliła się rzuceniem się Hermiony w objęcia Draco, przyszedł czas na konsternację i skrępowanie. Unikali swoich spojrzeń przy śniadaniu, a teraz także i na peronie.

Rozległ się głośny gwizd i Ginny złożyła na policzku przyjaciółki ciepły pocałunek.

- Trzymaj się, mam nadzieję, że coś znajdziesz w tych książkach. – powiedziała ściskając jej dłoń w pokrzepiającym geście. – Wesołych Świąt, Mionka! – rzuciła przez ramię i wskoczyła do pociągu.

Gdy lokomotywa ruszyła ciągnąc za sobą ciężkie wagony wypełnione po brzegi rozwrzeszczanymi uczniami złapała jeszcze na ułamek sekundy spojrzenie stalowych oczu zza szyby jednego z przedziałów.

Wyglądała żałośnie stojąc sama na peronie, pomyślał Draco. Ale co miał z tym zrobić? Zostać z nią? Pewnie by tego nie chciała. Poza tym matka by go zamordowała i zaciągnęła oboje za uszy do Malfoy Manor. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może mógłby ją zaprosić, ale niemal natychmiast uznał to za idiotyczny pomysł. Skoro odmówiła Weasley'om, nie miał złudzeń, że odmówiłaby też i jemu. Mimo to myśl ta tłukła mu się w głowie jeszcze przez długie godziny.

Hermiona wracała samotnie do Zamku otulona szczelnie płaszczem. To była wyjątkowo mroźna, choć zarazem niesamowicie piękna zima. Od lat nie było tyle śniegu. Idąc przez błonia dostrzegła leniwie sunący dym z komina u Hagrida. Pod wpływem impulsu zeszła ze ścieżki i ruszyła w kierunku zabawnie przekrzywionej chatki.

Dawno go nie odwiedzała. Głównie przez poszukiwania i szlaban. Teraz jednak była na siebie trochę zła, że zaniedbała znajomość z tym uroczym pół-olbrzymem. Hagrid zawsze potrafił ją wesprzeć na duchu. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego po rozstaniu z Ronem nie udała się do gajowego. Przecież już zdarzało się, że jej złamane serce kleił ogromnymi mordoklejkami własnej roboty i litrami mocnej herbaty.

Zapukała pewnie do jego drzwi, a na jej usta nieświadomie wypłynął szeroki szczery uśmiech.

- Już momencik psorze! Już! Cholibka... - zza drzwi dobiegł jakiś łoskot. - Żem się zagapił... Psorze już jestem... - urwał otwierając drzwi. – O, Hermiona, co Ty tu robisz?

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now