Rozdział 25

3.6K 128 34
                                    

Ginny siedziała na parapecie patrząc się w przestrzeń za oknem. Padał gęsty śnieg, a niebo od ulicznych latarni przybrało dziwny, pomarańczowy kolor. Nigdy nie spędzała zimy w mieście i fascynował ją ten widok. Na chwilę koił nerwy.

Zapewniła Hermionę, że nic jej nie jest i lepiej, żeby nie zostawiała chłopaków samych w jednym pomieszczeniu. Gdy tylko dziewczyna wyszła na nowo zanurzyła się w myślach. Merlinie... Jak mogła dać tak ponieść się emocjom?

Do tej pory bardzo dobrze jej szło. Nikt się nie domyślał nawet, że zaprzyjaźniła się z tym zabawnym, ale zdystansowanym ślizgonem. Theodore był dla niej odskocznią od codzienności. Wesoły, ale nie irytujący, piekielnie inteligentny i niesamowicie empatyczny. Ich wspólne wieczorne patrole bardzo szybko z przykrego obowiązku stały się wyczekiwanym elementem dnia.

Dużo rozmawiali na przeróżne tematy, śmiali się do rozpuku, sprzeczali dogryzając sobie nawzajem. Nawet nie zorientowała się, kiedy tak naprawdę coś poczuła. Gdy to w końcu do niej dotarło długo wypierała z siebie ten fakt. Co wieczór wracała z patrolu i coraz bardziej ciążyła jej obecność Harrego, czekającego na nią w Wieży. Mimo to nie dopuszczała do siebie myśli, że może żywić uczucia do kogoś innego niż ten Cud Chłopiec, jak zwykły o nim mawiać magazyny plotkarskie.

Ale dziś... Dziś, kiedy usłyszała, że Nott prawie stracił życie coś w niej boleśnie pękło i rozpadło się na miliony kawałeczków. Nadal mógł umrzeć, jego stan był tak poważny, że nikt nie był w stanie zagwarantować, czy przeżyje kolejną dobę. A ona...? Ona tymczasem siedziała w bezpiecznym miejscu z rodziną i przyjaciółmi. I chłopakiem. Godryku... Kiedy to wszystko tak bardzo się skomplikowało. I dlaczego, dlaczego akurat jego musieli zaatakować?!

Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te pytania, więc odtwarzała je w głowie wciąż i wciąż. Chciała móc z kimś o tym porozmawiać, ale nie było na to żadnych szans. Hermiona była nie tylko jej przyjaciółką, ale także jej chłopaka. Nie mogła zrzucić na nią takiego ciężaru i wymóc dotrzymania tajemnicy. Byłoby to nie w porządku. Ron... Ron by w ogóle nie zrozumiał jej zażyłości z Thedorem, przekląłby ją, gdyby tylko o nim napomknęła. A Harry... Harrego dotyczyło to najbardziej z nich wszystkich. Nie mogła mu tego zrobić, po prostu nie mogła. Nie po tym wszystkim co przeżyli zeszłego roku.

Nagle w jej myślach pojawił się wysoki blondyn i omal nie spadła z parapetu. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?! Mogła przecież porozmawiać z Draco! Fakt, był dupkiem, ale udało im się nawiązać jakąś nić porozumienia w trakcie pracy nad projektem dla McGonagall. Poza tym, był przyjacielem Theo... Na pewno jej wysłucha. Podzielą się bólem i lękiem o życie Nott'a. Nie musi mu nic mówić o swoich uczuciach, zachowa się po prostu jak przerażona o życie ślizgona przyjaciółka.

Wstała z parapetu i ruszyła w stronę salonu pewniejszym krokiem. W pomieszczeniu panowała gęsta atmosfera, ale widać było gołym okiem, że największy kryzys został tymczasowo zażegnany. Była pewna, że to za sprawą Hermiony. I równie pewna, że winę za to ponosi jej brat oraz ślizgon, z którym właśnie zamierzała wyjść.

- Gin, jak się czujesz? – dopadł ją Harry, jak tylko przekroczyła próg. – Nic Ci nie jest? – zapytał, a w jego oczach malowała się taka troska, że aż poczuła ścisk w okolicy mostka.

- Wszystko w porządku. – uśmiechnęła się słabo, mając nadzieję, że jej uwierzy. – Malfoy, czy moglibyśmy chwilę porozmawiać? – zapytała zerkając ponad ramieniem swojego chłopaka. Wprawiła wszystkich tym pytaniem w niezłe osłupienie, ale blondyn jak zwykle najszybciej otrząsnął się z szoku.

- Oczywiście. – odpowiedział i wstając ucałował Hermionę w czoło, wywołując tym niekontrolowany warkot, który wyrwał się Ronowi z gardła. Zignorował go i ruszył w jej stronę. Gdy tylko wyszli dziewczyna skierowała się z powrotem do sypialni, którą dzieliła z Harrym.

Aura - DramioneWhere stories live. Discover now