Rozdział 23

4.7K 201 9
                                    

Gdy zaczęła śpiewać, zastygłem. Całe moje wnętrze skamieniało na pełne, nieograniczone brzmienie jej głosu. Śpiewała głośno i odważnie, jakby wkładała w to... duszę. Nie mogłem oderwać od niej oczu, podobnie jak cała pieprzona reszta ludzi, znajdująca się w sali. Czułem, jak coś we mnie drga. Skrzypi, a potem łamie się, jak sucha gałązka pod naciskiem buta. Nie miałem cholernego pojęcia, co to mogło być.

-Jest niesamowita - zachwyciła się żona Bradena, splatając ze sobą obie dłonie i przyciągając je pod brodę.

-Innes - upomniałem ją szorstko.

Spojrzała na mnie.

-Teraz już wiem, co cię tak zaintrygowało - odparła, niezrażona moim oschłym tonem.

-Nie powinnaś była tego robić - zganiłem ją.

-Tomasie - położyła dłoń na moim ramieniu. -Zmyj z twarzy ten grymas. Nic złego się przecież nie stało.

-To miało być biznesowe spotkanie, a nie żadna uroczystość.

-Wiem, ale rozejrzyj się. Wszyscy świetnie się bawią. Zaraz zostanie podana kolacja, potem atmosfera się rozluźni. Myślisz, że kiedy dobija się najlepszych targów? Właśnie w takich warunkach. Poza tym chciałam, aby wszyscy wiedzieli, że rodzina MacCann wróciła na odpowiednie tory. Że stajemy na nogi i rośniemy w siłę. Nie uważasz, że to niezwykle istotne? - przekonywała matczynym tonem.

-Zorganizowałaś to wszystko za moimi plecami - opróżniłem kieliszek z szampanem jednym haustem.

-Tak, chciałam zrobić ci niespodziankę. Żebyś przypomniał sobie, jak to jest. Twoi rodzice często organizowali...

-Moi rodzice nie żyją - wbiłem w nią ostre spojrzenie, a potem ostawiłem szkło na tacę przechodzącego obok kelnera.

Zagryzła wargę. Na jej twarzy wykwitło poczucie winy.

-Już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Nie powinnaś o tym zapominać.

Chciałem odejść, ale obok nas wyrósł Braden.

-Zaczekaj, Tomasie. Być może masz trochę racji. Może pospieszyliśmy się nieco ze świętowaniem i nie powinniśmy wyprawiać przyjęcia bez twojej wiedzy, ale gwarantuję ci, że nic złego się nie stanie. Pokazaliśmy wszystkim, że wychodzimy na prostą. Widzisz te uśmiechy? Kilku ważnych ludzi pytało o ciebie. Nie mogą się doczekać, aż będą mogli porozmawiać z tobą o interesach. Rozluźnij się i ciesz się, że to miejsce wraca do życia.

Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, a potem odnalazłem wzrokiem Carmen. Szła właśnie w stronę toalet w towarzystwie Jinny, gdy zaczepił ją jeden z moich potencjalnych współpracowników. W momencie, w którym zaczął ściskać jej dłoń, ruszyłem z miejsca.

-Tomasie? - zawołała za mną Innes.

-Zostaw - powstrzymał ją Braden.

Nie zdążyłem pokonać połowy dystansu, gdy drogę zagrodził mi Ervin Davidson, który opuścił więzienie kilka dni po mnie. Razem z nim był mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałem.

-Tomas MacCann, człowiek, dzięki któremu rozwinąłem skrzydła - rzekł, szczerząc zęby.

Zerknąłem nad jego ramieniem na Carmen znikającą w łazience. Z trudem powstrzymałem zniecierpliwione warknięcie.

-Tomasie, wspaniałe przyjęcie. Trochę nie w twoim stylu, ale po twojej minie wnioskuję, że nie ty byłeś organizatorem - zachichotał.

Westchnąłem rozdrażniony.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now