Rozdział 3

6.9K 237 19
                                    

Przeszywający zapach oceanu wzmógł się wraz z przypływem. Wiał porywisty wiatr, a niebo przywodziło na myśl błękitne płótno, które nieudolny malarz oszpecił kilkoma przypadkowymi pociągnięciami pędzla umoczonego w białej farbie. W dokach przeładunkowych roiło się od marynarzy i robotników. Część z nich wyładowywała zwieziony towar, a część załadowywała nowy do bujających się na falach łodzi. W oddali majaczyły większe statki.

Zbliżyłem się do miejsca, w którym zacumowano Applejacka - jednomasztowca, który dzięki nieznacznym rozmiarom był zwinny i osiągał dużą prędkość. Uśmiechnąłem się pod nosem. Był w rękach naszej rodziny od zawsze i wciąż służył. Pamiętałem go bardzo dobrze z dzieciństwa. Teraz już nie prezentował się tak dumnie, jak kiedyś, ale też niczego mu nie brakowało.

-Tomas MacCann! - wykrzyknął Camdan wychodząc mi naprzeciw z szeroko rozłożonymi ramionami. -Nawet nie wiesz, jak się, kurwa, cieszę, że cię widzę, kuzynie! - z jego twarzy biło szczere szczęście.

Camdan był bratem bliźniakiem Logana, ale jeśli chodziło o charaktery, różnili się niczym woda i ogień. Logan był wstrzęmięźliwy, analizujący, czujny, a Camdan beztroski, uśmiechnięty, ale też porywczy. Byli dziećmi siostry mojego ojca. Oprócz nich miała jeszcze starszego syna - Keira - oraz córkę - Alanę - która była najmłodsza.

-Ciebie również, Camdanie.

-To było długie 10 lat - przyznał Camdan już nieco ciszej. -Nie traćmy więc więcej czasu. Pora wyruszyć w drogę, a w międzyczasie będziemy mieli chwilę, aby porozmawiać - rzekł, po czym ruszył przodem.

Przeszedłem wąskim trapem łączącym nabrzeże ze statkiem i wkroczyłem na pokład. Zapach drewnianych desek uderzył w moje nozdrza przypominając o setkach godzin spędzonych na oceanie. Spojrzałem w wzburzoną taflę oceanu i poczułem się... wolny. Wiatr mierzwił moje krótkie włosy i bawił się koszulką, a ja podążyłem wzrokiem najdalej, jak tylko było to możliwe, aż po zamazany przez mgłę horyzont.

-Przepraszam, że przypłynąłem po ciebie tym staruszkiem, ale wszystkie inne statki wybyły w drogę po świecie - rzekł Camdan z uśmiechem. -Interes się kręci i wykorzystujemy wszystko, co mamy. Tylko starego Applejack'a zostawiliśmy na użytek własny. I tak jest zbyt mały, aby przewozić nim cokolwiek.

-Cieszę się, że jest jeszcze na chodzie - odparłem, gładząc drewnianą balustradę.

-Myślę, że posłuży nam jeszcze kilka długich lat - rzekł Camdan, a potem położył dłoń na moim ramieniu. -Zejdźmy pod pokład, zanim pourywa nam głowy.

Omiotłem ostatni raz wzrokiem otaczające nas bezkresne wody, a potem przytaknąłem.

-Chodź, mam tam coś, co na pewno poprawi ci humor - rzekł uśmiechając się szeroko.

Wydał kilka rozkazów skromnej załodze, a potem po stromych schodach zeszliśmy na dół. Camdan otworzył liche drzwi i wkroczyliśmy do głównej kabiny. Zewsząd otaczało mnie drewno. Drewniane podłogi, ściany, przyścienne blaty, regały z książkami i starymi mapami oraz starodawna skrzynia zamykana na klucz i stojąca obok, wysoka beczka. Na środku stał stół z czterema krzesłami.

Camdan sięgnął do wysokiej szafki i wyciągnął z niej dwie mętne ze starości szklanki. Potem wyjął butelkę i pomachał nią w powietrzu. Po kolorze płynu mogłem jedynie zgadywać, że była to whisky. Chłopięcy uśmiech nie schodził mu z twarzy, aż w końcu ja też musiałem się uśmiechnąć.

-Wykradłem ją z kolekcji ojca. Najstarsza, jaką znalazłem. Zrobił ją własnymi rękoma - oznajmił, nalewając płyn do szklanek.

-Nie chciałbym być w twojej skórze, gdy się o tym dowie.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now