Rozdział 32

4.9K 192 16
                                    

Czas uciekał. Im więcej spędzałam go w towarzystwie Tomasa MacCanna, tym większe miałam szanse na ocalenie ojca. Musiałam się do niego zbliżyć. Tak bardzo, jak mi na to pozwoli. Nawiązać więź, a potem wykorzystać tę nić porozumienia i spróbować nakłonić go do zmiany decyzji. Po raz kolejny. Jakkolwiek prosto to brzmiało, mogło okazać się niewykonalne, a może nawet karkołomne. Musiałam działać ostrożnie. Stosować zasadę małych kroków i pamiętać, że Tomas nie był mężczyzną, którego da się oszukać. Był inteligentny, czujny i twardo stąpał po ziemi, a otaczającego go muru nie dało się ani przeskoczyć, ani ominąć. Jedyne co mi pozostało, to znaleźć w nim lukę i nieważne jak mikroskopijna będzie, spróbować przedrzeć się do środka.

Następnego dnia wszystko potoczyło się tak, jak się spodziewałam. Po śniadaniu Jinny zorganizowała dla mnie odpowiednie do jazdy konnej ubranie - ciemne, obcisłe spodnie z wysokim stanem oraz przylegający do ciała półgolf w kolorze zbliżonym do mojej skóry. Gdy nadeszła pora obiadu, byłam już gotowa. Pospiesznie zjadłam posiłek, następnie wyczyściłam buty, które po wczorajszej przejażdżce były całe w błocie, a potem zarzuciłam na ramiona jasny, prosty kardigan sięgający połowy uda i wyszłam przed budynek. Tam - zgodnie z tym, co powiedział Tomas - czekał na mnie Keddy, razem ze swoim synem, Morganem. Wsiadłam do terenowego samochodu i ruszyliśmy w drogę.

Morgan, który siedział na fotelu pasażera, odwrócił się w moją stronę.

-To co, jedziemy spełnić twoje marzenie? - zażartował.

Uśmiechnęłam się.

Marzenie o jeździe konno zrodziło się w mojej dziecięcej głowie bardzo dawno temu, ale szybko zostało stamtąd wygnane przez przezornych rodziców. Mój ojciec nigdy nie zaryzykowałby w tej sposób mojego zdrowia. Według niego aktywności takie jak jeździectwo czy też inne sporty były przeznaczone tylko i wyłącznie dla chłopców, więc szybko o tym pomyśle zapomniałam. Być może, gdyby nie wczorajsza przejażdżka, tak by właśnie zostało. Na samo wspomnienie na moich przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Jazda była przerażająca, ale zarazem niesamowicie ekscytująca. Było w tym coś pierwotnego, niepohamowanego. Połączenie, które rodziło się pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem tak silnym i pięknym, opierało się na wzajemnym zaufaniu. Ciężko było opisać słowami uczucia, które mi towarzyszyły, gdy podczas ulewy gnałam przez ciemny, gęsty las z Tomasem MacCannem zaciskającym rękę na moim brzuchu.

Z drugiej strony byłam boleśnie świadoma, po co wyszłam z inicjatywą wspólnych lekcji.

Wyjrzałam przez okno. Dojechaliśmy na miejsce. Gdy samochód się zatrzymał, wyszłam na zewnątrz. Spojrzałam w stronę wybiegu dla koni. Był ogromny, dobudowany do stajni. Otaczało go białe, drewniane ogrodzenie wysokie na dwa metry. Podeszłam bliżej i przez wolną przestrzeń między szczeblami obserwowałam, jak Tomas przeskakuje na Arsenie przez poszczególne przeszkody. Niektóre z nich były naprawdę wysokie, a Arsen po skoku prezentował się, jakby umiejętność latania nie była mu obca. Poruszali się z zapierającą dech w piersiach szybkością. Tomas jechał pochylony, aby jak najbardziej zmniejszyć opór powietrza. Razem tworzyli naprawdę zgrany duet i odniosłam wrażenie, jakby rozumieli się bez słów.

Gdy Tomas zdał sobie sprawę z mojej obecności, zwolnił, a potem skręcił wodze i ruszył w stronę barierki, przy której stałam.

-Gotowa? - spytał patrząc na mnie z góry.

Jego oczy zjechały niżej i przeskanowały mój strój.

-Tak - odparłam, siląc się na uśmiech.

-Wejdź do środka. Keddy otworzy bramę - rzekł chrapliwie, a potem odjechał w stronę bocznego wejścia do stajni.

Gdy odeszłam od barierki, Keddy już na mnie czekał przy otwartych drzwiach. Weszłam do środka w momencie, w którym Tomas wprowadzał Arsena bocznym wejściem. Miał na sobie czarną, luźną bluzkę z długim rękawem i grafitowe spodnie, a na głowie czapkę z daszkiem, za którym krył swoje spojrzenie.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now