Rozdział 34

4.4K 211 23
                                    

Camdan i Keddy przyjechali na miejsce po kilku minutach.

-Co się stało? - spytał Camdan, wyskakując z samochodu.

-Zajmij się końmi - rzuciłem do Keddy'ego, który w przeciwieństwie do Camdana nie zadawał zbędnych pytań.

W odpowiedzi jedynie przytaknął, a potem pobiegł w stronę szalejącego Arsena i wystraszonej Hery.

Ostrożnie wsunąłem ręce pod plecy i kolana Carmen, a potem podniosłem ją z ziemi. Jej głowa zatoczyła koło, a następnie opadła na moje ramię. Była bezwładna, ale niezupełnie nieprzytomna. Majaczyła. Słowo "mama" wypływało spomiędzy jej ust raz za razem.

-Co jej jest? - dopytywał Camdan, marszcząc brwi.

-Otwórz drzwi - nakazałem, a gdy to zrobił, usadowiłem się na tylnej kanapie.

Carmen ułożyłem w pozycji półsiedzącej. Otoczyłem lewą ręką jej drobne plecy, aby utrzymać ją w bezruchu. Jej ciało instynktownie przylgnęło do mojego. Prawą ręką sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do Klary - naszej lekarki. Czekając, aż odbierze, odnalazłem spojrzeniem oczy Camdana.

-Wsiadaj, kurwa - warknąłem zniecierpliwiony.

Obserwowałem jak zajmuje miejsce za kierownicą i już po chwili silnik obudził się do życia. Gdy samochód ruszył, Klara odebrała telefon.

-Potrzebuję cię. Jak szybko jesteś w stanie dotrzeć na wyspę? - rzuciłem do słuchawki, nie tracąc czasu na przywitanie.

Była do tego przyzwyczajona.

-Godzina, może półtorej. Co się stało? - jej ton był stanowczy i opanowany zarazem.

-Dziewczyna spadła z konia. Majaczy, ale nie ma z nią kontaktu.

-Uderzyła się w głowę?

-Nie, raczej nie. Chyba złamała nogę. Albo skręciła. Nie wiem, kurwa - powiedziałem rozdrażniony poczuciem bezradności, które uderzyło we mnie niespodziewanie.

-Postaram się dotrzeć jak najszybciej. Ułóż ją na łóżku i nie spuszczaj z oka. Jeśli zacznie się dziać coś niepokojącego, dzwoń - odparła, a potem się rozłączyła.

Rzuciłem telefon na fotel, a potem spojrzałem w dół, na twarz Carmen.

Odgarnąłem włosy, które opadły jej na czoło, odsłaniając tym samym zaczerwieniony policzek. Przesunąłem palcem po niewielkim zadrapaniu, zastanawiając się, jak do niego doszło.

-Mamo - wymamrotała po raz kolejny, a jej skóra zwilgotniała.

-Pospiesz się - zwróciłem się do obserwującego mnie we wstecznym lusterku Camdana.

-Robię, co mogę - odrzekł nerwowo, szarpiąc kierownicą.

Carmen rozchyliła niemrawo powieki. Spojrzała w górę, prosto na mnie, a potem znowu zamknęła oczy. Myślałem, że straciła przytomność, ale wtedy się odezwała.

-Nic mi nie jest.

Zaczęła się poruszać. Próbowała podeprzeć się rękoma, ale była zbyt słaba. Przytrzymałem ją w miejscu.

-Nie wstawaj. Zaraz będziemy na miejscu - oznajmiłem cicho.

Kciukiem starłem drobną kroplę potu, która wstąpiła na jej skroń. Znów otworzyła oczy. Były jasne i błyszczące, ale pod spodem kryło się znacznie więcej. Ból, strach, zagubienie i setki pytań, na które niestety - tak samo, jak ona - nie znałem odpowiedzi.

-Powiedz, co cię boli.

-Plecy i noga - wyznała słabym głosem.

-Wytrzymaj jeszcze chwilę - odszepnąłem.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now