Rozdział 40

4.4K 204 28
                                    

Objęłam wzrokiem rezydencję. Wyglądała pięknie. Dostojnie, dumnie, niczym samotna, niezdobyta twierdza, wzniesiona na szczycie góry. Wiatr smagał potężne ściany. Kołysał koronami drzew oraz roślinami posadzonymi w ogrodzie. Prace budowlane wciąż trwały, ale posuwały się do przodu w ekspresowym tempie. Ukłuła mnie myśl, że nigdy nie będzie mi dane zobaczyć jej w pełnej okazałości.

Jinny podbiegła do mnie i rzuciła się w moje ramiona.

-Będę za tobą tęsknić, Carmen.

-Ja za tobą też - wyszeptałam w jej jasne włosy.

-Mam nadzieję, że po powrocie do domu odnajdziesz spokój.

Zmusiłam się do uśmiechu. Gdyby tylko wiedziała...

-Nie zapomnij o mnie - poprosiła, odsuwając się.

Potem wcisnęła w moje dłonie książkę. Przeminęło z wiatrem. Powieść, którą przemyciła do mojego pokoju na samym początku.

-Och, Jinny - szepnęłam, szczerze poruszona.

-Weź ją ze sobą, proszę.

Przytuliłyśmy się po raz kolejny, a potem posłała mi ostatni uśmiech i odeszła, ustępując miejsca Morganowi.

-Zapisz się na lekcje jazdy konnej. Dobrze ci szło - powiedział z uśmiechem, a potem uściskał mnie pospiesznie.

Jego mama, Fiona, również do mnie podeszła.

-Dbaj o siebie, dziecko - pogłaskała mnie po ramieniu.

Keddy, jej mąż, uścisnął moją dłoń, nie odzywając się przy tym słowem.

Innes i jej córka - Alana - jedynie skinęły głowami, co przyjęłam z ulgą.

-Gotowa? - spytał Tomas, stając za moimi plecami.

Spojrzałam na niego. Luźna bluza z kapturem, którą miał na sobie, falowała na skutek silnego wiatru.

Odgarnęłam kilka włosów, które wpadły mi do ust, a potem przytaknęłam. Tomas otworzył drzwi od strony pasażera i poczekał, aż wsiądę do samochodu. Gdy drzwi się zamknęły, spojrzałam po raz ostatni na Jinny. Pomachała mi radośnie, mimo że jej broda drżała. Miałam nadzieję, że otworzy się nieco bardziej na to, co ma do zaoferowania świat.

Tomas odpalił silnik i ruszyliśmy szeroką, wijącą się drogą. Prowadziła w dół, w stronę pomostu, przy którym zacumowano średniej wielkości jacht. Na miejsce dotarliśmy po kilku minutach.

-Wszystko w porządku? - w zwykle nieodgadnionym spojrzeniu Tomasa, czaiła się troska.

Przytaknęłam, choć prawda była zupełnie inna. Nigdy nie pomyślałabym, że na myśl o powrocie do domu, mój żołądek będzie wywracał się na drugą stronę.

Tomas wypuścił mnie z samochodu i chwilę później znaleźliśmy się na jachcie, gdzie czekał na nas Braden i jego syn, Camdan. Obydwoje obrzucili mnie bardzo podobnym, pełnym dystansu spojrzeniem, a ich usta ani drgnęły, żeby się odezwać.

-Zaprowadzę cię pod pokład.

-Wolałabym zostać tutaj. Przez chwilę - odparłam.

-Jesteś pewna? Gdy ruszymy, wiatr przybierze na sile.

-Jestem pewna - posłałam mu nieśmiały uśmiech.

Tomas przytaknął.

-Muszę sprawdzić kilka rzeczy. Gdybyś czego potrzebowała, będę po drugiej stronie.

Skinęłam głową, a potem obserwowałam, jak Tomas się oddala.

W momencie, w którym zniknął z mojego pola widzenia, jacht ruszył. Złapałam się metalowej barierki, aby nie upaść. Chwilę później faktycznie zaczęło mocno wiać. Usiadłam na obitej skórą ławce i objęłam się ramionami, abyć choć na chwilę zatrzymać uciekające z mojego ciała ciepło. Utkwiłam wzrok w widniejącej na szczycie rezydencji. Z minuty na minutę stawała się coraz mniejsza, aż w końcu straciłam ją z oczu. Wciąż jednak mogłam podziwiać wyspę w całej jej surowości. Skalne ściany, zielone od soczystej trawy zbocza i majaczący w oddali las. Była piękna.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now