Gdy zaczęła śpiewać, zastygłem. Całe moje wnętrze skamieniało na pełne, nieograniczone brzmienie jej głosu. Śpiewała głośno i odważnie, jakby wkładała w to... duszę. Nie mogłem oderwać od niej oczu, podobnie jak cała pieprzona reszta ludzi, znajdująca się w sali. Czułem, jak coś we mnie drga. Skrzypi, a potem łamie się, jak sucha gałązka pod naciskiem buta. Nie miałem cholernego pojęcia, co to mogło być.
-Jest niesamowita - zachwyciła się żona Bradena, splatając ze sobą obie dłonie i przyciągając je pod brodę.
-Innes - upomniałem ją szorstko.
Spojrzała na mnie.
-Teraz już wiem, co cię tak zaintrygowało - odparła, niezrażona moim oschłym tonem.
-Nie powinnaś była tego robić - zganiłem ją.
-Tomasie - położyła dłoń na moim ramieniu. -Zmyj z twarzy ten grymas. Nic złego się przecież nie stało.
-To miało być biznesowe spotkanie, a nie żadna uroczystość.
-Wiem, ale rozejrzyj się. Wszyscy świetnie się bawią. Zaraz zostanie podana kolacja, potem atmosfera się rozluźni. Myślisz, że kiedy dobija się najlepszych targów? Właśnie w takich warunkach. Poza tym chciałam, aby wszyscy wiedzieli, że rodzina MacCann wróciła na odpowiednie tory. Że stajemy na nogi i rośniemy w siłę. Nie uważasz, że to niezwykle istotne? - przekonywała matczynym tonem.
-Zorganizowałaś to wszystko za moimi plecami - opróżniłem kieliszek z szampanem jednym haustem.
-Tak, chciałam zrobić ci niespodziankę. Żebyś przypomniał sobie, jak to jest. Twoi rodzice często organizowali...
-Moi rodzice nie żyją - wbiłem w nią ostre spojrzenie, a potem ostawiłem szkło na tacę przechodzącego obok kelnera.
Zagryzła wargę. Na jej twarzy wykwitło poczucie winy.
-Już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Nie powinnaś o tym zapominać.
Chciałem odejść, ale obok nas wyrósł Braden.
-Zaczekaj, Tomasie. Być może masz trochę racji. Może pospieszyliśmy się nieco ze świętowaniem i nie powinniśmy wyprawiać przyjęcia bez twojej wiedzy, ale gwarantuję ci, że nic złego się nie stanie. Pokazaliśmy wszystkim, że wychodzimy na prostą. Widzisz te uśmiechy? Kilku ważnych ludzi pytało o ciebie. Nie mogą się doczekać, aż będą mogli porozmawiać z tobą o interesach. Rozluźnij się i ciesz się, że to miejsce wraca do życia.
Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, a potem odnalazłem wzrokiem Carmen. Szła właśnie w stronę toalet w towarzystwie Jinny, gdy zaczepił ją jeden z moich potencjalnych współpracowników. W momencie, w którym zaczął ściskać jej dłoń, ruszyłem z miejsca.
-Tomasie? - zawołała za mną Innes.
-Zostaw - powstrzymał ją Braden.
Nie zdążyłem pokonać połowy dystansu, gdy drogę zagrodził mi Ervin Davidson, który opuścił więzienie kilka dni po mnie. Razem z nim był mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałem.
-Tomas MacCann, człowiek, dzięki któremu rozwinąłem skrzydła - rzekł, szczerząc zęby.
Zerknąłem nad jego ramieniem na Carmen znikającą w łazience. Z trudem powstrzymałem zniecierpliwione warknięcie.
-Tomasie, wspaniałe przyjęcie. Trochę nie w twoim stylu, ale po twojej minie wnioskuję, że nie ty byłeś organizatorem - zachichotał.
Westchnąłem rozdrażniony.
![](https://img.wattpad.com/cover/276681828-288-k750932.jpg)
YOU ARE READING
Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONE
RomanceMężczyzna zawładnięty żądzą zemsty. Kobieta, która stała się karą za wyrządzone krzywdy. Dwie rodziny, jedna wojna, morze krwi. Tomas został skazany za morderstwo swoich najbliższych, którego nie popełnił. Gdy wychodzi na wolność, przyświeca mu je...