Rozdział 35

5.3K 234 54
                                    

Gdy lekarka wyszła, zostawiając mnie samą, podniosłam się do pozycji siedzącej. Ból przeszył moją prawą stopę i plecy, ale to było nic w porównaniu do tego, co działo się w mojej głowie. Objęłam podkulone nogi rękoma i wsparłam na kolanie policzek. Włosy łaskotały moje odsłonięte ramiona, gdy wpatrywałam się w mrok zapadający za oknem. Byłam w sypialni Tomasa MacCanna. Jego zapach otaczał mnie i wsiąkał w pory mojej skóry, ale... nie przeszkadzało mi to.

Gdy wszedł do sypialni, jego postawna sylwetka zajęła prawie całe miejsce w przejściu. Jego szare oczy przeskanowały moje ciało, a potem zrobił krok w moją stronę.

-Jak się czujesz? - spytał.

Spuściłam wzrok, aby nie zobaczył napływających do moich oczu łez.

Słyszałam, jak podchodzi bliżej, a po chwili materac ugiął się pod jego ciężarem.

-Rozmawiałem z Klarą - oznajmił cicho. -Dojdziesz do siebie w mgnieniu oka.

Uniosłam na niego wzrok.

-Nie to mnie martwi - wyszeptałam.

Jego oczy złagodniały. Dostrzegłam w nich współczucie.

-Nie mogę tego zrozumieć - syknęłam, uderzając dłońmi w łóżko. -Jak tylko próbuję o tym pomyśleć, wszystko się rozsypuje - oznajmiłam gniewnie. -Ojciec całe życie wpajał mi, że mama była piękną, mądrą, bardzo utalentowaną kobietą. I że kochała mnie nad życie - wyznałam cicho. -Bardzo dbał, żebym żyła w przekonaniu, że była dobrym człowiekiem, a ona w tym czasie układała sobie życie z kimś innym - łzy wymknęły się z moich oczu.

Spojrzałam na wpatrującego się we mnie Tomasa.

-Zostawiła mnie - wyszeptałam bezradnie.

Mięsień w jego szczęce się poruszył.

-Przykro mi - wychrypiał.

Zacisnęłam powieki i krokodyle łzy opadły na moje policzki, a potem szybko zaczęły spływać w dół, aż do samej brody, gdzie złapały je palce Tomasa.

-Zanim wydasz osąd, daj mi trochę czasu - poprosił, łapiąc delikatnie moją twarz w swoje wielkie, ciepłe dłonie. -Jutro zamierzam przejrzeć stare dokumenty, może coś znajdę. W jednym jednak muszę przyznać twojemu ojcu rację, Martha była dobrą osobą i ciężko mi uwierzyć, że tak po prostu zostawiła swoje dziecko i uciekła.

Powiedział to z takim przekonaniem, że nie byłam w stanie mu się sprzeciwić.

-Myślisz, że mogło być coś więcej w tej historii? Że ojciec mógł... - urwałam, niezdolna dokończyć tej myśli.

Samo podejrzenie, że ojciec mógł przez całe życie mnie okłamywać w sprawie matki i jej śmierci, zabijało mnie.

Tomas przesunął kciukiem po mojej skórze.

-Nie wiem, ale wiem, że zasługujesz, aby poznać prawdę - oznajmił niskim głosem.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w ciszy. On wciąż trzymał dłonie na mojej twarzy, cierpliwie ścierając z niej mokre ślady. Rozchyliłam usta, gdy jego kciuk przypadkiem musnął ich kącik. Jego oczy podążyły za palcami i na kilkanaście sekund zatrzymały się w tym miejscu. Gdy się pochylił, zamknęłam oczy, czekając, sama nie wiedziałam na co, ale on jedynie otoczył mnie swoimi silnymi ramionami. Ja również po chwili go objęłam. Wcisnęłam mokre oczy w zagłębienie między jego szyją, a ramieniem i wdychałam głęboko jego zapach. Był męski i świeży, a jego skóra okazała się w tym miejscu gładka i przyjemnie ciepła. Gdy przycisnęłam do niej usta, Tomas zastygł w bezruchu. Był zapewne równie zaskoczony, jak ja. Nie miałam pojęcia, skąd wzięła się ta potrzeba bliskości, ale była zbyt silna, żeby ją zignorować. Podczas, gdy cały mój świat trząsł się w posadach i przestałam wierzyć we wszystko, czego do tej pory byłam pewna, on był przy mnie oferując, że pomoże mi odkryć prawdę.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now